Mer Lwowa: ranni z Kijowa mogą przyjechać do nas
Mer Lwowa zapewnia, że jego miasto mimo niepokojów w Ukrainie, funkcjonuje zupełnie normalnie. Andrij Sadowy już na samym początku protestów otwarcie je poparł.
2014-02-01, 17:49
Posłuchaj
Apelował także wielokrotnie, by osoby poszkodowane podczas zamieszek w Kijowie, a które boją się zgłosić do stołecznych szpitali w obawie przed aresztowaniem - przyjeżdżały właśnie do Lwowa, gdzie będą miały zagwarantowane bezpieczeństwo.
Protesty na Ukrainie - serwis specjalny >>>
- W pełni rozumiem tych, którzy protestują - zapewnia Andrij Sadowy w rozmowie z Polskim Radiem. - Ludzie nie chcą być niewolnikami. Chcą być wolni. Nasze państwo trzeba naprawić. Myśleliśmy, że uda się to osiągnąć dzięki stowarzyszeniu się z Unią Europejską - dodaje.
Andrij Sadowy rozumie tych, którzy zbudowali barykady przed lwowską siedzibą podległej prezydentowi Wiktorowi Janukowyczowi Obwodowej Administracji Państwowej oraz przed jednostkami Berkutu i wojsk wewnętrznych. Mimo tego jest spokojnie - podkreśla mer Lwowa.
REKLAMA
- Miasto funkcjonuje zupełnie normalnie, a barykady mają głównie znaczenie symboliczne, bo nikt na nie nie będzie napadał - mówi mer Lwowa.
Andrij Sadowy nie spodziewa się wprowadzenia na Ukrainie stanu wyjątkowego. Nie ma też wątpliwości, że lwowska milicja nie wystąpi przeciw mieszkańcom miasta.
Protesty od listopada
Trwające do dziś protesty na Ukrainie wybuchły w listopadzie, gdy rząd Mykoły Azarowa wstrzymał przygotowania do podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE. Azarow wiele razy wyjaśniał, że zbliżenie z UE stwarzałoby zagrożenie dla gospodarki Ukrainy. Twierdził także, że Ukraina nie mogła podpisać umowy z UE, gdyż Bruksela domagała się od Kijowa m.in. zalegalizowania związków homoseksualnych.
IAR, to
REKLAMA
REKLAMA