Rok pod znakiem utraconej szansy. Co działo się w polskiej siatkówce?

2021-12-31, 09:30

Rok pod znakiem utraconej szansy. Co działo się w polskiej siatkówce?
2021 rok w polskiej siatkówce to zarówno historyczny sukces Grupy Azoty ZAKSY, jak i kolejne igrzyska bez medalu olimpijskiego . Foto: Twitter/com/ZAKSA/PAP/EPA/WU HONG

2021 rok był dla polskiej siatkówki słodko-gorzki. Z jednej strony historyczny triumf Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle w Lidze Mistrzów, z drugiej stracona szansa na upragniony olimpijski medal w Tokio. Wybraliśmy pięć najważniejszych momentów, które z pewnością na długo zapadną w pamięci kibicom w naszym kraju.  

  • Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle została pierwszym od 43 lat polskim klubem, który sięgnął po Puchar Europy. Kędzierzynianie dokonali tego, choć wcześniej przegrali finał PlusLigi z Jastrzębskim Węglem 
  • Polskie reprezentacje brały udział w trzeciej edycji Ligi Narodów. Siatkarze nie zawiedli, zajmując drugie miejsce. Gorzej poszło siatkarkom, które ukończyły rywalizację dopiero na 11. pozycji 
  • Najważniejszą imprezą dla polskiej siatkówki bez wątpienia były jednak igrzyska olimpijskie. Niestety siatkarzom nie udało się przełamać "klątwy ćwierćfinału"
  • Na pożegnanie z selekcjonerem Vitalem Heynenem Biało-Czerwoni sięgnęli po brąz mistrzostw Europy. Z posadą pożegnał się też trener kadry siatkarek Jacek Nawrocki, a jego drużyna zakończyła udział w ME na ćwierćfinale 
  • Nowy prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej Sebastian Świderski stoi przed trudnym zadaniem wyboru nowych selekcjonerów kadr męskiej i żeńskiej. Faworytami są Nikola Grbić i Daniele Santarelli 

ZAKSA rządzi w Europie, ale nie w Polsce 

Na triumf w najważniejszych klubowych rozgrywkach siatkarskich w Europie czekaliśmy od 1978 roku i zdobycia Pucharu Europy przez Płomień Milowice. Wiosenna gra Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle wskazywała jednak, że licznik może przestać wreszcie bić. W ćwierćfinale LM prowadzony wówczas przez Nikolę Grbicia zespół w ćwierćfinale poradził sobie z włoskim Cucine Lube Civitanova, a następnie wyeliminował słynny Zenit Kazań.

Do historycznego wydarzenia doszło 1 maja w hali w Weronie. Choć ze względu na koronawirusowe obostrzenia, finału Ligi Mistrzów nie mogli oglądać kibice, kędzierzynianie od początku podeszli do spotkania na maksymalnej koncentracji. W decydującym meczu ograli Itas Trentino 3:1, a bohaterem meczu został Łukasz Kaczmarek, którego as serwisowy zakończył spotkanie. Tytuł MVP rozgrywek otrzymał natomiast Aleksander Śliwka. 

Co ciekawe, kędzierzynianie przystępowali do meczu z Itasem jako... wicemistrzowie Polski. Ledwo dwa tygodnie wcześniej drużyna z województwa opolskiego, która w sezonie zasadniczym PlusLigi szła jak burza, uległa w drugim finałowym spotkaniu Jastrzębskiemu Węglowi. Zespół ze Śląska po raz drugi został mistrzem kraju - wcześniej jastrzębianie z tytułu cieszyli się w 2004 roku. 

Po sezonie ZAKSA doznała kilku znaczących osłabień. Klub zdecydowało się zmienić aż trzech podstawowych zawodników. Francuski rozrywający Ben Toniutti powędrował do mistrzów z Jastrzębia. Dwaj reprezentanci Polski - środkowy Jakub Kochanowski i libero Paweł Zatorski przeszli natomiast do Asseco Resovii Rzeszów, która, jak pokazują mecze nowego sezonu, wciąż nie może odnaleźć dawnego blasku. 

Z Kędzierzyna-Koźla odszedł też Nikola Grbić. Serbski szkoleniowiec zdecydował się na rozwiązanie kontraktu i objęcie włoskiego Sir Safety Perugia, gdzie spotkał m.in. Wilfredo Leona. 

Zmiany nie przeszkodziły ZAKSIE w kontynuowaniu świetnej gry. Nowym trenerem został Rumun Gheorghe Cretu, a Toniuttiego, Kochanowskiego i Zatorskiego zastąpili, kolejno Marcin Janusz, Norbert Huber i Erik Shoji. Efekt? Komplet dwunastu zwycięstw w fazie zasadniczej PlusLigi i pewne prowadzenie w tabeli. W Lidze Mistrzów jest równie dobrze - kędzierzynianie wygrali oba dotychczasowe mecze

Czyżby zespół z Opolszczyzny celował w obronę prymatu w Europie? 

"Bańka" dała nadzieję 

Tegoroczna Liga Narodów była inna niż poprzednie edycje tej imprezy. Ze względu na pandemię, światowa federacja (FIVB) postanowiła, że zarówno żeńskie, jak i męskie rozgrywki odbędą się w specjalnej "bańce" bez udziału publiczności. Panie rywalizowały od 25 maja do 25 czerwca, natomiast panowie rozpoczęli rozgrywki 28 maja, a zakończyli 27 czerwca. 

W turnieju brały udział obie reprezentacje Polski. O ile żeńska kadra prowadzona przez Jacka Nawrockiego nie należała do faworytów, o tyle od aktualnych mistrzów świata i ich ówczesnego selekcjonera Vitala Heynena oczekiwano potwierdzenia przynależności do ścisłej światowej czołówki. 

Biało-Czerwone, które występowały bez swojej liderki Joanny Wołosz, nie zachwycały. Pięć zwycięstw w 15 meczach wystarczyło tylko do 11. miejsca w fazie zasadniczej. W rozgrywkach triumfowały Amerykanki, które pokonały w finale Brazylię. Trzecią pozycję zajęła Turcja. 

Znacznie lepiej poszło męskiej reprezentacji Polski. 12 zwycięstw i tylko trzy porażki oznaczały pewny awans do półfinału. W nim Biało-Czerwoni bez straty seta ograli Słowenię, która w ostatnich latach stała się dla polskich siatkarzy prawdziwym przekleństwem. Niestety, finał z Brazylią był wyrównany tylko przez dwa sety. 

Ostatecznie "Canarinhos" wygrali decydujący mecz 3:1.

Na mniej niż miesiąc przed igrzyskami olimpijskimi w Tokio wydawało się jednak, że polscy siatkarze są drużyną, która szczyt formy przygotuje na najważniejszą imprezę cztero-, a właściwie pięciolecia... 

Olimpijska klapa 

Niestety w Tokio sukcesu nie było... Igrzyska rozpoczęły się 23 lipca, a już dzień później Biało-Czerwoni rozgrywali swój pierwszy mecz. Na powitanie z Japonią podopiecznych Vitala Heynena czekał zimny prysznic. 

Biało-Czerwoni po pięciosetowej bitwie ulegli Iranowi. Choć Persowie to od wielu lat uznana drużyna, to jednak mało kto spodziewał się, że sprawią Polakom problemy. Na szczęście, nasi reprezentanci szybko wzięli się w garść. Pokonali Włochy, Wenezuelę, Japonię i Kanadę i z pierwszego miejsca w grupie awansowali do ćwierćfinału. 

Schody dopiero się jednak zaczynały. Ateny 2004, Pekin 2008, Londyn 2012, Rio de Janeiro 2016 - każdą z tych imprez polscy siatkarze kończyli na ćwierćfinale. Tym razem miało być jednak inaczej. Do Tokio Biało-Czerwoni przyjechali w końcu jako mistrzowie świata i faworyci turnieju, którzy od dwóch lat nie schodzili z podium międzynarodowych imprez. 

Vital Heynen miał przed turniejem kłopot bogactwa. Do Japonii nie zabrał świetnych siatkarzy, takich jak choćby Karol Kłos, Bartosz Kwolek, Tomasz Fornal, Bartosz Bednorz czy Maciej Muzaj. Uznał, że ich rywale bardziej zasłużyli na olimpijski wyjazd. Trudno się zresztą temu dziwić, gdy spojrzymy na dwunastoosobowy skład Polaków. 

