10:0 w Prima Aprilis z San Marino. Kac po Belfaście sprawiał, że kadrze Beenhakkera nie było do śmiechu

Przez wiele lat nie tylko reprezentacja Polski unikała rozgrywania oficjalnych spotkań 1 kwietnia. Lepiej nie dawać dodatkowych powodów do śmiechu w przypadku porażki. Wyjątek nastąpił w roku 2009, kiedy ze względu na rywala ryzyko nie było wielkie.

2021-04-01, 14:05

10:0 w Prima Aprilis z San Marino. Kac po Belfaście sprawiał, że kadrze Beenhakkera nie było do śmiechu

Kac po Belfaście

Powiązany Artykuł

Paulo Sousa 1200.jpg
El. MŚ 2022: Sousa w potrzasku, czyli co wiemy po trzech meczach biało- czerwonych

Leo Beenhakker miał coraz mniejszy kredyt zaufania u włodarzy PZPN jak i polskich kibiców. Rewolucja, jakiej dokonał w naszej kadrze podczas eliminacji Mistrzostw Europy 2008 była już wspomnieniem. Na docelowej imprezie zdobyliśmy jednego gola, w dodatku ze spalonego.

Start kolejnych eliminacji i znów wpadki – najpierw domowy remis ze Słowenią, potem porażka na Słowacji. Na szczęście w międzyczasie przyszły wygrane – 2:1 z Czechami i wymęczone 2:0 z San Marino, bardziej pamiętane z uwagi na debiutancką bramkę w kadrze Roberta Lewandowskiego.

Czarę goryczy przelała porażka w Belfaście z Irlandią Północną. Nie dość, że wynik fatalny, to styl niedawnego finalisty mistrzostw Europy, a zwłaszcza samobójczy gol Michała Żewłakowa po tym jak w piłkę nie trafił Artur Boruc, robiły ponure wrażenie.

REKLAMA

Dwóch strzelców, jedno nazwisko

W takiej atmosferze cztery dni później mieliśmy zmierzyć się w Kielcach z San Marino. Data – 1 kwietnia oraz rywal z samego końca światowego rankingu stanowiły niezbyt poważne tło wydarzenia.

I choć całe tamte eliminacje były jak żart, to akurat w Prima Aprilis kibice dostali odrobinę radości.

Końcowy wynik brzmiał 10:0 i był najwyższą wygraną Polaków w historii. Nikt wprawdzie nie spodziewał się, żeby złożona w większości z amatorów ekipa miała stanowić większą przeszkodę, ale rekord to rekord.

REKLAMA

Poprzedni, jeśli brać pod uwagę tylko mecze o punkty, padł w 2005 roku w Warszawie – 8:0 z Azerbejdżanem. Zaś najwyższe w ogóle zwycięstwo do tamtej pory to rok 1963 i 9:0 z Norwegią. Tamtego dnia premierowego gola dla reprezentacji strzelił Włodzimierz Lubański.

46 lat później trafił inny legendarny strzelec - Robert Lewandowski - również znajdujący się u progu wielkiej kariery. Zresztą w tym spotkaniu bramkę zdobył także inny Lewandowski – Mariusz. Zbieżność nazwisk zupełnie przypadkowa, za to sytuacja bez precedensu.

Czytaj także:

Przypomnijmy skład Polaków i strzelców bramek z tego pamiętnego spotkania:

Polska – San Marino 10:0

Polska: Łukasz Fabiański – Marcin Wasilewski, Bartosz Bosacki, Dariusz Dudka, Jacek Krzynówek – Rafał Boguski (80. Marek Saganowski), Mariusz Lewandowski, Roger Guerreiro, Euzebiusz Smolarek – Ireneusz Jeleń (71. Jakub Błaszczykowski), Robert Lewandowski (65. Łukasz Sosin)

REKLAMA

Bramki: Rafał Boguski 1, 27, Euzebiusz Smolarek 18, 59, 72, 81, Robert Lewandowski 43, Ireneusz Jeleń 50, Mariusz Lewandowski 61, Marek Saganowski 87
Smutny epilog
Do końca tamtych eliminacji nie wygraliśmy już meczu. W grupie zajęliśmy piąte miejsce, wyprzedzając tylko San Marino. Leo Beenhakker został zwolniony SMS-em. Wszystko to brzmi jak ponury żart, dobrze, że chociaż w Prima Aprilis było się z czego pośmiać.

MK

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej