711 połączeń Michniewicza z "Fryzjerem". Afera korupcyjna wróciła wraz z "misją Rosja"

2022-02-01, 10:23

711 połączeń Michniewicza z "Fryzjerem". Afera korupcyjna wróciła wraz z "misją Rosja"
Cezary Kulesza nerwowo reaguje na przypominanie powiązań nowego selekcjonera z "Fryzjerem". Kibice reprezentacji mają jednak prawo znać prawdę o 711 połączeniach telefonicznych między Czesławem Michniewiczem a szefem piłkarskiej mafii. . Foto: PAP/Leszek Szymański

Czesław Michniewicz wyprzedził liczną grupę krajowych i zagranicznych kandydatów i został nowym trenerem reprezentacji Polski. Nie ma żadnych wątpliwości, że do tego miejsca zaprowadził go szkoleniowy warsztat i osiągane wyniki. Wątpliwości wciąż budzi jednak słynne 711 połączeń z "Fryzjerem” – trzykrotnie skazanym w aferze korupcyjnej szefem piłkarskiej mafii.

  • Nowy selekcjoner reprezentacji Polski zawdzięcza nominację trenerskiemu warsztatowi i osiąganym w ostatnich latach wynikom
  • Wątpliwości budzą powiązania Czesława Michniewicza z "Fryzjerem" - szefem mafii piłkarskiej
  • W latach 2003-2005 między Ryszardem F. a Michniewiczem zarejestrowano 711 połączeń telefonicznych
  • Kibicom piłkarskim w Polsce należy się wyjaśnienie tej sprawy, choćby w celu oczyszczenia atmosfery
  • "Misja Rosja" pozostaje priorytetem dla naszego futbolu na najbliższe tygodnie

Kibic ma prawo wiedzieć

Kibic piłkarski w Polsce nie ma łatwego życia. Od lat łudzi się, że już za chwilę będziemy futbolową potęgą i regularnie jest z tego błędu wyprowadzany przez kiepskie wyniki naszych klubów i reprezentacji. Na wielkich turniejach, jeśli się już do nich dostaniemy, pełnimy zazwyczaj rolę chłopców do bicia – kto nie zna powiedzenia o trzech meczach – otwarcia, o wszystko i o honor? W europejskich pucharach jest jeszcze gorzej – zaledwie jeden udział mistrza Polski w Champions League w ciągu ostatniego ćwierćwiecza, do tego regularne baty w rundach wstępnych od zespołów, o których istnieniu dowiadujemy się w momencie, gdy okazują się lepsze od naszych.

Wszystko to przeplatane szarą codziennością Ekstraklasy, której poziom jaki jest – każdy widzi.

Ale na tym problemy polskiego kibica piłkarskiego się nie kończą. Ten sam kibic, który swoim zainteresowaniem utrzymuje ten sport – kupuje bilety, abonamenty, czy choćby klika w artykuły i filmiki, nie ma prawa zadać pytań, które często nasuwają się same. Tak jak teraz, gdy selekcjonerem reprezentacji Polski został Czesław Michniewicz – człowiek o niepodważalnym warsztacie trenerskim, ale też z mocno niejasną przeszłością, naznaczoną słynną już liczbą 711 połączeń telefonicznych z szefem polskiej mafii piłkarskiej. Każdy kto pyta – a przykład tego mieliśmy na poniedziałkowej konferencji PZPN-u – jest przedstawiany jako „oszołom” i oskarżany – i to jest dopiero paradoks – o działanie na szkodę polskiej piłki.

Ale rolą nie tylko kibica, ale też każdego myślącego człowieka jest stawianie pytań. Trudno ich nie mieć, gdy wokół najważniejszego trenera w kraju jest tak wiele niejasności, a próba ich wyjaśnienia powoduje nerwową reakcję nie tylko samego zainteresowanego, ale też Prezesa PZPN.

