Awans na Euro wisi na włosku. Oto bilans polskich eliminacji wstydu
Niezależnie od wyniku meczu z Czechami rok 2023 będzie kojarzył się kibicom polskiego futbolu z niespotykanym od dawna pasmem kompromitacji w wykonaniu naszej drużyny narodowej. Biało-Czerwoni na dobrą sprawę nie rozegrali ani jednego udanego meczu, a perspektywy na przyszłość rysują się w ciemnych barwach. Dlaczego jest aż tak źle?
2023-10-17, 13:34
Polacy w tym roku rozegrali 8 meczów z których wygrali 4, co wydaje się przyzwoitym wynikiem. Tak naprawdę tylko jedno zwycięstwo Biało-Czerwonych było "pełnowartościowe" - 27 marca po zaciętym meczu pokonaliśmy Albanię 1:0 w ramach el. Euro 2024. Arcyszczęśliwa wygrana w sparingu z Niemcami (1:0) i dwa wywalczone z wielkim trudem zwycięstwa (po 2:0) z Wyspami Owczymi nie mogą zmienić oceny naszej reprezentacji.
Po stronie strat należy zapisać mecz z Czechami (1:3), dwa blamaże z Mołdawią (2:3 i 1:1) oraz klęskę w Tiranie z Albanią (0:2). Według analityków Biało-Czerwoni mają zaledwie 3 proc. szans na bezpośredni awans z eliminacyjnej grupy, jednak w obliczu miernej postawy naszej kadry nawet te szacunki wydają się bardzo optymistyczne.
Dlaczego więc z pozycji aspirującego europejskiego średniaka, który na mundialu wprawdzie w kiepskim stylu, ale zdołał awansować do 1/8 finału, Biało-Czerwoni przeistoczyli się w ekipę z najmroczniejszych koszmarów polskich kibiców? Możliwych przyczyn jest wiele, a wskazanie tych prawdziwych z trudem przychodzi nawet samym piłkarzom, trenerom i włodarzom PZPN-u. Spróbujmy jednak wymienić kilka czynników, które z pewnością miały wpływ na postawę reprezentacji.
Pomieszanie z poplątaniem
Podczas eliminacji Euro 2024 kadra miała nie tylko osiągać wyniki dające pewny awans na turniej, ale również szlifować styl. To pierwsze się nie powiodło, choć "matematyczne szanse nadal są". Miejmy nadzieję, że druga kwestia również pozostaje otwarta, bo jeśli tak wygląda efekt końcowy projektu pod nazwą "reprezentacja Polski", to w trosce o zdrowie psychiczne kibiców mecze kadry powinny odbywać się przy pustych trybunach i bez przekazu telewizyjnego.
REKLAMA
Podczas eliminacji do Euro Biało-Czerwoni ani razu nie wyszli dwa razy z rzędu w tym samym systemie taktycznym. Fernando Santos miotał się od 1-4-4-1-1, przez 1-4-4-2, aż po różnego rodzaju kombinacje ustawienia z trójką obrońców. Również Michał Probierz błyskawicznie przeszedł z 1-3-4-3 na 1-3-5-2. Mówimy oczywiście o profesjonalnych piłkarzach, którzy bez większych problemów powinni adaptować się do zaleceń szkoleniowca, ale narzekający na małą liczbę treningów selekcjonerzy chyba pogubili się w swoich koncepcjach, do minimum zmniejszając szanse na wypracowanie jakichkolwiek schematów.
Znudzony czempion i przerażone gwiazdy
O ile Michał Probierz został postawiony pod ścianą i w myśl starego powiedzenia, że "tylko szaleniec oczekuje innych rezultatów, stosując wciąż te same metody" miał prawo, a wręcz obowiązek zaryzykować i zamieszać w składzie, o tyle Fernando Santos do samego końca nie miał bladego pojęcia o mocnych i słabych stronach swojego zespołu. Dodatkowo mistrz Europy nie miał kontaktu z szatnią i już samą mową ciała sprawiał wrażenie, że mecz rozpoczynamy przegrywając 0:2.
Przyklejony do twarzy grymas po pierwszych minutach meczu z Czechami, w których powyższy scenariusz szybko się zmaterializował, pozostał Portugalczykowi już do końca kadencji. Santos swoją butą, niedostępnością i biernością pomógł zasiać w piłkarzach ziarno niepewności, które "podlewały" kolejne klęski. Obecnie zawodnicy są spanikowani do tego stopnia, że na ponad pół godziny w murawę potrafił wgnieść ich pressing 159. w rankingu FIFA Mołdawii.
Oczekiwania wobec kadry zostały zaniżone do tego stopnia, że piłkarze nie wstydzą się otwarcie do tego przyznać. Michał Probierz robi co może - zdejmuje presję z kadrowiczów, zapewnia, że w nich wierzy i w przeciwieństwie do poprzednika świeci za reprezentację oczami w programach publicystycznych. Postawa godna pochwały, ale na razie nie przynosząca rezultatów.
REKLAMA
Pytania bez odpowiedzi
"Polski Guardiola" miał jednak sporego pecha - druga i końcówka pierwszej połowy meczu z Mołdawią były bez zarzutu, jednak zawiodła skuteczność, która pozostaje bolączką Polaków od początku eliminacji. Biało-Czerwoni na gole zamieniają tylko 7 proc. oddanych strzałów. Oznacza to, że co 14 uderzenie na bramkę rywali przynosi trafienie. Najlepsi pod tym względem w el. Euro 2024 Portugalczycy i Szkoci są aż trzykrotnie skuteczniejsi.
I to piłkarze, a nie Santos, Probierz czy prezes Cezary Kulesza przegrywają te eliminacje. To oni przynoszą wstyd polskiemu futbolowi, tocząc wyrównane boje z półamatorami z Wysp Owczych i reprezentantami najbiedniejszego obok Kosowa kraju w Europie.
O braku charakteru, liderów i sportowej złości w obozie Biało-Czerwonych napisano już tyle, że chyba nie warto wracać do tego tematu. Zagadką pozostaje również w jaki sposób koszulka z orłem na piersi "wysysa" czysto piłkarskie umiejętności z dobrze radzących sobie w klubach reprezentantów.
REKLAMA
W połowie października wydaje się, że wszyscy chcą, aby Polska zagrała na Euro 2024: UEFA, która do granic absurdu zwiększyła liczbę uczestników turnieju, Albania, która ograła "dla nas" Czechów oraz niezrażeni kolejnymi klęskami kibice, tłumnie przychodzący na Stadion Narodowy. Najmniej chęci wykazali na razie nasi piłkarze.
Bartosz Goluch/PolskieRadio24.pl
REKLAMA