Marek Plawgo: sportowcy odczują brak igrzysk [WYWIAD]
- Największą zmianą będzie brak igrzysk olimpijskich, czyli imprezy docelowej. To jest coś, co zawodnicy odczują najbardziej, natomiast przesunięcie startu sezonu o miesiąc nie jest niczym nadzwyczajnym - mówi w rozmowie z PolskieRadio24.pl Marek Plawgo, były lekkoatleta, rekordzista Polski w biegu na 400 metrów przez płotki.
2020-06-16, 11:00
Mateusz Brożyna (PolskieRadio24.pl): sportowcy powoli wracają do życia, w tym lekkoatleci. Jak Pan widzi ten powrót w kontekście tak długiej przerwy?
Powiązany Artykuł
Bojkot przeszkodził w zdobyciu medalu. Mamiński: nawet ze srebra byłbym zadowolony [TYLKO U NAS]
Marek Plawgo: to jest dla mnie troszeczkę trudne i zbyt rozległe pytanie, bo nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Dla wszystkich jest to sytuacja bez precedensu, natomiast wiem jedno. Ze sportowego charakteru i trybu życia najgorsza rzecz, jaka może spotkać zawodnika, to trening bez realnego celu. Jeżeli miałbym to porównywać do siebie, to z powodu kontuzji zbyt późno wszedłem w sezon i nie udało mi się zakwalifikować na mistrzostwa świata. Miałem tak dwukrotnie. Wtedy miałem takie dyspozycje od menedżera czy związku: „Marek, to potrenuj. W drugiej części sezonu może jeszcze coś pobiegniesz. Może jakiś wynik, może coś się uda”. Ale to już nie jest żaden cel. To jest już takie gdybanie, a to nie jest nigdy dobre rozwiązanie dla sportowca.
A teraz?
Obecnie ci sportowcy przez długi czas utrzymywali się w takim reżimie treningowym i próżni, nie bardzo wiedząc, dokąd ten sezon zmierza. Myślę, że teraz wszyscy są szczęśliwi, że jednak sezon ruszy. Pojawia się pytanie: kto jak był w stanie trenować w tym okresie? Mamy różne konkurencje. Biegi długie, średnie, mimo że będą miały jeszcze jakieś restrykcje dotyczące dystansu, to relatywnie miały najłatwiej, bo zawodnicy mogli trenować w lasach i nie potrzebowali specjalistycznego sprzętu. Najtrudniej rzuty długie, czy choćby Piotr Lisek i Paweł Wojciechowski, którzy mieli zamknięte hale, a bez tego absolutnie nie można trenować skoku o tyczce. Zobaczymy kto, jak wykorzystał ten czas i jak przeprowadził trening zastępczy. Co ciekawe, pierwsze wyniki próbnych mityngów w Czechach i Finlandii pokazują, że zawodnikom udało się przygotować formę, która nie odbiega znacznie od tej z normalnego sezonu. Cieszę się razem ze sportowcami, że ta lekka wraca i to już nie jest „a może”, „a gdyby” i nie wiadomo co. Ten cel w końcu zaczyna się klarować.
Problemem dla lekkoatletów może być to, że tych mityngów w tym roku za wiele nie będzie.
Jest konkretny kalendarz startów, ale jest strasznie ogołocony z imprez docelowych. Ważne jest jednak, aby w tym roku wejść w tę dyspozycję startową i zaakcentować ten sezon kilkoma występami. Bardzo ryzykowne byłoby przygotowywanie się do igrzysk olimpijskich po roku przerwy. A tego bym nikomu nie życzył.
Pierwsi rozgrywki wznowili piłkarze, zarówno w Niemczech, jak i w Polsce. U części z nich pojawiły się pierwsze kontuzje i mikrourazy. Jakie jest ryzyko u lekkoatletów po tak długiej przerwie?
