PŚ w skokach 2020/2021: Granerud dominował, ale to Żyła został mistrzem. Z czego zapamiętamy ten sezon?

Sezon 2020/2021 Pucharu Świata dobiegł końca. Przebiegał pod znakiem pandemii koronawirusa, ciągłych testów i konkursów bez kibiców. Nie zabrakło także wielkich sportowych emocji i chwil radości dostarczonych polskim fanom przez ich ulubieńców. Portal polskieradio24.pl podsumował ostatnie cztery miesiące w świecie skoków narciarskich. 

2021-03-29, 15:44

PŚ w skokach 2020/2021: Granerud dominował, ale to Żyła został mistrzem. Z czego zapamiętamy ten sezon?
Piotr Żyła . Foto: PAP/Grzegorz Momot
  • Dominatorem sezonu był Halvor Egner Granerud. Norweg wygrał aż 11 z 25 indywidualnych konkursów i sięgnął po Kryształową Kulę 
  • Najważniejsze imprezy mistrzowskie miały jednak innych bohaterów 
  • Mistrzem świata w lotach został Karl Geiger, a złotymi medalami podczas mistrzostw w Oberstdorfie podzielili się Piotr Żyła i Stefan Kraft 

Powiązany Artykuł

grafika puchar świata skoki 2020 2021 artykolowka 1200.jpg
PUCHAR ŚWIATA W SKOKACH NARCIARSKICH 2020/2021 - SERWIS SPECJALNY

Po tym, jak sezon 2019/2020 został zakończony przedwcześnie, a cykl Letniego Grand Prix ograniczono jedynie do zawodów w Wiśle, kibice skoków narciarskich mogli być pewni obaw, czy ich idole zimą będą mogli rywalizować równie intensywnie, jak w poprzednich latach. Na szczęście, udało się rozegrać 24 indywidualne konkursy, choć problemów nie brakowało. 

Przez cały sezon rywalizacja toczyła się bez obecności kibiców na trybunach. Fani nie mogli oglądać na żywo nawet największych imprez: grudniowych mistrzostw świata w lotach narciarskich, rozgrywanego na przełomie roku Turnieju Czterech Skoczni czy mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym. 

"

Koronawirus mieszał w stawce 

Pandemia miała zresztą wpływ nie tylko na zerową frekwencję na trybunach. Przez cały sezon otrzymywaliśmy informacje o pozytywnych wynikach testów na obecność koronawirusa u zawodników. Już na początku sezonu COVID-19 wyeliminował najważniejszych austriackich skoczków, ze Stefanem Kraftem na czele. 

REKLAMA

Chorobę przechodzili też słoweńscy bracia Prevcowie, Niemiec Karl Geiger, a wreszcie Halvor Egner Granerud. Norweski dominator zakończonego w niedzielę sezonu stracił szansę na walkę o mistrzostwo świata na dużej skoczni po tym, jak uzyskał pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa. 

Również biało-czerwoni zmagali się z poważnym koronawirusowym problemem. W niedzielę 27 grudnia 2020 roku polskie media obiegła wiadomość, że Klemens Murańka miał pozytywny wynik na obecność koronawirusa. Przepisy sanitarne były tak skonstruowane, że stawiało to pod znakiem zapytania całej polskiej reprezentacji w Turnieju Czterech Skoczni. 

Jakby tego było mało, dzień później niemiecki sanepid zabronił biało-czerwonych udziału w kwalifikacjach do pierwszego konkursu prestiżowego cyklu w Oberstdorfie, choć wynik Murańki był "niejednoznacznie pozytywny". Polacy przeszli kolejne testy, które przyniosły negatywne wyniki u całej drużyny, również u Murańki. 

REKLAMA

Skoczkowie z innych krajów zdążyli rozegrać kwalifikacje, zanim poznaliśmy wyniki powtórnych testów. Rozpoczęła się walka o warunkowe dopuszczenie Polaków do konkursu. Zaangażowano nawet służby dyplomatyczne. Ostatecznie dyrektor Pucharu Świata Sandro Pertile, po konsultacji z przedstawicielami innych ekip, zdecydował się dopuścić biało-czerwonych do rywalizacji, o ile wyniki kolejnych testów będą negatywne.

Powiązany Artykuł

Adam Małysz 1200 F.jpg
TCS. Adam Małysz ma satysfakcję: Niemcy nie mogli w to uwierzyć. Warto było walczyć

Tak też się stało i siedmiu reprezentantów Polski przystąpiło do konkursu, który 29 grudnia został rozegrany w bawarskiej miejscowości. Wcześniejsze kwalifikacje zostały anulowane. Jak się okazało, były to trudne początki pięknej przygody biało-czerwonych w niemiecko-austriackim turnieju. 

"

Mamy wyniki kolejnych testów na Covid-19. Wszystkie negatywne, a to oznacza, że POLACY WYSTARTUJĄ DZISIAJ W...

Opublikowany przez Adama Małysza Wtorek, 29 grudnia 2020

Norweski dominator

Zanim jednak Turniej się rozpoczął, skoczkowie rywalizowali w Wiśle, Kuusamo, Niżnym Tagile i Engelbergu, a także podczas mistrzostw świata w lotach narciarskich w Planicy. Te ostatnie zawody przełożono z poprzedniego sezonu. Wówczas ich rozegranie uniemożliwił wybuch pandemii. 

Początek sezonu był popisem Halvora Egnera Graneruda. Norweg, który przez cały sezon 2019/2020 zdobył... osiem punktów do klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, był prawdziwym objawieniem. Zaczął od czwartego miejsca w konkursach w Wiśle i w Kuusamo, gdzie z kolei triumfy odnosił Niemiec Markus Eisenbichler. 

REKLAMA

Granerud pierwszą pucharową wygraną zanotował w trzecim konkursie indywidualnym sezonu: zwyciężył w drugich zawodach w Kuusamo. Potem Norweg dwukrotnie triumfował w Niżnym Tagile oraz dwa razy wygrał w Engelbergu. Nie zawsze były to zwycięstwa z dużą przewagą punktową, ale seria pięciu pucharowych triumfów była imponująca. 

Najważniejsza impreza pierwszej części sezonu nie padła jednak łupem Graneruda. Norweg latał w Planicy znakomicie i podtrzymał formę z pucharowych konkursów. W czteroseryjnym konkursie od początku skakał bardzo dobrze, jednak nie mógł zbliżyć się do Karla Geigera. Niemiec prowadził od pierwszej do ostatniej serii. 

W ostatnim skoku norweski skoczek pobił rekord życiowy (243,5 metra), ale 231 metrów Geigera w zupełności wystarczyło do zwycięstwa. Granerud w pewnym sensie zrewanżował się niemieckiemu rywalowi dzień później. W konkursie drużynowym najlepsi okazali się Norwegowie, którzy wyprzedzili Niemców dopiero w ostatnim skoku, który oddał właśnie ich lider.

REKLAMA

Trzecie miejsce wywalczyli biało-czerwoni: Piotr Żyła, Andrzej Stękała, Kamil Stoch i Dawid Kubacki. Indywidualnie skakali dobrze, acz nie zbliżyli się do medalistów: Geigera, Graneruda i Eisenbichlera.

W drużynie jednak pewnie sięgnęli po brązowy medal. Cieszyć mogła zwłaszcza postawa Stękały, który po latach wrócił z niebytu i pokazał, że stać go na wspaniałe skoki. Medal w Planicy nie był zresztą jego ostatnim słowem. 

REKLAMA

Cztery skocznie Stocha

Wysoka forma Graneruda wskazywała, że jest największym faworytem Turnieju Czterech Skoczni. Niemieccy kibice, czekający na triumf w tej imprezie swojego reprezentanta od 2002 roku, liczyli natomiast na kogoś z duetu: Eisenbichler lub Geiger. Biało-czerwoni nie jechali do Niemiec jako główni faworyci. Dodatkowo afera związana z testem Murańki i wykluczeniem drużyny mogła przecież wpłynąć na morale naszych skoczków. 

Nic takiego nie miało miejsca. Turniej był popisem podopiecznych Michala Doleżala. Zaczęło się od konkursu w Oberstdorfie, gdzie Stoch przegrał tylko z Geigerem. Pozostali reprezentanci Polski zajęli nieco dalsze miejsca, ale noworoczny konkurs w Garmisch-Partenkirchen był już popisem biało-czerwonej eskadry.

REKLAMA

Wygrał Dawid Kubacki, który w najlepszy możliwy sposób uczcił narodziny córki kilka dni wcześniej. 144 metry w drugiej serii było nowym rekordem skoczni w Ga-Pa. Polak wyprzedził o 7,7 punktu Graneruda, a najniższe miejsce na podium przypadło w udziale Piotrowi Żyle. Stoch był tym razem czwarty, a Stękała zamknął pierwszą dziesiątkę. 

Do Austrii Kubacki przyjechał jako lider klasyfikacji generalnej TCS. W Innsbrucku skakał bardzo dobrze, zajął trzecie miejsce, ale postawa Stocha sprawiła, że musiał zapomnieć o obronie trofeum wywalczonego rok wcześniej. Najbardziej utytułowany z naszych reprezentantów skakał jak za dawnych lat. 

Stoch w świetnym stylu wygrał zarówno w Innsbrucku, jak i w Bischofshofen. Ostatecznie triumfował w 69. Turnieju Czterech Skoczni z przewagą 48.1 punktu nad Geigerem i 52,8 pkt nad Kubackim. Świetnie spisali się też piąty Żyła oraz Stękała, który ex aequo z Japończykiem Ryoyu Kobayashim zajął szóste miejsce w końcowej klasyfikacji. 

REKLAMA

Granerud musiał zadowolić się czwartym miejscem. Norweg nie skakał tak dobrze jak wcześniej (i, jak miało się okazać, później), a do tego irytował siebie i kibiców niektórymi wypowiedziami. Po zajęciu piętnastego miejsca w Innsbrucku, wybuchł w rozmowie z norweską telewizją TV2. 

- Kamil skacze niestabilnie. Jeśli będziemy skakać w porównywalnych warunkach, wciąż mogę wygrać - mówił Granerud, który narzekał na to, że podczas zawodów został puszczony przy niekorzystnym wietrze.

W Bischofshofen problemów z warunkami atmosferycznymi już nie było. Stoch wygrał z ponad dwudziestopunktową przewagą nad innym Norwegiem Mariusem Lindvikiem, a Granerud... zajął 12. miejsce. Ewidentnie widać było, że 24-latek nie poradził sobie psychicznie z oczekiwaniami i zainteresowaniem, jakie nagle zaczął wzbudzać wśród mediów i kibiców. 

REKLAMA

Granerud powraca 

Biało-czerwoni skakali wyśmienicie i wydawało się, że będą dominowali do końca sezonu. Tak różowo jednak nie było, choć pierwszy konkurs po TCS - w niemieckim Titisee-Neustadt mógł sprawiać wrażenie, że rywalizacja w sezonie 2020/2021 stawała się powoli wewnętrzną sprawą Polaków. Stoch wygrał w świetnym stylu, Żyła był trzeci, Stękała piąty, a prowadzący po pierwszej serii Kubacki siódmy. 

Dla "Rakiety z Zębu" było to trzydzieste dziewiąte zwycięstwo w cyklu PŚ. Więcej mają tylko Austriak Gregor Schlierenzauer i legendarny Fin Matti Nykaenen. Wydawało się, że Polak szybko ruszy w pogoń za tym duetem, jednak do końca sezonu ani razu nie stanął już na najwyższym stopniu podium. 

REKLAMA

Drugi konkurs w Titisee-Neustadt był sygnałem ostrzegawczym dla polskich kibiców. Żadnego z naszych reprezentantów nie było w czołowej piątce. Wygrał Granerud, który zasygnalizował powrót do wysokiej formy. 

