Puchar Anglii: Fabiański bohaterem Arsenalu. "Kanonierzy" zagrają w finale
Łukasz Fabiański obronił dwa z czterech rzutów karnych wykonywanych przez piłkarzy Wigan Athletic, dzięki czemu jego Arsenal Londyn awansował do finału Pucharu Anglii.
2014-04-13, 08:30
Mecz zakończył się wynikiem 1:1, a "Kanonierzy" wygrali 4-2 serię jedenastek.
Broniący trofeum zespół z Wigan napędził nie najlepiej spisującemu się w ostatnich tygodniach Arsenalowi sporo strachu. Wcześniej "Atleci" wyeliminowali z rozgrywek m.in. trzy zespoły ekstraklasy, w tym Manchester City.
Mecz na Wembley nie stał jednak na najwyższym poziomie. "Dotychczas nie wydarzyło się absolutnie nic" - napisał po pierwszej połowie jeden z brytyjskich dziennikarzy obserwujących spotkanie.
Do przerwy utrzymywał się bezbramkowy remis i tylko w pierwszych minutach jakiekolwiek okazje stwarzał sobie Arsenal. Później gra była bardziej wyrównana, ale o wielkich emocjach nie było mowy.
Pierwszy gol padł w 63. minucie. Po faulu Niemca Pera Mertesackera we własnym polu karnym sędzia przyznał Wigan rzut karny. Z jedenastu metrów nie pomylił się Hiszpan Jordi Gomez, choć Fabiański dobrze wyczuł intencje strzelca i był o włos od dosięgnięcia piłki.
Mertesacker zrewanżował się jednak niespełna 20 minut później, kiedy w zamieszaniu podbramkowym dobił uderzenie Kierana Gibbsa, doprowadzając do remisu. Później nie padła już żadna bramka, a rozstrzygnięcia nie przyniosła również dogrywka.
Pierwszy rzut karny wykonywał zawodnik Wigan Szkot Gary Caldwell, ale uderzył zbyt blisko środka bramki, na wygodnej dla bramkarza wysokości. Fabiański nie miał problemów także ze strzałem Walijczyka Jacka Collisona, który zmarnował "jedenastkę" w podobny sposób, jak poprzednik.
Wszyscy pozostali zawodnicy trafili do siatki, dzięki czemu Arsenal wygrał 4-2 i mógł cieszyć się z miejsca w finale rozgrywek. Podopieczni Arsene'a Wengera staną przed szansą zdobycia pierwszego trofeum od 2005 roku.
Drugie starcie półfinałowe, pomiędzy Sheffield United a Hull City, rozpocznie się w niedzielę o godzinie 17.07.
Tak nietypowa pora rozpoczęcia spotkań wynika z obchodów 25-lecia katastrofy na Hillsborough, gdzie życie straciło 96 kibiców Liverpoolu. Stało się to podczas półfinałowego starcia z Nottingham Forest. Spotkanie przerwano po sześciu minutach, dlatego w weekend przed wszystkimi meczami na Wyspach po upływie takiego czasu od planowanej godziny rozpoczęcia spotkania następuje chwila ciszy, a dopiero później piłkarze zaczynają grać.
Na Wembley z tej okazji pozostawiono 96 pustych krzesełek, na których rozwieszono szaliki Liverpoolu.
man
REKLAMA
REKLAMA