Konflikt w Republice Środkowej Afryki. Wstrząsająca relacja polskiego zakonnika
- Kto nie zdążył uciec, został bezlitośnie zabity - opowiada ojciec Benedykt Pączka, który odwiedził wioskę Nzakoun, w której trzy dni wcześniej doszło do masakry. Zginęły 22 osoby.
2014-02-10, 08:04
- Widziałem domy, w których zabijano ludzi. Wszedłem do nich, i co zobaczyłem? Łuski z pocisków leżały na ziemi. W domach czuć było smród krwi, która została na podłodze, kamieniach, murach - mówi o. Pączka. Ofiary zakopano w ziemi. Na grobach położono garnki, które symbolizowały liczbę ofiar. Spalono również 25 budynków.
Konflikt w Republice Środkowej Afryki wybuchł z nową siłą na początku roku, kiedy ze stolicy kraju - Bangi wycofały się oddziały muzułmańskich rebeliantów z koalicji Seleka. Rebelianci doprowadzili w marcu 2013 roku do obalenia rządu Francois Bozizego, a ich przywódca Michel Djotodia obwołał się prezydentem.
"Chodzi o kasę, sprzęt, kobiety i jedzenie"
- Dwukrotnie spotkaliśmy się z Seleką, to było straszne - wspomina zakonnik. - Myślałem, że nas zabiją. Im chodzi tylko o kasę, komputery, samochody, komórki, by po drodze znalazła się jakaś kobieta i by się najedli. To są zabójcy. W większości to Czadyjczycy, ale są wśród nich także obywatele RŚA. To prawdziwa armia. Mają ciężką broń jak granatniki, karabiny maszynowe. Jak to muzułmanie, twarze mają zakryte, tylko widać im oczy - podkreśla.
Zakonnik przyznaje, że "czuje bezradność wobec ataków rebeliantów". - Cierpienie ludzkie, którego nie jestem w stanie sobie wyobrazić. Ludzie tracą bliskich, cały swój dobytek. I trzeba potem jakoś żyć, trzeba się zebrać... bo życie trwa. Nie można siedzieć pod drzewem i myśleć. Trzeba się ruszyć, trzeba walczyć. I ludzie tak robią - mówi.
Zdaniem o. Pączka ataki nie mają tła religijnego. W opinii kapucyna problem leży gdzie indziej. - To bogactwa tego kraju. Tutaj leży sedno - ocenia. Republika Środkowej Afryki ma złoża uranu, diamentów i złota.
Polscy misjonarze nie chcieli się ewakuować
W Ngaoundaye przy granicy z Czadem, wraz z ojcem Benedyktem, przebywają m.in. polscy misjonarze i siostry ze Zgromadzenia Służebnic Matki Dobrego Pasterza.
Na pytanie dlaczego misjonarze nie chcieli skorzystać z pomocy polskiego MSZ w ewakuacji, zakonnik odpowiada: "głosić Ewangelię to być z ludźmi". - Jesteśmy ich gwarancją bezpieczeństwa. W wiosce Nzakoun nie było białych, może dlatego dokonano tam masakry, a nie u nas? - zastanawia się. - Jednak od trzech tygodni jesteśmy w ciągłej gotowości do ucieczki. Śpimy razem w jednym budynku i jeżeli będzie zagrożenie, uciekamy - zaznacza.
Na misji brakuje leków, żywności, ubrań. - Nie mamy żywności, ponieważ jest zbyt niebezpiecznie, by jechać na zakupy. Nie mamy też czym, Seleka ukradła nam dwa samochody - dodaje. O. Pączka wielokrotnie apelował o wysłanie francuskich patroli wojskowych lub afrykańskich sił pokojowych w rejon misji w mieście Ngaoundaye. Jak do tej pory bezskutecznie.
W Republice Środkowoafrykańskiej znajduje się teraz ok. 1,6 tys. żołnierzy francuskich i ok. 5 tys. z państw afrykańskich. Do międzynarodowej misji dołączy wkrótce także kilkudziesięciu polskich żołnierzy. Skupiają się oni jednak na przywracaniu porządku w stolicy kraju i częściowo na północy. Do aktów przemocy dochodzi natomiast w odległych rejonach kraju. Według ocen ONZ, aby skutecznie przywrócić spokój i porządek w Republice Środkowoafrykańskiej, trzeba by tam wysłać co najmniej 10 tys. żołnierzy.
REKLAMA
Krajem kieruje obecnie, jako tymczasowy prezydent, Catherine Samba-Panza, chrześcijanka, była burmistrz Bangi.
Zobacz galerię: DZIEŃ NA ZDJĘCIACH>>>
PAP, kk
REKLAMA