Jagiellonia Białystok: nowy sezon, stare problemy. A będzie coraz trudniej
Jagiellonia Białystok w bardzo słabym stylu ledwie zremisowała 1:1 ze Stalą Mielec i mimo najlepszego terminarza w lidze, wygrała dwa z siedmiu spotkań. To nie kryzys, to rezultat – mogą cytować Stefana Kisielewskiego białostoccy kibice.
2021-09-13, 13:15
Zmarnowana szansa
Pierwsze cztery kolejki na własnym stadionie, a z siedmiu pierwszych spotkań aż sześć z zespołami z dolnej części tabeli (stan na 13 września 2021) – trudno wymarzyć sobie lepszy scenariusz na start ligowego sezonu. „Jaga” zmarnowała jednak doskonałą szansę, aby wybić się dzięki temu punktowo i zapewnić sobie kilka oczek „extra” w rozgrywkach.
Powiązany Artykuł
Ekstraklasa: Jagiellonia dzieli się punktami ze Stalą. Gole przyniosły stałe fragmenty gry
Dwie wygrane, trzy remisy i dwie porażki – nawet pesymiści nie zakładali aż tak przeciętnego dorobku, patrząc na przedsezonowy punkt wyjścia.
Inauguracja z Lechią (1:1) była umiarkowanie pozytywna ze względu na dość dobrą grę zespołu, jednak poza szansą Trubehy w ostatnich minutach nie można powiedzieć, że „Jaga” umiała zdominować Lechię, która zdawała się być zadowolona z remisowego wyniku. Potem nastąpiła przekonująca wygrana z Rakowem aż 3:0, lecz widząc skład, jaki delegował na mecz Marek Papszun, widać było, że rywale są już myślami na meczu z Rubinem Kazań. Zwycięstwo 1:0 z Termaliką też nie robi na nikim wrażenia – popularne „Słoniki” do tej pory z bilansem 0-3-3 są na przedostatnim miejscu w ligowej tabeli.
REKLAMA
Następujące później porażki z Górnikiem Zabrze (który słabo zaczął sezon) i Cracovią (mającą wtedy 1 punkt w 4 meczach), a ostatnio remisy z Wartą (która wygrała do tej pory tylko z Górnikiem Łęczna) i Stalą (w dotychczasowych trzech wyjazdach ledwie 1 punkt) sprawiają, że wszyscy w Białymstoku już wiedzą - przegapiono wyjątkową szansę na zbudowanie sobie punktowej przewagi i wysłanie ostrzeżenia przyszłym rywalom.
Cykl sezonu Mamrota
Kolejną okolicznością, przyprawiającą białostockich fanów o ból głowy jest pewna powtarzalność, dotykająca zespoły prowadzone przez trenera Mamrota. Prawidłowością jest sytuacja, w której świetnie punktują one na początku sezonu, a później ich wyniki są bardzo nierówne, a co za tym idzie – spada średnia punktów, a za nią miejsce w tabeli. O ile pierwszy sezon na ekstraklasowych boiskach był dla szkoleniowca bardzo udany - „Jaga” pod jego wodzą obroniła wicemistrzostwo i do końca walczyła o złoty medal, tak kolejne lata potwierdzały tę regułę.
Na początek rozgrywek w latach 2018/19 Jagiellonia bardzo dobrze zaprezentowała się na europejskich boiskach i wygrała 4/5 meczów Ekstraklasy, ale później nie potrafiła zanotować choćby serii trzech kolejnych triumfów i zakończyła sezon z 12 porażkami. Pozytywnym akcentem był wtedy finał Pucharu Polski, choć patrząc na turniejową drabinkę, droga do osiągnięcia tego celu nie była aż tak wielkim sukcesem. Ostatnie miesiące pracy Mamrota w Białymstoku – podobne. Bilans 4-2-1 na starcie, potem popadnięcie w przeciętność.
REKLAMA
- Ekstraklasa: kosztowne dyskusje z arbitrami. Czesław Michniewicz ukarany po meczu Śląsk - Legia
- Ekstraklasa: emocjonujące widowisko w Częstochowie. Raków i Lech dzielą się punktami
Po zwolnieniu, urodzony w Trzebnicy trener objął Arkę Gdynia i nie utrzymał jej w Ekstraklasie. To niepowodzenie było jednak wkalkulowane, gdyż gdynianie już wtedy znajdowali się w bardzo ciężkiej sytuacji i mówiono wprost, że nowy opiekun ma poznać zespół, aby przed startem rozgrywek pierwszoligowych zdiagnozować problemy, naprawić je i wrócić do najwyższej ligi.
Niestety, doszło do powtórki scenariusza – mocny start (cztery kolejne zwycięstwa), a potem zawód (cztery zwycięstwa w trzynastu meczach). Epizod w Łódzkim Klubie Sportowym trwał za krótko, aby wyciągać wnioski, choć i tam cudów nie było. Uzasadnione obawy przed powtórką takiego cyklu przedstawił w oparciu o statystyki Jakub Seweryn z portalu Sport.pl.
Lista niewypałów
REKLAMA
Skoro wiele wskazuje na to, że lepiej – a na pewno łatwiej – już było, czy są nadzieje zmiany na lepsze? Dziś, nie biorąc pod uwagę uniwersalnych prawd sportu, w którym wszystko jest możliwe, ciężko je znaleźć. Marazm w grze pierwszego zespołu widoczny jest od lat, a główna przyczyna jest najprostsza z możliwych – lepszych piłkarzy zastępują słabsi.
Dziś na cenzurowanym znajduje się choćby Martin Pospisil, którego obniżka formy zbiegła się z podpisaniem nowego kontraktu, ale wszyscy jego krytycy dobrze życzący Jagiellonii powinni pamiętać, że w ostatnim czasie wielu było takich, po których rzekomo nikt nie płakał, ale w porównaniu z następcami, szybko za nimi zatęskniono.
Warto prześledzić historię kompletnych transferowych „niewypałów” od sezonu 17/18. Wyliczanka jest zatrważająco długa: Lazarević, Lasickas, Scepović, Iliev, Santini, Mudrinski, Bitok, Sobczak, Lopez, Wyjadłowski, Twardek, Mas, Wojtkowski, Wrzesiński.
Gdy dodamy do tego tych, którzy nie spełnili oczekiwań, ale przynajmniej spędzili trochę minut na boisku: Kwiecień, Wlazło, Machaj, Bezjak, Kostal, Savkovic, Kadlec, Camara, Klemenz – to już 23 nazwiska, ponad dwie jedenastki w ledwie cztery lata.
REKLAMA
Kolejna grupa, która nie zasłużyła jednoznacznie negatywną weryfikację, ale pożegnano ją bez żalu (Arsenić, Poletanović, Borysiuk czy Makuszewski) dopełnia obrazu, w którym problemem nie jest już ten czy inny transfer, ale pewna systemowa, powtarzalna praktyka. Nie chodzi o jeden czy drugi nietrafiony transfer, a o ich skalę. Choćby w Pogoni Szczecin kluczowymi piłkarzami są obcokrajowcy, jednak mają oni odpowiednią jakość, a stały dopływ utalentowanej młodzieży uczynił z "Portowców" zespół groźny dla każdego.
Powtórka z rozrywki
Jagiellonia powtarza błędy, które mogły doprowadzić klub do spadku z ligi – w rozgrywkach 12/13, 13/14 i 15/16 były momenty pod koniec sezonu, w których relegacja nie była już tylko straszakiem, ale miała całkiem realne oblicza. A działo się tak – podobnie jak teraz, ledwie kilkadziesiąt miesięcy po największych sukcesach w historii (zdobyciu Pucharu i Superpucharu Polski).
Chude lata spowodowane były tym, co teraz – latami dokonywano złych wyborów transferowych, w związku z czym duże pieniądze wydawano na wypłacanie należnych kwot piłkarzom zupełnie nieprzydatnym w pierwszym zespole. Ncube, Arzumanyan, Canas, Gigauri, Kukol, Gusić, Maycon, Zubowicz, Hanzel, Perovuo, Targino, Rajalakso, Savalnieks, Nuno Henrique – to tylko zagraniczne „wynalazki”, z litości nie wyliczając Nowotki, Trytki, Bartłomieja Grzelaka, oraz mających szczyt formy dawno za sobą, ale nazwiska zobowiązujące do płacenia wysokich kontraktów Rasiaka czy Smolarka.
REKLAMA
Powiązany Artykuł
Serie A: nie tylko Wojciech Szczęsny. Długa lista problemów Juventusu
Jagiellońską stajnię Augiasza posprzątał wtedy Michał Probierz, a pod jego wodzą rozwinęły się talenty przyszłych reprezentantów Polski – Jacka Góralskiego, Przemysława Frankowskiego, Karola Świderskiego czy bramkarza Bartłomieja Drągowskiego. Właśnie ci, dla których Białystok jest szansą zaistnienia, powinni regularnie grać, aby się rozwijać i zapewniać klubowi środki finansowe na dalszy rozwój.
Zmarnowana mapa
Białostocki klub nie jest pierwszym, który nie potrafił utrzymać swojej pozycji. Choćby Zagłębie Lubin po mistrzostwie Polski zdążyło już spaść z ligi, Piast Gliwice ma za sobą podobną sinusoidę (podium ligowe, a potem drżenie o ligowy byt). Tym, co może szczególnie martwić i stanowić o pewnej różnicy jest... mapa. Jagiellonia to prawdopodobnie najkorzystniej położony klub w Polsce.
Białystok jest jedynym miejscem w swoim województwie, które ogląda na żywo Ekstraklasę, swojego klubu nie ma tam też sąsiedni region warmińsko-mazurski. Górnik Łęczna z Lubelszczyzny to klub na niższym poziomie sportowym i organizacyjnym, główny kandydat do spadku, więc szansa ekspansji obejmuje też woj. lubelskie. Stanowi to wielką możliwość stworzenia regionalnego lidera, a dla piłkarzy stanowić tranzyt do lepszych i bogatszych lig.
REKLAMA
Także znajdujące się pod dominacją Legii województwo mazowieckie może stanowić szansę – mistrzowie Polski nie są w stanie sami odkryć i przekonać do siebie wszystkich talentów, a przykład Patryka Klimali mógłby być dla młodych drogowskazem, że nie tylko na Łazienkowskiej można pokazać się światu.
Gdy dodamy do tego znajdujące się w regionie państwa, z dużo uboższymi ligami (Litwa, Białoruś, Estonia, Łotwa, a nawet Ukraina) – właściwe skonsumowanie sukcesów sprzed kilku lat i akumulacja zasobów w odpowiednie inwestycje, mogłaby być nową jakością, nie tylko w polskiej skali. To, jak Raków Częstochowa pracował na sukces i nadal się rozwija, jest najlepszym przykładem do nauki piłkarskiego biznesu w Polsce.
Bramka - studium przypadku
Zobrazowaniem chaosu i braku szerokiej perspektywy w postępowaniu klubu jest sytuacja związana z pozycją bramkarza. Jagiellonia to prawdopodobnie jedyny klub w najnowszej historii futbolu, w którym przez rok lepszy bramkarz siedział na ławce. Nie jest tajemnicą, że utalentowany golkiper Xavier Dziekoński to potencjalne kilka milionów euro – młody, a już ograny na seniorskim poziomie bramkarz ma swoją cenę. Być może w Białymstoku wyszkolony został talent na miarę Bartłomieja Drągowskiego.
REKLAMA
Skoro więc Jagiellonia ma w swoich szeregach taki diament do oszlifowania, dla którego Ekstraklasa ma być oknem wystawowym, po co sprowadzano Pavelsa Steinborsa? Poświęcono wiele energii i środków – golkiper dzięki swojej postawie w Arce mógłby z powodzeniem strzec bramki każdego polskiego zespołu – na ściągnięcie zawodnika rezerwowego. Czy finansowa sytuacja klubu jest na tyle dobra, aby tak uznany fachowiec zajmował się głównie rozgrzewaniem młodego talentu?
Po kolejnych błędach, młodzieżowiec wrócił na ławkę, a między słupkami stoi Steinbors, który w żadnym momencie nie był gorszym specjalistą od młodszego kolegi, a jego piłkarskie CV i doświadczenie to na warunki ligowe klasa premium. Problemem nie jest sama rywalizacja dwóch zawodników, ale krótkowzroczność. Jagiellonia – wracając do Kisielewskiego i jego opinii nt. socjalizmu – bohatersko zwalcza problemy, które sama stworzyła. Kuriozalne „wzmocnienia” bramki, jakimi okazali się Iliev i Santini, do tego niepewny Damian Weglarz - te okoliczności sprawiły, że istniał problem z obsadą na tej pozycji.
Najpierw jednak bez żalu rozstano się z Grzegorzem Sandomierskim – zimą sezonu 19/20 został on oddany do rumuńskiego Cluj. Wychowanek Jagiellonii nie był zawodnikiem pierwszego składu, powrót do reprezentacji Polski też mu nie groził, ale wciąż to solidny ligowiec (co potwierdza w Górniku Zabrze) – na pewno lepszy niż wspomniana wyżej trójka.
Mądre zarządzanie klubową kadrą doprowadziłoby do sytuacji idealnej – dwóch wychowanków walczy o miejsce w bramce. Jeden z nich jest młody i zdobywa ligowe szlify, a drugi w każdej chwili z powodzeniem może wejść do bramki. Oprócz tego, Sandomierski ze względu na swoje przywiązanie do „Jagi”, stanowiłby idealną inwestycję na przyszłość – zawodnik z takim doświadczeniem i kontaktami zdobytymi na świecie mógłby z powodzeniem zostać trenerem bramkarzy, pracować z młodzieżą czy stać się scoutem.
REKLAMA
Przechowalnia Pączków
Zachowanie Jagiellonii na rynku transferowym ma bardzo wąski horyzont. Można odnieść wrażenie, że to działanie od przypadku do przypadku. Jagiellońska szatnia pełna jest dziś zawodników niesprzedawalnych – to gracze mający szczyt formy za sobą, zaawansowany wiek i kontrakty na tyle wysokie, że nie ma innego klubu chcącego zapewnić im choćby porównywalne dochody. Dani Quintana z wyraźną nadwagą to dziś zniewaga dla każdego, kto kupuje bilet na mecz.
Sprowadzenie w ostatnim czasie Michała Żyry, prawie 29-letniego napastnika, który znany jest głównie z powodu problemów zdrowotnych, w ostatnich 54 meczach Ekstraklasy strzelił 5 goli, którego do wysokiej formy nie doprowadził nawet słynący ze świetnej pracy z napastnikami Waldemar Fornalik to pewien krzyk rozpaczy. Cernych rozczarowuje, Trubeha ma problem ze skutecznością, najdroższy piłkarz w historii klubu – Ognjen Mudrinski - po treningach z rezerwami wypchnięty został na kolejne wypożyczenie, a młody Toporkiewicz nie dostaje prawdziwej szansy.
- Czy przed moim domem stoi napis „Przechowalnia zdechłych (tu pada obraźliwe słowo)” - pytał bohater grany przez Quentina Tarantino w słynnej scenie z „Pulp Fiction”.
REKLAMA
- A wiesz, czemu nie widziałeś? Bo nie prowadzę przechowalni zdechłych (…) - zakończył wypowiedź.
Niestety, białostocki klub stał się swoistą przechowalnią dla graczy, którzy żyją w nim jak przysłowiowe pączki w maśle, czy też – ze względu na skojarzenia z Podlasiem – jak u Pana Boga za piecem. Spadek z ligi z taką sumą indywidualnych umiejętności jeszcze (!) „Jadze” nie grozi. Steinbors, Pazdan, Romanczuk, Imaz – kręgosłup zespołu niezależnie od formy kolegów jest w stanie wygrywać poszczególne mecze i zapewne będzie tak robił.
W Białymstoku źle skonsumowano sukces i zespół, który przez pewien czas zastąpił Lecha Poznań na pozycji drugiej siły w Polsce, ciągle zmierza w dół. Duża rotacja piłkarzy, częste zmiany trenerów, brak spójnej koncepcji - to nie wygląda optymistycznie.
Powiązany Artykuł
Ligue 1: Milik wróci na boisko już za kilka dni. Trener Olympique Marsylia optymistą
Dzisiejsza Jagiellonia nikogo nie obchodzi, po zdobywających sympatię w całej Polsce zespołach, w których błyszczeli najpierw Grosicki i Frankowski, później Runje, Góralski czy Novikovas nie ma już śladu. Brak zainteresowania białostockim klubem widoczny był nawet wśród ekspertów z transmitującej Ekstraklasę stacji telewizyjnej (bo tylko tak można wytłumaczyć pochwały dla byłego już trenera Bogdana Zająca, wypowiadane swego czasu przez dziennikarzy Canal+).
REKLAMA
Czy nastąpi przełom? Problemem nie jest tu jeden konkretny piłkarz czy trener - na polskim rynku ciężko znaleźć kogoś dającego gwarancję lepszych rezultatów. Skoro jednak Ireneusz Mamrot do tej pory najlepiej punktował na początku sezonu, a wydane przez klub pieniądze na wielotygodniowe analizy mające pomóc w znalezieniu nowego szkoleniowca, poskutkowały angażem tego, którego dzięki długiej pracy wszyscy w klubie i tak znają lepiej niż najlepszy algorytm (sic!), sytuacja jest bardzo poważna.
I kończąc Kisielewskim – nie to jest najgorsze, w której części ciała klub jest teraz, ale to, że chyba zaczął się tam urządzać.
Jakub Pogorzelski, PolskieRadio24.pl
Tabela (mecze, zwycięstwa, remisy, porażki, bramki, punkty, różnica bramek)
1. Lech Poznań 7 4 3 0 13-5 15 +8
2. Śląsk Wrocław 7 3 4 0 10-6 13 +4
3. Wisła Kraków 7 3 2 2 13-9 11 +4
4. Pogoń Szczecin 6 3 2 1 9-5 11 +4
5. Lechia Gdańsk 7 2 4 1 10-8 10 +2
6. Piast Gliwice 7 3 1 3 10-9 10 +1
7. Jagiellonia Białystok 7 2 3 2 9-8 9 +1
8. KGHM Zagłębie Lubin 6 3 0 3 7-11 9 -4
9. Radomiak Radom 5 2 2 1 6-4 8 +2
10. Raków Częstochowa 5 2 2 1 8-9 8 -1
11. PGE FKS Stal Mielec 7 2 2 3 7-10 8 -3
12. Cracovia Kraków 7 2 2 3 8-12 8 -4
13. Wisła Płock 6 2 1 3 9-7 7 +2
14. Warta Poznań 7 1 4 2 8-7 7 +1
15. Górnik Zabrze 6 2 1 3 7-9 7 -2
16. Legia Warszawa 5 2 0 3 4-5 6 -1
17. Bruk-Bet Termalica Nieciecza 6 0 3 3 5-9 3 -4
18. Górnik Łęczna 6 0 2 4 3-13 2 -10
W przypadku równej liczby punktów o kolejności w końcowej tabeli decydują bezpośrednie mecze
REKLAMA