Fabian Drzyzga, Grzegorz Łomacz, Bartosz Kurek, Łukasz Kaczmarek, Mateusz Bieniek, Jakub Kochanowski, Piotr Nowakowski, Michał Kubiak, Wilfredo Leon, Kamil Semeniuk, Aleksander Śliwka, Paweł Zatorski - za każdym z tych siatkarzy stały albo lata wielkich zasług dla polskiej siatkówki, albo świetna gra w sezonie klubowym. 

Jak się okazało, na Francuzów było to za mało... "Les Bleus" bardzo powoli wchodzili w turniej. Porażki z USA, Brazylią i Argentyna o mało nie wyrzuciły ich z turnieju. Gdyby nie wygrana z Rosjanami, o ćwierćfinale podopieczni Laurenta Tillie mogliby jedynie pomarzyć. 

Niestety, Francuzi awansowali nie tylko do ćwierćfinału... W nim bowiem pokonali po tie-breaku Biało-Czerwonych. Bartosz Kurek i Wilfredo Leon robili, co mogli, ale grając w ataku jedynie dwoma siatkarzami, ciężko było pokonać coraz lepiej dysponowanych Francuzów. Polacy prowadzili w setach 1:0 i 2:1, ale nie potrafili zamknąć spotkania. Wyglądało to tak, jakby po przegranej w czwartej partii z naszej drużyny uszło powietrze.

Tie-break był już niezwykle jednostronny. Wynik 15:9 mówi sam za siebie. Rywale mogli rozpocząć świętowanie, a Biało-Czerwonym pozostało ukrycie dłoni w geście bezradności i płaczu. Zdjęcia ukazujące siedzących obok parkietu i płaczących polskich siatkarzy obiegły media. Stało się jasne, że najważniejsza impreza za selekcjonerskiej kadencji Vitala Heynena zakończyła się klapą...

Francuzi tymczasem złapali wiatr w żagle i po raz pierwszy w historii sięgnęli po olimpijskie złoto. W zaciętym, pięciosetowym finale pokonali Rosjan. Brąz, nieco niespodziewanie, przypadł Argentyńczykom. W meczu odwiecznych rywali pokonali oni Brazylię 3:2. 

Jak się więc okazało, dwie najlepsze drużyny Ligi Narodów nie przywiozły z Tokio żadnego medalu... 

Brąz na pożegnanie Heynena

Choć nikt tego wcześniej nie ogłaszał, tajemnicą poliszynela był fakt, że wrześniowe mistrzostwa Europy będą ostatnią imprezą Vitala Heynena w roli selekcjonera reprezentacji Polski. Biało-Czerwoni na zgrupowaniu w Spale próbowali wyrzucić z głowy olimpijskie koszmary i skupić się na walce o zwycięstwo w turnieju, którego najważniejsze spotkania zaplanowano w naszym kraju. 

Polacy wygrali wszystkie grupowe spotkania, pokonując m.in. broniącą tytułu Serbię. Gra Biało-Czerwonych nie wszystkim przypadła jednak do gustu. - Grają za nisko, za wolno... - mówił w rozmowie z Polskim Radiem mistrz olimpijski z 1976 roku Marek Karbarz.

Dopiero pokonanie w ćwierćfinale Rosjan w trzech setach sprawiło, że nastroje wokół kadry znacznie się poprawiły. Ostatnią przeszkodą na drodze do finału była Słowenia - ta sama Słowenia, która eliminowała Polaków z walki o mistrzostwo Europy w 2015, 2017 i 2019 roku... Do czterech razy sztuka? Niestety, nie. 

Biało-Czerwoni znowu ulegli ekipie z Bałkanów, tym razem 1:3, choć czwarty set był niezwykle dramatyczny. Słoweńcy dwukrotnie cieszyli się z awansu, jednak interwencja systemu challenge ratowała naszą drużynę. Za trzecim jednak razem mecz dobiegł końca. Polakom pozostała walka o brąz. Gospodarze wyszli z niej zwycięsko, pewnie wygrywając z Serbią.

Po meczu Vital Heynen zasugerował, że po raz ostatni prowadził Biało-Czerwonych. Ruszyła więc giełda nazwisk pełna potencjalnych następców Belga.

Już wcześniej było wiadomo, że z Polskim Związkiem Piłki Siatkowej pożegna się też Jacek Nawrocki. Dotychczasowy trener żeńskiej reprezentacji zdecydował się na objęcie Grupy Azoty Chemika Police. Jego ostatnim turniejem były mistrzostwa Europy - Biało-Czerwone swój udział zakończyły na ćwierćfinale, gdzie wyraźnie uległy Turczynkom. 

Jak się okazało, siatkarskie mistrzostwa Europy okazały się wielkim triumfem Włoch, co powetowało fanom na Półwyspie Apenińskim brak olimpijskich medali. Najpierw włoskie siatkarki pokonały w Belgradzie wspierane przez 20 tysięcy kibiców Serbki, a potem grający w odmłodzonym składzie siatkarze wygrali w Katowicach ze Słowenią w meczu, który śmiało można nazwać jednym z najlepszych finałów ME  w historii

Włosi poprawili więc sobie humory po igrzyskach, a Polacy kończyli sezon reprezentacyjny z mieszanymi odczuciami... 

Nowy prezes wybierze nowych selekcjonerów 

27 września 2021 roku to czas wielkich zmian w PZPS. Nowym szefem polskiej siatkówki został Sebastian Świderski, dotąd prezes ZAKSY, a w przeszłości wybitny reprezentant naszego kraju. Był on jedynym kandydatem na to stanowisko, gdyż wszyscy jego rywale, łącznie z dotychczasowym prezesem Polskiego Związku Piłki Siatkowej Jackiem Kasprzykiem oraz politykiem Ryszardem Czarneckim, zrezygnowali ze startu w dniu wyborczego zjazdu. 

Choć PZPS jest jednym z największych związków sportowych w Polsce, nowy prezes ma przed sobą sporo zadań. Najważniejsze z nich to oczywiście wybór nowego selekcjonera reprezentacji Polski, zarówno żeńskiej, jak i męskiej. 

Choć nazwisk nowych szkoleniowców wciąż nie znamy, wiadomo, że żadnej z reprezentacji nie obejmie Polak. Świderski już wielokrotnie dawał do zrozumienia, że jego faworytem do objęcia aktualnych mistrzów świata jest Nikola Grbić. Serb wziął udział w konkursie, ale wciąż nie wiadomo, czy prezes klubu z Perugii Gino Sirci pozwoli mu na łączenie stanowisk. 

Inni kandydaci to Marcelo Mendez (Argentyna), Slobodan Kovac (Serbia) oraz trzej Włosi: Lorenzo Bernardi, Andrea Gardini i Andrea Giani. Według "Przeglądu Sportowego", z wyścigu wypadli już Kovac i Giani, a władze PZPS rozpatrują tylko pozostałe kandydatury. Faworytem niezmiennie pozostaje Nikola Grbić. 

Wyborem trenera żeńskiej kadry ma się zająć specjalna komisja, na której czele stanęła dwukrotna mistrzyni Europy Aleksandra Jagiełło. Tutaj faworytem wydaje się Włoch Daniele Santarelli, na co dzień prowadzący najlepszy klubowy zespół świata - Imoco Volley Conegliano, gdzie za rozegranie odpowiada Joanna Wołosz. 

Włoski szkoleniowiec znalazł się w finałowej czwórce konkursu. Jego konkurentami są rodacy: Stefano Lavarini i Alessandro Chiappini oraz Francuz Stephane Antiga, który w przeszłości prowadził już polskich siatkarzy i w tej roli został mistrzem świata w 2014 roku

Obecnie władze PZPS rozmawiają z kandydatami. Nowych szkoleniowców obu kadr poznamy zapewne dopiero po Nowym Roku. 

Cele będą jednak ambitne: siatkarze na mundialu w Rosji zechcą sięgnąć po trzecie z rzędu złoto. Będące w ostatnich latach w cieniu swoich kolegów siatkarki także czeka wielkie zadanie - Polska będzie przecież współorganizatorem mistrzostw świata kobiet. Dobry występ przed własną publicznością będzie więc sprawą honorową. 

Czytaj także:

/empe 

Polecane

Wróć do strony głównej