Krew na Majdanie. Kijów nie zapomina o ofiarach protestów
- To była wojna. Wielu zginęło, wielu zostało rannych. Kiedy snajper strzela do ludzi i nie wiesz, czy trafi w ciebie, czy w kogoś, kto stoi obok, nie pozostaje to bez śladu - mówi lwowianin Edward, jeden z organizatorów Majdanu.
2014-03-30, 17:54
Posłuchaj
Dokładnie 40 dni temu, 18 lutego siły bezpieczeństwa przypuściły szturm na Majdan. Zginęło ponad 100 osób. Kilkaset zostało rannych.
Kryzys na Ukrainie: serwis specjalny >>>
W niedzielę około 5 tysięcy Ukraińców wzięło udział w uroczystościach żałobnych poświęconych pamięci ofiar starć z milicją. Złożono tysiące kwiatów i zapalono znicze.
Tetiana, pracownica biblioteki przy pobliskiej ul. Hruszewskiego, gdzie padły pierwsze ofiary śmiertelne przychodzi na Majdan w każdą niedzielę. - Ale codziennie, w każdej wolnej minucie modlimy się, żeby nie było wojny - powiedziała PAP.
Kobieta przychodziła na Majdan także w czasie demonstracji i starć. - Przynosiliśmy jedzenie i wodę. A w naszej bibliotece był punkt medyczny. Ranni leżeli pokotem na podłodze. Wszystkie dziewczyny z naszej biblioteki pomagały - opowiada.
- Byłem tu w nocy z 18 na 19, a potem z 19 na 20 lutego. Widziałem, jak ginęli ludzie. Pamiętam, jak płonął budynek związków zawodowych, jak jechały na nas transportery opancerzone i polewano nas z armatek wodnych. Szczerze mówiąc, nie chcę o tym mówić. Od tego czasu prawie tu nie przychodzę. Teraz jestem, żeby pokazać synowi - mówi młody mężczyzna.
W różnych miejscach Majdanu nadal zbierane są datki. Jak powiedział PAP lwowianin Edward, legitymujący się plakietką organizatora Majdanu, zdecydowana większość tych środków jest przekazywana rodzinom ofiar starć. - Myślę, że pieniądze od nas dostało już około 80 procent rodzin zabitych, żon i dzieci. A resztę wykorzystujemy na potrzeby Majdanu - opowiada.
Sam jest na Majdanie od czterech miesięcy. - Codziennie czekaliśmy na atak, co noc zastanawialiśmy się, czy będzie szturm - opowiada.
Serhij z Doniecka przyjechał na Majdan 10 grudnia, gdy zobaczył w internecie i telewizji, że są zostali brutalnie pobici studenci. Mieszka w namiocie z napisem "Donieck" przy samej scenie na Majdanie i mówi, że zamierza wrócić do domu, gdy władze zaczną wreszcie myśleć o narodzie i skażą winnych rozlewu krwi. - To nie naród ma pracować dla władzy, tylko władza dla narodu. Stoimy tu, żeby nowa władza nie stała się taka, jak poprzednia - zaznacza.
- Przez Majdan rozpadło się moje małżeństwo - dodaje. - Moja żona wierzy rosyjskiej telewizji. Przyjechałem raz do domu, a ona do mnie: "Dawaj pieniądze! Przecież dokładnie wiem, ile wam płacą za stanie na barykadach, za trzymanie flagi i za rzucenie koktajlu Mołotowa!". Nawet nie zapytała, czy zostałem ranny. Więc zostawiłem ją, a sam jestem tu.
Według danych ukraińskiego ministerstwa zdrowia, w starciach przeciwników odsuniętego już od władzy prezydenta Wiktora Janukowycza z siłami bezpieczeństwa zginęły 103 osoby, a ponad 1500 odniosło obrażenia.
Kalendarium zdarzeń na Ukrainie >>>
Dotąd nie wiadomo, kto strzelał. MSW i Służba Bezpieczeństwa nie są w stanie tego wyjaśnić, choć twierdzą, że śledztwo trwa. Prawdopodobnie były to elitarne ukraińskie jednostki szkolone w Rosji.
Na cześć Niebiańskiej Sotni będzie zmieniona nazwa części ulicy Instytuckiej, gdzie zginęli demonstranci. Powstanie także poświęcony im pomnik. Jest już prowizoryczna kaplica.
PAP/asop