Kibicami piłkarskimi są zarówno nasi czytelnicy, jak i dziennikarze polskieradio24.pl, a to sprawia, że czujemy się w obowiązku mieć wątpliwości, co do słuszności wyboru Czesława Michniewicza na selekcjonera i przynajmniej spróbować te wątpliwości wyjaśnić.

Dobry trener z wynikami

Z polską szkołą trenerów jest jak z czeskim ruchem oporu podczas II Wojny Światowej – ktoś o niej słyszał, podobno ma nawet jakieś sukcesy, ale tak naprawdę to nie wiadomo czy w ogóle istnieje. Dlatego Czesław Michniewicz jest w naszych realiach fachowcem nietuzinkowym.

„Dobry trener, tylko wyników nie ma” – mawiał legendarny Kazimierz Górski. Trener Michniewicz wyniki jak najbardziej ma i to wyróżnia go wśród kolegów po fachu. Z Lechem Poznań Puchar Polski, z Legią mistrzostwo i awans do fazy grupowej Ligi Europy. W niej wygrane nad Spartakiem Moskwa i Leicester City. Z reprezentacją młodzieżową awans na Euro do lat 21 i na tym turnieju wygrane z Belgią i Włochami. „Czesiek” uważany jest za szkoleniowca z własnym zdaniem i przynajmniej solidnym warsztatem trenerskim, także w dziedzinie taktyki, co nad Wisłą regułą niestety nie jest.

Z tej perspektywy taka, a nie inna nominacja na selekcjonera kadry nie budzi większych wątpliwości. Sukcesy Michniewicza są świeże – większość z nich pochodzi z ostatnich 4 lat, zna polskie realia, ma korzystać z graczy Ekstraklasy, a już na pierwszej konferencji prasowej powiedział więcej konkretów, niż Paulo Sousa przez całą karierę. Wypisz wymaluj – przeciwieństwo Portugalczyka, czyli ktoś, kogo po traumie z Sousą potrzebowaliśmy.

Kim jest „Fryzjer”?

Wątpliwości budzi jedynie przeszłość Michniewicza, a konkretnie jego znajomość z Ryszardem F. – człowiekiem, który nieprzypadkowo został nazwany szefem polskiej mafii piłkarskiej, a który swoje wspomnienia – w tej chwili zza krat – sam chciał zatytułować „Jak ustawiłem polską ligę”.

Ryszard F. zawodową karierę zaczynał jako fryzjer w zakładzie karnym we Wronkach. Potem w tej samej miejscowości prowadził własny zakład. Były to czasy gdy o Amice nikt jeszcze nie słyszał – nawet miejscowy zakład produkujący sprzęt AGD nazywał się „Wromet”. Wkrótce lokalny zespół rozpoczął marsz w górę polskiej drabiny futbolowej, a żeby nie tracić na to więcej czasu niż to konieczne – już w niższych ligach kupował sędziów i piłkarzy drużyn przeciwnych. W składkach na te cele brali udział miejscowi przedsiębiorcy, w tym Ryszard F. Za którymś razem zakomunikował, że „jak ma się dokładać, to chce być działaczem”. I został nim.

„Fryzjer” słynął z bezpośredniego stylu bycia. Były prezes PZPN – Michał Listkiewicz – wspomina, że na pierwszym spotkaniu F. rzucił mu się na szyję, tytułował „Misiem” i proponował picie wódki. W taki sposób wyrabiał sobie znajomości, które początkowo przekładały się na profity dla jednego tylko zespołu – Amici Wronki, która w ekspresowym tempie – np. przeskakując bezpośrednio z 6 do 4 ligi – pięła się w futbolowej hierarchii.

Kupiony sędzia szkolił następców

Apogeum działalności „Fryzjera” jako działacza klubu z Wronek okazał się finał Pucharu Polski z 1998 roku. Amica pokonała w nim drugoligowe Aluminium Konin 5:3, po dogrywce. Na boisku znacznie lepsi byli jednak piłkarze drugoligowca z Konina, zatem interweniować, i to wielokrotnie, musiał sędzia – Marek Kowalczyk.

„Coś długą przerwę zarządził sędzia” – mówili na początku drugiej połowy komentatorzy Canal+. Faktycznie – przerwa między pierwszymi, a drugimi 45 minutami nienaturalnie się przeciągnęła. Powodem była licytacja, jaką w tym czasie zarządził Ryszard F. w pokoju sędziowskim. Wygrana miała ostatecznie kosztować Amicę 150 tys. złotych. Pieniądze pochodziły z premii za zwycięstwo, jaką otrzymali jej piłkarze – m.in. ówczesny drugi bramkarz – Czesław Michniewicz. Trudno oskarżać go o wiodącą rolę w tych ustaleniach, podobnie trudno jednak uwierzyć, że o nich nie wiedział.

Co ciekawe – zawodnicy Amiki nie byli ponoć zadowoleni z tego, że ktoś za ich plecami ustawił to konkretne spotkanie. Jako grający o szczebel wyżej od Aluminium czuli się lepsi i uważali, że są w stanie wygrać uczciwie, a premie zachować dla siebie. To, że nie mieli nic do powiedzenia mówi wiele o realiach polskiej piłki lat 90-tych XX wieku – w procederze korupcyjnym brałeś udział, czy tego chciałeś, czy nie.

Inną ciekawostką jest fakt, że sowicie opłacony sędzia Marek Kowalczyk kilka lat później zaczął szkolić i egzaminować ekstraklasowych sędziów z ramienia PZPN.

„Tu nie ma co trenować, tu trzeba dzwonić”

Wracając jednak do „Fryzjera” – wkrótce zaczął walić mu się grunt pod nogami i gdy stosowane przez niego praktyki wyszły na jaw, został zwolniony z Amiki. Nie dlatego, że w Wielkopolsce kogoś ruszyło sumienie, ale dlatego, że dalej się już po prostu nie dało tego ciągnąć. Dla "Fryzjera" oznaczało to…początek Eldorado.

Teraz nie był ograniczony do jednego klubu, mógł już ustawiać całą ligę. Na opublikowanej przez „Przegląd Sportowy” „liście Fryzjera” znalazło się ponad 20 arbitrów I ligi i Ekstraklasy, w tym arbitrzy międzynarodowi. Korumpowani byli także obserwatorzy, którzy nieposłusznym sędziom wystawiali niskie noty, w praktyce przekreślające ich szanse na zawodowy awans.

Słynne stały się związki "Fryzjera" z Januszem Wójcikiem, który w 2004 roku objął znajdujący się w beznadziejnej sytuacji Świt Nowy Dwór Mazowiecki.

„Tu nie ma co trenować, tu trzeba dzwonić” – oznajmił „Wójt” piłkarzom na pierwszym treningu. I tak też zrobił. Mimo rewelacyjnych wyników w rundzie wiosennej Świtowi do utrzymania zabrakło punktu. Z tej rundy pochodzi też mecz, co do którego jest najwięcej zarzutów w kontekście Czesława Michniewicza. Prowadzony przez niego Lech przegrał, a właściwie podłożył się, 0:1 Świtowi. O tym, że ówczesny trener „Kolejorza” wiedział o ustawce zeznawali zarówno „Fryzjer”, jak i Wójcik.

Również w tym czasie miało miejsce wiele z 711 połączeń między Michniewiczem, a "Fryzjerem". W imię uczciwości dodajmy – były to wszystkie wykonane telefony – te odebrane i nie – inicjowane przez obie strony w okresie od lipca 2003 do października 2005.

Inny mecz szef piłkarskiej mafii miał dla Michniewicza kupić z czystej sympatii, bez jego wiedzy. Chodzi o spotkanie 1/8 finału Pucharu Polski między Amicą i Lechem. Remis dał awans prowadzonemu przez obecnego selekcjonera „Kolejorzowi”, co miało uratować jego posadę.

Tysiące „czarnych owiec”

Kariera „Fryzjera” wkrótce dobiegła końca, do czego przyczynił się syn byłego Prezesa PZPN – Piotr Dziurowicz. Prowokacja z jego udziałem zakończyła się aresztowaniem sędziego Ekstraklasy – Antoniego Fijarczyka – z koronnym dowodem w postaci 100 tys. złotych ukrytych w kole zapasowym jego samochodu.

Ówczesny Prezes PZPN – Michał Listkiewicz – mówił wówczas o „czarnej owcy”. Jak się wkrótce okazało „czarnych owiec” mieliśmy znacznie więcej. Liczba zatrzymanych przez wrocławską prokuraturę szła w setki, a wkrótce nawet tysiące osób. Dla wielu kibiców nie było to żadne zaskoczenie – to, że korupcja w polskiej piłce jest od lat na porządku dziennym wiedzieli w zasadzie wszyscy.

Kiedy "Fryzjer" rozważał napisanie książki chciał ją zatytułować „Jak ustawiłem polską ligę”. Jest to tytuł niestety adekwatny do tego, co działo się na przełomie wieków w rodzimym futbolu. I tu nasuwa się jeszcze jedna analogia do ciężkiego losu polskiego kibica – wielu z nas emocjonowało się meczami swoich drużyn, wściekało po porażkach, cieszyło po sukcesach, w głowie kreowaliśmy obrazy piłkarskich bohaterów. Myśl o tym, że to wszystko było „na niby” jest trudna do zaakceptowania nawet dzisiaj.

Misja „Rosja” bez zamiatania pod dywan

Czesław Michniewicz „Fryzjera” bez wątpienia znał. W czasach kariery zawodniczej w Amice, był jego pracownikiem – "Fryzjer" pełnił funkcję m.in. dyrektora we wronieckim klubie. Problematyczne jest słynne 711 połączeń już z okresu kariery trenerskiej. Wiele z nich pokrywa się z terminami meczów prowadzonego przez niego Lecha. Szczęśliwie – żyjemy w państwie prawa – a to oznacza, że nie wolno nam nowego selekcjonera oskarżać bez cienia wątpliwości.

Prokuratura, do której zgłosił się dobrowolnie i zeznawał w aferze korupcyjnej jako świadek, nie znalazła żadnych dowodów jego winy. Nigdy nie był skazany, ani nawet oskarżony. Dlatego też mógł w ogóle być rozpatrywany jako kandydat na najważniejszego trenera w kraju.

Czy jednak, znając realia polskiej piłki początków XXI wieku, można uwierzyć, że Czesław Michniewicz był „jedynym sprawiedliwym” i naprawdę nic nie wiedział o korupcji, która go otaczała? W to kibic piłkarski ma nie tylko pełne prawo wątpić, ale też domagać się wyjaśnień. Całkowicie nie takich, jakie miały miejsce na poniedziałkowej konferencji PZPN, mającej na celu prezentację nowego selekcjonera.

Nie jest bowiem intencją wątpiących szkodzenie polskie piłce, a jedynie stwierdzenie faktu – czy człowiek, co do którego jest tyle niejasności powinien stać na czele polskiej reprezentacji? Z pewnością nikt z wątpiących nie chce dla tej drużyny źle – wręcz przeciwnie – wszyscy życzymy kadrze powodzenia w marcowych barażach i dobrego wyniku na jesiennym mundialu.

Trwająca „misja Rosja” jest w tej chwili priorytetem i tu każdy powinien się zgodzić z prezesem Cezarym Kuleszą. Niemniej wybór Czesława Michniewicza na selekcjonera sprawił, że wiele osób, które piłką nożną zainteresowały się już po roku 2006 usłyszało o aferze korupcyjnej po raz pierwszy. Choćby im należą się wyjaśnienia, oparte na faktach, a nie wyciszanie i zamiatanie pod dywan.

 

Czytaj także:

 

MK

Polecane

Wróć do strony głównej