Norweg zdominował zresztą tę część sezonu. Po dwa zwycięstwa odniósł w Willingen i w Klingenthal. Triumfował też w lutowym konkursie w Zakopanem. W Lahti skończył poza podium tylko dlatego, że popisał się brawurą i w drugiej serii nie ustał najdłuższego skoku konkursu. W Rasnovie stracił wygraną na rzecz Kobayashiego już po konkursie, kiedy został zdyskwalifikowany za nieprzepisowy kombinezon. 

Momentami skakał w swojej lidze i głośno mówił, że do Oberstdorfu jedzie po tytuł mistrza świata. Jak się jednak okazało, kolejna wielka impreza nie przyniosła mu sukcesu... 

REKLAMA

Mistrzowska forma Żyły 

Rozgrywane na przełomie lutego i marca mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym były popisem Norwegów. Spośród 24 konkurencji w biegach, skokach narciarskich i kombinacji norweskiej reprezentanci tego państwa wygrali aż trzynaście. W gronie złotych medalistów nie było jednak tego, na którego liczyli niemal tak samo, jak na wybitną biegaczkę Theresę Johaug. 

Granerud świetnie radził sobie na normalnym obiekcie. Wygrywał kolejne serie treningowe, zdeklasował rywali w kwalifikacjach. Nastroje przed konkursem, który rozegrano 27 lutego, można streścić następująco: kto sięgnie po srebrny i brązowy medal? Bo ten złoty, wielu wieszało na szyi Norwega już przed konkursem. 

Pierwsza seria miała sensacyjny przebieg. Granerud zajmował odległe szesnaste miejsce, z ponad siedmiopunktową stratą do czołowej trójki. Na skoczni, której rozmiar wynosi 106 metrów, była to pokaźna różnica, choć możliwa do zniwelowania. 

REKLAMA

Polskich kibiców najbardziej jednak interesował fakt, że niespodziewanym liderem na półmetku zawodów był Piotr Żyła. "Wiewiór" oddał najdłuższy skok serii - 105 metrów i zasłużenie prowadził. O trzy punkty wyprzedzał drugiego Słoweńca Anze Laniska. Szansę na medal zachował też piąty na półmetku Dawid Kubacki. 

Powiązany Artykuł

granerud 1200f.jpg
PŚ w skokach 2020/2021: Granerud już przed wielkim finałem zdobył Kryształową Kulę, ale może czuć niedosyt

W drugiej serii Granerud zaatakował. 103 metry było najdłuższą odległością rundy finałowej, ale pozwoliło jedynie awansować na czwarte miejsce.

Złotym medalistą został Żyła. Wiślanin kapitalnie wytrzymał presję i po skoku 102,5 metra mógł utonąć w objęciach kolegów z kadry. Polak wyprzedził Geigera, który wrócił do wielkiej formy po słabszych wynikach w środkowej fazie sezonu, i Laniska. Kubacki ukończył konkurs na piątej pozycji. 

REKLAMA

Dla Żyły był to największy indywidualny sukces w karierze. Cztery lata wcześniej w Lahti wywalczył brąz na dużej skoczni, ale po tytuł sięgnął po raz pierwszy. Dokonał tego, mimo, że nie był zaliczany do grona faworytów. "Wiewiór" trzymał formę przez całe mistrzostwa i z dobrej strony pokazał się też na większym obiekcie. 

Jak się okazało, jedynym medalem Graneruda na niemieckich mistrzostwach, był brąz zdobyty w konkursie drużyn mieszanych. Choć lider Pucharu Świata zapowiadał walkę o złoto na dużym obiekcie, z rywalizacji wykluczył go pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa. 

REKLAMA

Ostatnie konkursy musiał więc oglądać w telewizji. Pod jego nieobecność w wielkim stylu przypomniał o sobie Stefan Kraft. Austriak, który w tym sezonie walczył z kontuzją pleców i zakażeniem koronawirusem, pokazał, że wciąż jest wielkim skoczkiem. Dwukrotny zdobywca Kryształowej Kuli po raz trzeci w karierze został indywidualnym mistrzem świata. 

Kraft wyprzedził Norwega Roberta Johanssona oraz Geigera, który podtrzymał miano skoczka niezwykle skutecznego na wielkich imprezach. Tym razem Żyła znalazł się tuż za podium, ale nie oznaczało to, że z Oberstdorfu wyjechał z jednym medalem. 

Ostatnim skokowym akordem imprezy był konkurs drużynowy. Biało-czerwoni wystąpili w składzie Żyła, Stękała, Stoch, Kubacki. Słabsza forma trzech ostatnich w konkursie indywidualnym i przeciętne wyniki w serii próbnej (dopiero szóste miejsce) kazały domniemywać, iż o medal może być ciężko.

REKLAMA

Podopieczni Michala Doleżala prezentowali się jednak kapitalnie. Żyła był najlepszym zawodnikiem konkursu, a pozostali robili wszystko, by dotrzymać mu kroku. Po siedmiu skokach biało-czerwoni nawet prowadzili, ale Dawid Kubacki nie zdołał odeprzeć ataków Geigera i Krafta. 

Ostatecznie po złoto sięgnęli Niemcy, po srebro Austriacy, a nasi reprezentanci zakończyli rywalizację na najniższym stopniu podium. 

W Planicy najlepszy był Geiger

Konkurs drużynowy odbył się 6 marca. Po zakończeniu mistrzostw skoczkowie mieli rywalizować w norweskim cyklu Raw Air, jednak polityka sanitarna rządu tego państwa sprawiła, że zawody w Oslo, Lillehammer, Trondheim i Vikersund nie mogły się odbyć. Niestety, Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) nie znalazła zastępstwa i skoczków czekała niemal trzytygodniowa przerwa przed kończącymi sezon konkursami w Planicy. 

REKLAMA

Słoweńskie konkursy były zresztą inne niż zwykle. Brak kibiców, przerywane i przekładane konkursy, silny wiatr, wreszcie przerażający upadek Daniela Andre Tande - to wszystko sprawiło, że coroczna magia ostatniego przystanku sezonu nieco przygasła. 

Powiązany Artykuł

Geiger 1200.jpg
PŚ w skokach: Karl Geiger królem Planicy. Biało-czerwoni bez błysku na koniec sezonu

Na szczęście, norweski skoczek został już wybudzony ze śpiączki farmakologicznej, a złamany obojczyk i przebite płuco to jedyne poważne obrażenia, jakich doznał po tym, jak upadł na zeskok mamuciej skoczni. Wszystkie zaplanowane konkursy udało się rozegrać, choć nie wszystkie liczyły dwie serie. 

REKLAMA

Biało-czerwoni w Słowenii byli raczej statystami, choć zdarzały im się (zwłaszcza Piotrowi Żyle) dalekie loty. Nie błyszczał też Granerud, który już przed przyjazdem do Planicy był pewien triumfu w klasyfikacji generalnej PŚ. Na podium cyklu znaleźli się też Eisenbichler oraz Stoch, chociaż trzykrotny mistrz olimpijski nie kończył sezonu w najlepszym nastroju. 

- Planica to był koszmar - przyznał szczerze Stoch w rozmowie z TVP Sport. Takie słowa nie dziwią. Indywidualnie zajmował, kolejno, 32., 32., i 20. miejsce, a do składu na konkurs drużynowy nawet się nie załapał... 

"

Na zakończenie trudnego weekendu kryształowy medal, który przypomina, że przecież nadal jestem „młody i obiecujący”, jak...

Opublikowany przez Kamila Stocha Niedziela, 28 marca 2021

W Planicy rządzili natomiast Geiger i Kobayashi. Obaj zdobyli w trzech konkursach po 260 punktów, jednak małą Kryształową Kulę za loty wywalczył Niemiec, który zwyciężył w piątkowym i niedzielnym konkursie. Kobayashi wygrał "tylko" w czwartek. 

