Premier Turcji znów uderza w Twittera. "Nie płacą podatków"
Po tym jak turecki rząd musiał anulować blokadę serwisu Twitter, premier tego kraju szuka kolejnych sposobów na zniszczenie portalu.
2014-04-12, 19:33
- Twitter, Youtube i Facebook to  międzynarodowe firmy utworzone w celu zysku - oświadczył w wywiadzie  telewizyjnym Recep Erdogan. - Twitter dodatkowo unika płacenia podatków. Zajmiemy się tym - dodał.
Wojna  tureckiego rządu z mediami społecznościowymi trwa od prawie miesiąca.  Przez kilka dni obowiązywał zakaz używania na terenie Turcji między  innymi Twittera i Youtube'a. Oficjalnie powodem było działanie grożące  bezpieczeństwu państwa. Nieoficjalnie przypuszczano, że to zemsta za  publikacje na temat korupcji wśród najwyższych polityków tureckich. Sąd  Konstytucyjny oddalił zakaz korzystania z Twittera.
Recep Erdogan przyznał, że uważa tę decyzję za złą. - Musieliśmy postapić zgodnie z wyrokiem sądu, ale nie zgadzam się z tym - przyznał premier w wywiadzie.
Premier oświadczył, że sędziowie chronią interesy takich zorientowanych na zyski przedsiębiorstw jak Twitter, wbrew interesom własnego kraju.
Niepochlebne filmy
Od początku   lutego na Youtube regularnie pojawiają się nagrania    sugerujące   korupcyjne powiązania członków rządu i szkodzące    wizerunkowi gabinetu premiera Recepa Tayyipa Erdogana.  Rozmowy te były    następnie rozpowszechniane na  Twitterze. 
Aby  uniemożliwić   propagowanie nagrań, 20 marca urząd  telekomunikacyjny  zablokował   Twittera. Zrobił to na polecenie sądu,  po tym gdy wpłynęły  do niego wnioski obywateli, którzy skarżyli się,  że narusza się tam ich    prywatność.  Decyzję zaskarżyła opozycja  parlamentarna i kilka    organizacji  pozarządowych. Blokada wywołała  lawinę krytyki na całym    świecie.
Blokada Youtube'a
Na anonimowym koncie w tym serwisie pojawiło się niekorzystne    dla tureckiego rządu nagranie audio, w którym czterech   wysokich   rangą  przedstawicieli władz, w tym szef wywiadu Hakan Fidan i     minister  spraw zagranicznych Ahmet Davutoglu, rozmawiają o ewentualnej     operacji  wojskowej w północnej Syrii, na terenach będących pod   kontrolą    islamistów. 
Agencje piszą, że nie są w stanie zweryfikować autentyczności tej rozmowy.
W nagraniu Fidan mówi o wysłaniu do Syrii "czterech mężczyzn, którzy wystrzeliliby osiem pocisków na nieużytki".  
Według      tureckiego MSZ nagranie było "częściowo zmanipulowane". W   komunikacie    resort nazwał je "niezawistnym atakiem" na bezpieczeństwo   narodowe i    zapowiedział, że jego autorzy zostaną surowo ukarani.
Rząd kontra media społecznościowe
W opinii szefa rządu portale społecznościowe są wykorzystywane przez przeciwników politycznych do ataków na władze w Ankarze.
O publikowanie "sfabrykowanych" nagrań audio Erdogan oskarżył mieszkającego w USA charyzmatycznego kaznodzieję muzułmańskiego Fethullaha Gulena. Ten były sojusznik premiera Turcji nie zgadza się z oskarżeniami i zapewnia, że nie miał z publikacją nagrań nic wspólnego. Zapewnia też, że nie wykorzystuje sieci do wywierania wpływu na turecką politykę.
Szef tureckiej dyplomacji Ahmet Davutoglu ocenił, że opublikowanie    rozmowy można  odczytywać jako "wypowiedzenie wojny Turcji". - Przeciwko    Turcji, naszemu  krajowi i czcigodnemu narodowi, przeprowadzono    cyberatak. To jest jasne  wypowiedzenie wojny państwu tureckiemu i    naszemu narodowi - powiedział  Davutoglu w Konyi na południu kraju.
Źródła    rządowe  poinformowały, że w Turcji zablokowany może zostać też  dostęp   do innych  mediów społecznościowych, jeśli ich użytkownicy będą    umieszczać tam  nagrania lub dokumenty, które zagrażają  bezpieczeństwu   narodowemu.
Działania  Ankary skrytykowała unijna  komisarz ds. agendy   cyfrowej Neelie Kroes.  Zablokowanie Youtube'a  nazwała "kolejnym   desperackim i przygnębiającym  krokiem" władz  Turcji. - Pragnę wyrazić   poparcie dla wszystkich  zwolenników  prawdziwej wolności i demokracji.   My w Europie jesteśmy za  wolnym  internetem i wolnością wypowiedzi w   sieci - napisała komisarz na   Twitterze.
IAR, PAP, AP, bk