Powiązany Artykuł
Tokio 2020. Ennaoui: nie mogliśmy być w niepewności, większość z nas ma całoroczny plan [TYLKO U NAS]
Ja bym tego nie porównywał. Dużą częścią procesu szkoleniowego i przygotowania jest tzw. przygotowanie startowe. W przypadku piłkarzy jest to przygotowanie meczowe i turniejowe. Oni mają bardzo rozległy sezon i na przestrzeni roku ten okres przygotowawczy jest znacznie krótszy. Sam mecz można powiedzieć, że jest elementem treningu. Jeśli są tego pozbawieni, muszą wrócić do zajęć, do których nie są przyzwyczajeni. Z kolei lekkoatleci przygotowują się czasami przez okres 8-10 miesięcy do imprezy docelowej. Co za tym idzie, oni nie startują przez 70-80 proc. czasu tego szkolenia. Mają większy wachlarz elementów, do których są przyzwyczajeni i mogą z nich swobodnie korzystać. To jest tylko kwestia tego, na kiedy zrobić bezpośrednie przygotowanie startowe. To trwa od 6 do 8 tygodni i jeżeli mamy ustalony kalendarz, to zawodnicy zwiększają intensywność treningów. Lekkoatleci są troszeczkę lepiej przygotowani pod względem zasobów szkoleniowych.
REKLAMA
Czyli nie ma większych obaw o kontuzje…
Myślę, że nie, bo mimo że mieliśmy lockdown, to każdy szukał możliwości i treningów zastępczych. Ryzyko kontuzji byłoby wtedy, gdyby lockdown był przestrzegany w stu procentach i sportowcy nie mogli wychodzić z domów. Ponadto przez długi czas nie wiadomo było, czy odbędą się igrzyska w Tokio, więc trenowali za wszelką cenę. Przygotowywali się do startu w najważniejszej imprezie sportowej w życiu. Nie siedzieli w domu i nie czekali co będzie dalej. Oczywiście ryzyko kontuzji jest zawsze, ale myślę, że nikt z lekkoatletów nie zanotował totalnego bezruchu dłużej niż tydzień. Organizm cały czas pozostawał w gotowości. Najważniejsze jest to, że będą mogli wystartować, bo tak jak wspominałem, najgorsze byłoby się przygotować do kolejnego sezonu, nie akcentując tego pełną rywalizacją w tegorocznych zawodach. To jest bardzo ważny bodziec w kontekście przyszłorocznych przygotowań olimpijskich.
Lekkoatleci zaczęli rywalizację na Stadionie Śląskim. Później dość intensywny sierpień z Memoriałem Ireny Szewińskiej oraz Mistrzostwami Polski we Włocławku. Wciąż nie wiadomo również, jak będzie wyglądała Diamentowa Liga? (teraz już wiadomo, że zaliczane do Diamentowej Ligi mityngi w Paryżu i amerykańskim Eugene zostały odwołane. Pierwsza z tych imprez lekkoatletycznych miała się odbyć 6 września, a druga - 4 października)
Powiązany Artykuł
Polska straci na przełożeniu igrzysk? "Jesień byłaby lepsza" [TYLKO U NAS]
To nie będzie Diamentowa Liga, którą znaliśmy do tej pory. Bardzo blisko współpracuję zawodowo z dyrektorem mityngu w Brukseli, który zwykle był finałową rundą Diamentowej Ligi. Już mi wspomniał, że to nie będą pełnokrwiste zawody cyklu. Będzie sporo konkurencji eksperymentalnych, zresztą wciąż z obowiązującymi restrykcjami. Ponadto sponsorzy w poszczególnych krajach też odczuwają skutki pandemii i wycofują środki. Raczej wszystkie tegoroczne zawody Diamentowej Ligi będą eksperymentalne, na przetrwanie, tylko po to, by nie robić dziury i zachować tę tradycję, że pozostają niezmienne. Nie należy się spodziewać, że zobaczymy coś, do czego przyzwyczailiśmy się w poprzednich latach. W tym roku nie mamy imprezy docelowej, więc jest oczywiście potrzeba startowania i przygotowywania tej dyspozycji, ale ona będzie bardzo rozciągnięta w czasie, gdyż nie ma punktu szczytowego. Myślę, że brak imprezy docelowej może spowodować pewne rozluźnienie w restrykcjach "co można, a czego nie". Być może będziemy widzieć naszych lekkoatletów w innych rolach. Ważne by mieli gdzie rywalizować, bo jest to kluczowe w kontekście igrzysk w Tokio.
Jak bardzo lockdown zaburzył cykl olimpijski?
Wszystko będzie zależeć od tego, kiedy i w jakim stopniu będzie można rywalizować. Na dobrą sprawę mamy dopiero czerwiec i to jest czas, kiedy sezon dopiero nabierał rozpędu. Wcześniejsze zawody, które zwykle odbywały się pod koniec kwietnia i w maju, były traktowane przez lekkoatletów treningowo. Tak naprawdę ten kalendarz, który mamy teraz ustalony, on jest niewiele spóźniony. Nie powinno to rzutować na tegoroczne przygotowania. Największą zmianą będzie brak igrzysk olimpijskich, czyli imprezy docelowej. To jest coś, co zawodnicy odczują najbardziej, natomiast przesunięcie startu sezonu o miesiąc nie jest niczym nadzwyczajnym.
REKLAMA
Ten sezon nie będzie obfitował w wiele imprez sportowych, za to 2021 ma dość napięty grafik.
Powiązany Artykuł
Zmarł wybitny sprinter i trzykrotny mistrz olimpijski. Bobby Joe Morrow miał 84 lata
Tak, mamy dwie imprezy halowe. W momencie kiedy Chińczycy przekładali halowe mistrzostwa świata, nie wiedzieli, że będzie to w roku olimpijskim. Mamy też święto lekkoatletyki w Polsce, gdzie są przecież halowe mistrzostwa Europy. Pytanie teraz, jak te zawody będą traktowali zawodnicy. To był idealny okres po igrzyskach, kiedy mogli się zaprezentować przed polską publicznością. Wszyscy zawodnicy, których znam i którzy występują na hali, mieli się tam pojawić. Zwykle sportowcy unikali zawodów halowych w roku olimpijskim, teraz będą mieli trudny orzech do zgryzienia. Paradoksalnie myślę, że skoro ten sezon jest nieudany, to kilku zawodników zdecyduje się jednak wystąpić na HME. Prócz tego przesunięte są MŚ w Eugene, ale jest również kilka innych imprez w kalendarzu. Jest tego sporo, ale w momencie przełożenia igrzysk w Tokio, wszystko jest już drugorzędne. Dla sportowców zawsze sprawą nadrzędną będą igrzyska olimpijskie, a kalendarz imprez będzie dostosowywany do ich szkolenia pod kątem jak najlepszej formy na IO.
Powiązany Artykuł
Marek Plawgo poszkodowany w wypadku drogowym. "Mam nadzieję, że Szanowny Pan zdążył"
Paradoksalnie halowe zawody mogą skorzystać na obecnej sytuacji?
Może się okazać, że to będą pierwsze pełnokrwiste zawody rangi mistrzowskiej bez restrykcji i ograniczeń. Trenerzy i zawodnicy będą podchodzili do tego indywidualnie. Każda konkurencja ma też inne potrzeby w kwestii przygotowania i wszyscy będą różnie podchodzić do zawodów halowych.
Ogólnie patrząc, jak ta pandemia odbija się na środowisku lekkoatletycznym?
Chyba nikt nie jest w stanie tego przewidzieć, bo nigdy nie byliśmy w takiej sytuacji. Po drugie każdy kraj miał różne restrykcje. Najgorsze jest to, że my dalej nie wiemy, jak ten wirus będzie się zachowywał w przyszłości. Każdy już myśli, co będzie robił, kiedy tego wirusa nie będzie, a naukowcy mówią, że należy się spodziewać drugiej fali jesienią. Nawet organizatorzy igrzysk w Tokio są pełni obaw, bo nikt nie wie, w jakim świecie znajdziemy się w 2021.
Rozmawiał Mateusz Brożyna
REKLAMA
REKLAMA