Liga Mistrzów: gwizdy i zażenowanie. Co stało się z Legią Warszawa?

Legia Warszawa w ostatnich minutach spotkania z półamatorskim St. Patrick's Athletic uratowała remis w meczu drugiej rundy kwalifikacji do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Ta bramka jednak nie zmienia fatalnego obrazu gry mistrza Polski.

2014-07-17, 10:57

Liga Mistrzów: gwizdy i zażenowanie. Co stało się z Legią Warszawa?
Trener Henning Berg nie miał pomysłu na to, jak odmienić grę Legii w meczu z St. Patrick's Athletic. Foto: PAP/Bartłomiej Zborowski

Posłuchaj

Pomocnik Legii, Michał Żyro przekonuje, że piłkarze Legii wyciągną wnioski i zagrają lepiej w drugim spotkaniu (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Polska niemoc w eliminacjach do Ligi Mistrzów trwa już 18 lat - tyle czasu upłynęło od momentu, w którym mistrz Polski wystąpił w fazie grupowej tych prestiżowych rozgrywek.

"Jesteśmy lepsi, ale nie potrafią tego pokazać "

Środowy mecz Legii Warszawa z Irlandczykami z St. Patrick's Atheltic miał być jedynie formalnością, rozgrzewką przed kolejnymi rundami, w których rozegra się walka o upragnioną fazę grupową Ligi Mistrzów z silnymi zespołami.

Tymczasem polska drużyna po raz kolejny pokazała, że w europejskich pucharach są w stanie zaskoczyć każdego - niestety, dla kibiców i ludzi interesujących się piłką jest to zaskoczenie wyłącznie negatywne.

REKLAMA

>>>Liga Mistrzów: Legia Warszawa - St. Patrick's Athletic. Wstyd Legii Warszawa<<<

- Jesteśmy rozczarowani wynikiem i stylem gry, jaki zaprezentowaliśmy. Potrafimy grać na wyższym poziomie, ale nie umieliśmy tego pokazać. Powinniśmy strzelić więcej goli i nie pozwolić rywalowi na stworzenie tylu okazji. Nie uważam, że moi piłkarze zlekceważyli rywali. Znam swój zespół i na pewno do tego nie doszło. Po prostu zagraliśmy poniżej swojego poziomu, a Irlandczycy wznieśli się na wyżyny możliwości - powiedział po końcowym gwizdku trener Henning Berg.

Wypada zapytać, gdzie w takim razie jest poziom Legii? Gdyby tak koszmarny mecz przydarzył się w spotakniu z naprawdę silnym rywalem (a na takich może trafić zespół w późniejszych rundach eliminacji), to trudno spodziewać się, by skończyło się remisem. To stałe wytłumaczenia polskich zespołów po porażkach. Utrzymywanie, że zespół ma potencjał i umiejętności, która przekłada się na powszechną wiarę w to, że miejsce w Lidze Mistrzów należy się właśnie rodzimym zespołom. Poza tym niewiele faktycznie za tym przemawia.

Można oczywiście wierzyć w ten głęboko ukryty potencjał i w to, że zespół "potrafi grać na wyższym poziomie, ale nie umie tego pokazać". Warto tylko przez chwilę zastanowić się, gdzie takie usprawiedliwienie jest dopuszczalne - nie ma zbyt wielu aspektów życia, w których tak zażarcie wierzy się w szumnie deklarowane zapowiedzi, nie dostając w zamian żadnych konkretów - lub też dostając coś, co tym zapowiedziom wręcz zaprzecza.

REKLAMA

Legia zaskoczyła sama siebie

Tak przynajmniej wynika z komentarzy piłkarzy po ostatnim gwizdku sędziego.

- Spodziewaliśmy się, że Saint Patrick's tak zagra - mówi o środowym meczu z mistrzami Irlandii w eliminacjach Ligi Mistrzów Jakub Rzeźniczak, kapitan Legii Warszawa.

- Taktyka była taka, żeby stwarzać sobie sytuacje, ale nie za bardzo nam to wychodziło - dodaje Rzeźniczak.