Mimo pandemii koronawirusa i odwołania części konkursów (poza Raw Air, nie odbyły się też zawody w Japonii i Chinach - przyp. red.), sezon Pucharu Świata udało się zamknąć w 25 konkursach indywidualnych, czterech drużynowych i jednych zawodach drużyn mieszanych. Bez większych komplikacji rozegrano też dwie imprezy mistrzowskie. 

REKLAMA

Nowy dyrektor Pucharu Świata Sandro Pertile nie może być jednak specjalnie zadowolony ze swojej pracy. Największą plamą na honorze Włocha jest brak planu B po odwołaniu zawodów w Norwegii. Trzy tygodnie przerwy, nawet w końcówce sezonu, nie było wymarzoną sytuacją dla pozostających w treningu skoczków... 

Jest progres 

Jak ocenić sezon w wykonaniu biało-czerwonych? W Pucharze Narodów Polacy ulegli tylko Norwegom, poprawiając się o dwie pozycje w porównaniu z poprzednim sezonem. 

Drużynowo nasi reprezentanci nie stawali na podium tylko na koniec sezonu w Planicy. Do dwóch brązowych medali na imprezach mistrzowskich, dorzucili trzecie miejsce w Wiśle, drugie w Zakopanem oraz drugie w Lahti. W odróżnieniu od poprzedniego sezonu, zniknął problem "czwartego do brydża" a tercet Stoch-Żyła-Kubacki miał wreszcie godnych siebie kolegów. 

REKLAMA

Stoch zakończył sezon na trzecim, Żyła na siódmym, a Kubacki na ósmym miejscu. Po raz trzeci z rzędu trzech biało-czerwonych znalazło się w najlepszej dziesiątce sezonu. Stoch wygrał trzy konkursy, cztery razy był drugi, a raz trzeci. Żyła do mistrzostwa świata dorzucił dwa drugie i trzy trzecie miejsca w konkursach PŚ. Kubacki zwyciężył w Ga-Pa, a także trzykrotnie stawał na najniższym stopniu podium. 

Po pierwsze pucharowe podium w karierze sięgnął Stękała, który w lutym zajął drugie miejsce w Zakopanem, a w sześciu innych konkursach plasował się w najlepszej dziesiątce. Z dobrej strony pokazywali się też Jakub Wolny oraz Klemens Murańka. Ten ostatni zasłynął pobiciem rekordu skoczni w Willingen. W kwalifikacjach do konkursu na największej z dużych skoczni świata Polak skoczył aż 152,5 metra. 

REKLAMA

Trzeba też wspomnieć o kilku niezłych występach Aleksandra Zniszczoła i Pawła Wąska. W Pucharze Kontynentalnym, oprócz Wolnego i Zniszczoła, zwyciężali też Tomasz Pilch, który w grudniu sensacyjnie został mistrzem Polski, oraz weteran Stefan Hula. W zawodach "drugiej ligi" dobrze prezentował się też Maciej Kot, który jednak nie potrafił przełożyć formy na konkursy Pucharu Świata. 

Wydaje się jednak, że polska reprezentacja wykonała duży krok do przodu w porównaniu z poprzednim sezonem. Wygląda na to, że przedsezonowe połączenie kadr A i B w jedną grupę było dobrym ruchem, a teoretycznie słabsi skoczkowie zyskali motywację, by dorównać "trzem muszkieterom". 

Kolejny sezon będzie stał pod znakiem igrzysk olimpijskich w Pekinie. Dla Stocha i Żyły będzie to być może ostatnia wielka impreza tej rangi. Dzięki skokom biało-czerwonych w obecnym sezonie istnieje spora nadzieja, że liderzy naszej kadry mają następców, którzy w przyszłości mogą przejąć ich rolę. 

REKLAMA

Trzymajmy kciuki, by sezon olimpijski potwierdził te założenia. 

Czytaj także:

Paweł Majewski, PolskieRadio24.pl 


Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej