60 lat temu urodził się Jan Furtok

2022-03-09, 05:00

60 lat temu urodził się Jan Furtok
Piłka nożna. Foto: pixabay / domena publiczna

Wyjątkowe przywiązanie do barw klubowych

W XXI wieku rzadko zdarzają się piłkarze, którzy przez całą swoją karierę występują tylko w jednym klubie. Kiedyś było to dosyć często spotykane. Najlepszym tego przykładem jest Jan Furtok. Seniorską karierę rozpoczął w wieku 17 lat w GKS Katowice. W jego barwach wywalczył awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Grał na pozycji napastnika. Był wyjątkowo bramkostrzelny. Najlepiej o tym świadczy wywalczony przez jego zespół pierwszy, z trzech w dziejach klubu, Puchar Polski. Miało to miejsce w 1986 roku.

- Najbardziej wyjątkowe bramki dla mnie to te strzelone właśnie podczas finału Pucharu Polski z Górnikiem Zabrze. Strzeliłem wtedy hat-tricka (…) Wygraliśmy z Górnikiem 4:1 i wolno by powiedzieć, że po tym sukcesie GKS piął się do przodu. W ogóle był to pierwszy Puchar Polski zdobyty przez GKS w historii - stwierdził napastnik z Katowic.

Furtok był na tyle dobry, że zainteresowały się nim zespoły z Niemiec. Wyjechał na długie siedem sezonów do naszych zachodnich sąsiadów. Zaraz po zakończeniu przygody w Bundeslidze powrócił do swojej macierzystej drużyny. Grał w niej aż do 1998 r. Zawiesił buty na kołku mając 36 lat na karku. W tym czasie wystąpił w 209 spotkaniach, w których zdobył 85 goli. Jest najlepszym strzelcem GKS-u w jego całej historii. W dowód uznania władze klubu zastrzegły numer jaki nosił na koszulce.

- Pierwsze w historii zastrzeżenie numeru 9, który na zawsze będzie już tylko mój, zobowiązuje - zauważył Jan Furtok.

Siedmioletnie saksy

W czasie przerwy pomiędzy występami w Katowicach, bramkostrzelny napastnik rządził i dzielił na niemieckich boiskach. W wieku 26 lat zasilił Hamburger SV. Pokazał się z jak najlepszej strony. Był wyróżniającym się zawodnikiem. Po trzech latach gry osiągnął największy indywidualny sukces. Został wicekrólem strzelców najwyższej ligi naszych zachodnich sąsiadów. Zdobył 20 goli.

- Chciałem zostać najlepszym strzelcem Bundesligi. Niestety, został nim Roland Wohlfarth, który miał na swoim koncie o jedną bramkę więcej ode mnie. Zabrakło mi trochę meczów, bo byłem w bardzo dobrej formie. Praktycznie strzelałem gole co mecz. Trudno, niestety się nie udało - wspominał Furtok.

To osiągnięcie poprawił dopiero Robert Lewandowski. Po pięciu sezonach spędzonych w Hamburgu przeniósł się do Eintrachtu Frankfurt. Tam grał do 1995 r. W czasie pobytu w Niemczech wystąpił w 188 pojedynkach, w których trafił do siatki przeciwników aż 60 razy.

Bardzo trudne dzieciństwo

9 marca 1962 roku przyszedł na świat Jan Furtok. Rodzina mieszkała w malutkim familoku znajdujący się w Kostuchnie, południowej części Katowic. Tata był górnikiem. Fedrował w kopalni „Murcki I”. Gdy Janek miał pół roku jego ojciec zginął w miejscu pracy. Od tego momentu opiekę nad dziewięciorgiem dzieci przejęła jego mama Łucja. Było bardzo ciężko. Maluch już od najmłodszych lat zatrudniał się w roli pomocnika przy roznoszeniu węgla po sąsiednich domach, aby zarobić chociaż kilka groszy. Zanosił je do mamy. A ona kupował za nie jedzenie dla dzieci. Gdy miał kilka lat znalazł swoja pasję. Okazała się nią piłka nożna. Dzięki niej mógł chociaż na chwilę oderwać się od otaczającej go ponurej rzeczywistości. W futbolu radził sobie znakomicie.

- Był szybszy od innych, walczył do końca, nie tracił głowy pod bramką. Po grze w małym klubiku w rodzinnej Kostuchnie, przeniósł się do GKS Katowice. Silnego pierwszoligowego klubu, w którym wypłynął na szerokie wody - pisał o Furtoku dziennikarz sportowy Paweł Zarzeczny.

Polska biało czerwoni

Jego postawa na ligowych boiskach nie uszła uwadze selekcjonerowi reprezentacji naszego kraju. Gdy Janek miał 22 lata powołał go do drużyny narodowej Antoni Piechniczek. Furtok zadebiutował w towarzyskim meczu przeciwko Irlandii. Wyszedł w podstawowym składzie. Na murawie przebywał do 67 minuty. Potyczka zakończyła się bezbramkowym remisem. Nie oczarował szkoleniowca. Na drugi mecz musiał czekać ponad rok. Nie udało mu się wyjechać na XIII mistrzostwa świata do Hiszpanii. Zawodnik GKS-u, a później klubów niemieckich, rozegrał w reprezentacji 36 pojedynków, w których strzelił  10 bramek. Do historii polskiej piłki nożnej przeszła ostatnia z nich. 28 kwietnia 1993 roku potykaliśmy się w eliminacjach do XV mundialu, który miał się odbyć w Stanach Zjednoczonych. W tym dniu odbył się grupowy mecz z San Marino. Mimo, że byliśmy zdecydowanym faworytem nie umieliśmy znaleźć recepty na skomasowaną obronę przeciwników. Męczyliśmy się okrutnie. Dopiero w 70 minucie Roman Kosecki ograł obrońcę gości przy linii końcowej boiska. Dośrodkował do wbiegającego Furtoka. A ten skierował piłkę do bramki przy krótkim słupku. Wszyscy zawodnicy zespołu z Półwyspu Apenińskiego rzucili się do sędziego aby reklamować zagranie ręka naszego napastnika. Wtedy nie było jeszcze VAR-u. Arbiter po konsultacji z  liniowym uznał gola. Mecz zakończył się naszym zwycięstwem 1:0.

- Czy strzeliłem ręką? Specjalnie tego nie zrobiłem. To był takich odruch, bo byłem wkurzony tym, że ciągle jest 0:0, presja rośnie, a my ciągle nie strzelamy bramki. Tak wyszło - przyznał się po meczu Furtok.

Jednak wynik nie został zweryfikowany.

Na zawsze związany z Gieksą

Po zakończeniu kariery zawodniczej pozostał w klubie z Katowic. Rozpoczynał od szkolenia najmłodszych. To sprawiało mu dużą frajdę. Jednak jego ambicją było prowadzenie pierwszego zespołu. Dokonał tego w 2005 roku. Niestety nie osiągnął zakładanego sukcesu i szybko zrezygnował z funkcji trenera. Zaproponowano mu objęcie prezesury. Przyjął ją bez wahania. Pracował w tej roli przez cztery lata. Na początku 2010 r. ówczesny selekcjoner reprezentacji Polski, Franciszek Smuda zaproponował mu objecie pozycji dyrektora reprezentacji narodowej. Po kilku miesiącach został zwolniony.

- Czasy, gdy byłem trenerem i prezesem GKS Katowice oraz kierownikiem reprezentacji Polski, to już historia. Od 2010 roku jestem tylko... kibicem, albo, jak kto woli, niemieckim emerytem i polskim rencistą. Rok temu miałem operację wymiany biodra i przechodząc okres rehabilitacji mogę się zająć wnukami - zauważył Jan Furtok.

W 2017 roku otrzymał honorowy tytuł nadawany najwybitniejszym postaciom klubu ze stadionu przy ulicy Bukowej 1A - „Super Buka”.

Choroba

U byłego napastnika zespołu z Katowic zdiagnozowano w 2015 r. Alzheimera. To postępująca i niestety nieuleczalna choroba. Prowadzi do zwyrodnienia układu nerwowego. Objawia się otępieniem umysłowym.

- Nawet rok temu było lepiej. Chodził jeszcze do spożywczego koło nas, na grzyby. Później zaczęłam zamykać drzwi, klucze od auta też schowałam. Krzyczał wtedy, że umie jeździć, ale lekarz zapytał mnie wprost: chce mieć pani męża na sumieniu? (…) W tej chwili choroba postępuje, samego go nigdzie nie puszczę. Nie wiedziałby, gdzie jest - opowiada Anna Furtok żona byłego piłkarza.

Źródła: laczynaspilka.pl, sportowefakty.wp.pl, igol.pl, orlygorskiego.pl, polskieradio24.pl

AK

Polecane

Wróć do strony głównej