Jakub Rzeźniczak po meczu z St. Patrick's Athletic:

REKLAMA


Źródło: Agencja TVN/x-news

Nie ma sensu mówienie, że półamatorzy z Irlandii, których największym sukcesem był bezbramkowy remis z Celtikiem przed kilkoma laty (i tak zakończony odpadnięciem z rozgrywek LM), są silnym zespołem.

REKLAMA

Budżet tego klubu jest ponad dwudziestokrotnie mniejszy niż budżet mistrza Polski, mimo to na boisku trudno było znaleźć przełożenie tej finansowej przepaści na grę piłkarzy. Legia najbardziej zaskoczyła sama siebie, nieporadnością i brakiem jakiegokolwiek pomysłu na zagrożenie bramce rywali.

Człapiący po boisku Helio Pinto (jeden z najwięcej zarabiających w zespole) miał regulować tempo przeprowadzania akcji, zamiast tego praktycznie je wyzerował, nie podejmując jakiegokolwiek ryzyka, grając "na alibi" i podając przede wszystkim wszerz boiska.

Niewidoczny Radović, który koniec końców znowu "uratował" Legię, uzależnioną od postawy Serba. Jakub Kosecki, seryjnie tracący piłki, i wreszcie obrona, która popełniła kilka błędów, które silniejszy rywal wypunktowałby bez litości. Na koniec Michał Żyro, który wprawił we wściekłość Duszana Kuciaka po tym, jak kolejny raz zgubił krycie. To właśnie bramkarz Legii wyglądał na najbardziej zaangażowanego w to, jakim wynikiem zakończy się spotkanie.

- Wszyscy mówili, że rywale zaparkują autobus w polu karnym, ale tak się nie stało - mówi Ivica Vrdoljak, piłkarz Legii Warszawa. - W rewanżu musimy narzucić swój styl gry, bo gorzej już zagrać chyba nie możemy - dodaje Vrdoljak.

REKLAMA

Coś w tym jest - trudno wyobrazić sobie, że mistrzowie Polski zagrają gorzej.

Ivica Vrdoljak po zremisowanym meczu z St. Patricks:

Źródło: Agencja TVN/x-news

Skupić się na rewanżu

Choć Legioniści nie chcieli tego przyznać, zdecydowanie lepiej jest wierzyć w to, że po prostu zlekceważyli dużo niżej notowanego rywala. W przedmeczowych wypowiedziach na całym świecie i na każdym turnieju wciąż obecna jest kurtuazja względem umiejętności i klasy przeciwnika.

REKLAMA

Wypowiedzi trenerów, którzy zapowiadają, że ich zespół jest dużo lepszy i pokonanie rywali to formalność, nie zdarzają się zbyt często.

Legioniści natomiast woleli mówić, że gdyby teraz dostali szansę gry z rumuńską Steauą, to by z nią wygrali. Piłka jest nieprzewidywalna, ale po ostatnim meczu takie stwierdzenie zakrawa o niesmaczny żart.

Za niecały tydzień Legia poleci do Irlandii na rewanż z St. Patrick's, mimo katastrofy w pierwszym meczu, to zespół Berga wciąż będzie niekwestionowanym faworytem starcia i nikt w Warszawie nie wyobraża sobie, że drużyna zakończy walkę o Ligę Mistrzów już na drugiej rundzie kwalifikacji. Tym razem nie będzie miejsca na jakiekolwiek lekceważenie czy słabszy dzień.

Kac po pierwszym meczu z półamatorami z Irlandii może zostać tylko przykrym wspomnieniem. Jeśli jednak mistrzowie Polski po raz drugi z rzędu potkną się w drodze do Ligii Mistrzów, będzie to oznaczała koniec szans na udany sezon jeszcze przed momentem wyjścia z bloków. Piłkarze na pewno nie mogą liczyć na brawa po awansie do kolejnej rundy - będą grać o to, by uniknąć kompromitacji.

REKLAMA

W czwartek kolejne krajowe drużyny zagrają swoje mecze w europejskich pucharach. Lech Poznań zmierzy się z estońskim Nomme Kalju, Ruch Chorzów z Vaduz z Liechtensteinu, a Zawisza Bydgoszcz powalczy z belgijskim Zulte Varegem. Może polski wieczór z eliminacjami do Ligi Europy nastroi kibiców bardziej optymistycznie.

Paweł Słójkowski, polskieradio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej