Silvio Berlusconi - kolorowy ptak calcio. Legendarny prezes Milanu bawił, szokował i... wygrywał
Silvio Berlusconiego, kolorowego ptaka włoskiego futbolu i polityki, nie ma wśród nas od 12 czerwca. Pamięć o ekscentrycznym prezesie Milanu, a ostatnio Monzy, pozostanie jednak żywa jeszcze przez wiele lat, a być może i dekad. "Don Silvio" na zmianę bawił, szokował i irytował, ale w międzyczasie - wygrywał.
2023-11-01, 08:00
O zmarłych albo dobrze, albo wcale - to maksyma zgodnie z którą zwykliśmy referować biografie ludzi, którzy odeszli z tego świata. W przypadku Silvio Berlusconiego wręcz należy zrobić wyjątek - po pierwsze dlatego, że twórca potęgi Milanu z lubością sam opowiadał o swoich słabościach, a po drugie, ponieważ mówimy o człowieku z krwi i kości, który w żadnym wypadku nie jest postacią pomnikową, a kontrowersyjne zachowania były fundamentem jego wizerunku. Jaki zatem był "Don Silvio" i co stracił świat sportu wraz z jego śmiercią?
"Milan to sprawa serca"
Na poglądy, początki w biznesie i karierę polityczną byłego premiera Włoch spuśćmy zasłonę milczenia. Sportową biografię Berlusconiego należy rozpocząć od roku 1986, kiedy przejął AC Milan, który po aferze "Totonero" został karnie zdegradowany do Serie B. - Milan to sprawa serca. Kosztowna, ale piękne kobiety też są drogie - rzucil na powitanie z kibicami nowy prezes, znany ze słabości zarówno do sportu, jak i płci przeciwnej.
Już pierwsza kluczowa decyzja Berlusconiego okazała się strzałem w dziesiątkę. W 1987 roku trenerem klubu z Mediolanu został Arrigo Sacchi - dziś znany jako futbolowy wizjoner i jeden ze szkoleniowców, którzy na zawsze zmienili oblicze tej dyscypliny. Wówczas był jedynie trenerem grającej w Serie B Parmy, która jednak "napsuła krwi" "Rossonerim", eliminując ich dwukrotnie z Pucharu Włoch.
Ofertą Milanu zaskoczony był sam Sacchi. - Kiedy mnie przyjął, powiedziałem mu: "albo jesteś szalony, albo geniuszem". Biorąc pod uwagę wyniki, dasz mi odpowiedź - wspominał po latach.
REKLAMA
Założenia były proste. - Macie grać ładnie i wygrywać - powiedział nowemu szkoleniowcowi Berlusconi. Sacchi z powierzonych zadań wywiązał się wzorowo - dzięki transferom Ruuda Gullita, Marco van Bastena, Franka Rijkaarda czy Carlo Ancelottiego już w sezonie 1987/88 zdobył mistrzostwo Włoch, a w kolejnych dwóch dwa Puchary Europy.
Druga złota era na San Siro
Choć "Rossoneri" utrzymywali się w ligowej czołówce przez cały początek lat 90., za kadencji Fabio Capello seryjnie zdobywając krajowe mistrzostwa, to w gablocie nie przybywało europejskich trofeów. Druga po kadencji Sacchiego złota era Milanu rozpoczęła się w pierwszej połowie lat 2000., kiedy trenerem klubu został jego były znakomity pomocnik, Carlo Ancelotti.
Co ciekawe Berlusconi wcale nie chciał zakontraktować Ancelottiego, twierdząc, że ówczesny rozgrywający, wskutek licznych kontuzji, "nie ma kolan". Gdy zatrudnił go jako trenera, wokół obecnego szkoleniowca Realu Madryt również było sporo wątpliwości - po świetnym okresie w Parmie Ancelotti "odbił się" od Juventusu Turyn, skąd odchodził niemal jako wróg publiczny.
Berlusconi miał jednak do niego słabość, a "nos" po raz kolejny go nie zawiódł. Dwa triumfy w Lidze Mistrzów legendarnej drużyny z Nestą, Maldinim, Kaką, Didą, Pirlo i Gattuso zapewniły zarówno trenerowi, jak i prezesowi "Rossonerich" nieśmiertelność w pamięci kibiców.
REKLAMA
Relacje Ancelottiego i Berlusconiego nie zawsze były jednak łatwe. - Berlusconi zadzwonił kiedyś do mnie w środku programu telewizyjnego przed wielomilionową widownią, pytając, dlaczego gram z jednym napastnikiem, i powiedział, że "tylko komuniści grają tak defensywnie" - wspomina Ancelotti.
Były trener Milanu podkreśla, że Berlusconi kochał klub całym sercem, jednak jego płomienne uczucie potrafiło przybierać różne formy... - Gdy poszło nam źle, wspierał nas. W złych chwilach nigdy nie dolewał oliwy do ognia. Jeśli jednak wszystko poszło dobrze, stawiał żądania w rodzaju: "musisz sprowadzić kolejnego napastnika". Uwielbiał się wtrącać - wspomina "Carletto".
Od wielkości do śmieszności
Wydaje się jednak, że w ostatnich latach prezesury nowoczesny futbol nieco "odjechał" Berlusconiemu. Niegdyś powszechnie uwielbiany szef zarówno Milanu, jak i włoskiego rządu przeistaczał się w postać groteskową, słynącą z hucznych imprez "bunga-bunga", obyczajowych skandali oraz operacji plastycznych. Berlusconi coraz częściej mylił się także jako zarządca klubu - m.in. wtedy, gdy posadę trenera powierzał niedoświadczonym legendom klubu - Clarence'owi Seedorfowi, Christianowi Brocchiemu czy Filippo Inzaghiemu.
Schyłek rządów "Don Silvio" na San Siro z pewnością nie wyglądał tak, jak życzyłby sobie tego wieloletni prezes. W dwóch ostatnich sezonach za kadencji Berlusconiego Milan zajął 10. i 7. miejsce w tabeli Serie A, zaś twórca dawnej potęgi klubu wydawał się jeszcze bardziej ekscentryczny i oderwany od rzeczywistości niż zwykle. Berlusconi potrafił na przykład przylecieć nad boisko treningowe i ze swojego helikoptera dyrygować zawodnikami.
REKLAMA
Ostatecznie w sierpniu 2016 roku, po ponad trzech dekadach za sterem, Berlusconi sprzedał Milan Chińczykowi Hanowi Li. - Jestem zasmucony i poruszony, ale mam świadomość, że współczesna piłka nożna wymaga inwestycji i zasobów, których pojedyncza rodzina nie jest w stanie utrzymać samodzielnie - oświadczył gorzko po sfinalizowaniu transakcji wartej 740 mln euro.
Last dance "Don Silvio"
Ponad 80-letni prezes-senior nie usiedział jednak długo w bujanym fotelu i wraz ze swoją prawą ręką z Milanu Adriano Gallianim zainwestował w AC Monzę, występującą wówczas w Serie C. - Każdy, kto w to wierzy, będzie zwycięzcą. Musimy uczynić Monzę wielką - zapowiedział w swoim stylu.
Dzięki rewolucji kadrowej i profesjonalizacji struktur, klub z Lombardii szybko awansował do Serie B, a następnie do włoskiej ekstraklasy. Berlusconi znów mógł brylować w mediach i, co najważniejsze, grać na nosie swoim przeciwnikom.
Chyba najbardziej pamiętnym momentem kadencji Berlusconiego w Monzy pozostanie sławetne nagranie, w którym motywował swoich piłkarzy... autobusem pełnym pań lekkich obyczajów, który miał czekać na nich w przypadku zwycięstwa nad Milanem lub Juventusem. Gdy Monza pokonała "Starą Damę", włoskie media wywołały Berlusconiego do tablicy.
REKLAMA
- Już około stu osób do mnie zadzwoniło w tej sprawie. Proszą mnie o dotrzymanie obietnicy - śmiał się rubasznie prezes. Czy dotrzymał słowa? Znając upodobania "Don Silvio", możemy domyślać się odpowiedzi...
"Niespodziewana" śmierć
Mimo że Berlusconi cierpiał na białaczkę i pod względem metryki był już starcem, do końca pokazywał opinii publicznej jedynie promiennie uśmiechnięte oblicze niesfornego bon vivanta. Przed śmiercią zdążył jeszcze świętować pierwsze od zakończenia jego rządów scudetto Milanu, "błysnąć" powyższą "autobusową" obietnicą i patrzeć jak jego Monza ugruntowuje swoją pozycję w Serie A.
Kiedy Berlusconi zmarł w czerwcu 2023 roku, żegnali go wszyscy - dawni podwładni, fani, przeciwnicy i możni tego świata. Najbardziej przejmujące wydają się jednak słowa Arrigo Sacchiego. - Mimo wszystko nie spodziewałem się tego - oświadczył z rozbrajającą szczerością i łzami w oczach.
REKLAMA
"Don Silvio" odszedł jako piąty najbardziej utytułowany prezes klubu piłkarskiego w historii z 29 pucharami na koncie. Pozostawił po sobie majątek szacowany na 6,4 mld euro. Choć Berlusconi niewątpliwie miał swoje "za uszami", to niewątpliwie kochał życie. Wspomniane liczby sugerują, że była to miłość odwzajemniona.
REKLAMA