Ukraina chce odzyskać Krym. Moskwa poucza Kijów
Kijów odrzuca propozycje Rosji. Kreml usłyszał zdecydowanie "NIE" w sprawie federalizacji Ukrainy.
2014-03-30, 23:08
Posłuchaj
- Ukraina była, jest i będzie państwem unitarnym - te słowa wypowiedziane przez Petro Poroszenko odzwierciedlają myślenie władz z Kijowa. Zgoda na przeprowadzenie w poszczególnych regionach kraju referendum i co za tym może pójść doprowadzenie do tego, że Ukraina przekształci się w państwo federacyjne może oznaczać początek jej końca.
Pomysł podziału kraju na oddzielne regiony zaproponował szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow. - Jeśli obecne władze w Kijowie będą obstawać przy odrzucaniu idei delegowania pełnomocnictw regionom, a jesteśmy przekonani, że można to zrobić skutecznie tylko poprzez federalizację, jeśli Rosjanie i język rosyjski będą wciąż ignorowane, to sądzę, że nic nie wyjdzie z reformy konstytucyjnej , która w jakiejś postaci już się jakby zaczęła - oznajmił.
Ukraina do Rosji: przestańcie nas pouczać!>>>
W odpowiedzi ukraińskie MSZ wydało komunikat. - Dlaczego Rosja sama nie napełni federalizmu, który jest zapisany w nazwie tego państwa, treścią realną, a nie tylko deklaratywną? Dlaczego nie dać większych pełnomocnictw narodowym podmiotom Federacji Rosyjskiej, których rozwój jest ograniczany obecnie równie brutalnie, jak w czasach carskich i sowieckich? - pyta ministerstwo.
REKLAMA
Resort dyplomacji zaproponował stronie rosyjskiej, by zamiast dyktować warunki niepodległemu państwu zwróciła uwagę na dramatyczną sytuację własnych mniejszości narodowych, w tym także ukraińskiej. - Nie należy pouczać innych. Zacznijcie lepiej zaprowadzać porządek we własnym państwie. Macie wystarczająco dużo problemów - zaznaczyło ukraińskie MSZ.
Kijów obstaje także przy twierdzeniu, że aneksja Krymu odbyła się z pogwałceniem norm międzynarodowych. Nie zamierza jednak wysyłać wojsk przeciwko armii rosyjskiej. - Czy warto odbierać Krym siłą? Nie. Krym trzeba odbierać rozumem - mówi Poroszenko. Ten biznesmen i były minister spraw zagranicznych ma największe szanse, by zostać nowym prezydentem Ukrainy. Według sondaży, przeprowadzanych na dwa miesiące przed wyborami, chce na niego glosować co czwarty Ukrainiec.
Poroszenko ma już gotowy plan na najbliższe lata. - Nie mam żadnych wątpliwości, że za 10-11 lat, powiedzmy w 2025 roku Ukraina może zostać członkiem Unii Europejskiej - oświadczył w telewizji 5. Kanał. Według niego w Brukseli zachwycają się męstwem Ukraińców walczących o europejskie wartości. - Trzeba to wykorzystać. To nie będzie trwało długo, ale w tym czasie trzeba zademonstrować zdecydowanie przy przeprowadzaniu reform, by otrzymać perspektywę członkostwa - powiedział.
Jego kandydaturę wspiera Witalij Kliczko. Były bokser i szef partii UDAR w sobotę ogłosił, że wycofuje się z wyścigu o fotel prezydenta. Chce zostać merem Kijowa.
REKLAMA
Wszystko wskazuje na to, że dawny obóz opozycyjny, który doprowadził do obalenia ekipy Wiktora Janukowycza zmierzy się w bratobójczej walce o prezydenturę. Oprócz Poroszenki start w wyborach ogłosiła bowiem Julia Tymoszenko. Była premier wypisuje na swoich sztandarach wyborczych: walkę z korupcją i walkę o odzyskanie Krymu.
W sumie w wyborach prezydenckich zmierzy się 24 kandydatów. Do wyścigu szykuje się miedzy innymi lider nacjonalistycznej Swobody Ołeh Tiahnybok, szef skrajnie nacjonalistycznego Prawego Sektora Dmytro Jarosz i przewodniczący Komunistycznej Partii Ukrainy Petro Symonenko. Partia Regionów - ugrupowanie obalonego prezydenta Wiktora Janukowycza - poparła kandydaturę jego sojusznika, Mychajły Dobkina. Ten były gubernator obwodu charkowskiego na wschodzie kraju, któremu prokuratura zarzuca dążenie do zmiany granic państwowych Ukrainy, jest objęty aresztem domowym.
Niedziela była kolejnym dniem prorosyjskich manifestacji na wschodzie Ukrainy: Doniecku, Ługańsku, Charkowie i Odessie. Wzięło w nich udział od 500 do 3 tysięcy osób.
W Charkowie manifestanci trzymali flagi Ukrainy, Rosji i ZSRR, a także Partii Komunistycznej i kilku innych organizacji. Na transparentach apelowali do Rosji o pomoc, a także wychwalali Berkut, czyli oddziały, które brały udział w pacyfikacji Majdanu. Żądali także referendum o federalizacji Ukrainy, tak jak chce tego Moskwa.
Ten sam postulat pojawił się w Doniecku. Tam na manifestację przyszli przede wszystkim emeryci. Miejscowe media zauważają, że z tygodnia na tydzień demonstranci są coraz mniej aktywni, choć w Makiejewce pod Donieckiem próbowali tym razem zablokować tory kolejowe twierdząc, że zatrzymani wcześniej liderzy separatystów mają być wywiezieni pociągiem do Kijowa.
REKLAMA
Podobne demonstracje odbyły się w Odessie, Dniepropietrowsku, a także w Ługańsku. W tym ostatnim mieście separatyści apelowali o to, aby "przegnać syjonistów" z ukraińskiej stolicy.
Zupełnie inny charakter miała manifestacja w Kijowie. Tu około 5 tysięcy osób przyszło na Plac Niepodległości, by modlić się w intencji ofiar protestów. W niedzielę minęło 40 dni od ich tragicznej śmierć. Tego dnia kończy się ścisła żałoba. Dotąd nie wiadomo, kto dokładnie strzelał. MSW i Służba Bezpieczeństwa nie są w stanie tego wyjaśnić, choć twierdzą, że śledztwo trwa. Prawdopodobnie były to elitarne ukraińskie jednostki szkolone w Rosji.
REKLAMA
Szef MSZ Rosji Siergiej Ławrow twierdzi jednak, że Moskwa dysponuje danymi świadczącymi o tym, że działania snajperów na kijowskim Majdanie koordynował skrajnie nacjonalistyczny Prawy Sektor.
Według niego, strona rosyjska "dysponuje wieloma faktami na temat tego, czyja ambasada regularnie kontaktowała się z Prawym Sektorem, dokąd regularnie chodzili jego liderzy, czyi przedstawiciele stale przebywali na Majdanie w pomieszczeniach, które kontrolował Prawy Sektor i z których kierował awanturniczymi poczynaniami, w tym działaniami snajperów". - Mamy takie dane - oświadczył Ławrow.
Cytowany przez radio Echo Moskwy rzecznik Prawego Sektora Artem Skoropadski zaprzeczył tym oskarżeniom, oznajmiając, że jest to "dezinformacja mająca zastraszyć Rosjan". Ocenił też, że Ławrow "wyszedł za ramy dyplomacji".
Kryzys na Ukrainie: serwis specjalny >>>
REKLAMA
IAR/PAP/asop
REKLAMA