Przychodzi Chińczyk do lekarza

Chiny chwalą się, że zaledwie w kilka lat, prawie od zera zbudowały podstawowy system ubezpieczeń zdrowotnych, bo wcześniej wszystkie koszty leczenia pacjenci pokrywali z własnej kieszeni. Nowy system obejmuje już 95 proc. mieszkańców miast i wsi kontynentalnych Chin. Pamiętać przy tym trzeba, że pakiet gwarantowanych świadczeń jest mały, a katalog podstawowych lekarstw objętych ubezpieczeniem ‒ ubogi.

2014-08-02, 20:00

Przychodzi Chińczyk do lekarza
Kolejka do rejestracji w przychodni w Pekinie. Foto: Adam Kaliński

Wrażenie robi jednak podawana oficjalnie kwota, blisko 200 mld dolarów, którą chiński rząd w ciągu ostatnich 5 lat wpompował w ochronę zdrowia (podstawowe ubezpieczenia, nowe szpitale i przychodnie, sprzęt medyczny, itp.), tyle tylko, że skala zaniedbań była i jest ogromna, a do tego dochodzi jeszcze liczba (starzejącej się szybko) ludności ChRL, wynosząca ok. 1 mld 350 mln.

Kolejki do lekarzy opanowali zawodowi "stacze"

Chiny nie mogły jednak, jako państwo szczycące się drugą największą gospodarką na świecie odkładać dłużej reformy zaniedbanej służby zdrowia, bowiem godziło to w wizerunek kraju. Dlatego potrzebny był spektakularny sukces, więc go oficjalnie ogłoszono, choć chińska służba zdrowia, tak jak i nasza, nieustannie krytykowana jest za rosnące opłaty, trudności w dostępie do specjalistów, a ostatnio zwłaszcza ‒ za dziką prywatyzację szpitali i przychodni, gdzie wizyta u specjalisty kosztuje czasem tyle, ile wynosi połowa średniej pensji w mniej zamożnych regionach Chin, czyli nawet 1500 juanów (ok. 750 zł). Z kolei, aby dostać się na kilkanaście razy tańszą wizytę u lekarza w szpitalu państwowym, trzeba zapisać się do kolejki i czekać miesiącami. Do tego kolejki te opanowali tzw. zawodowi stacze, którzy odsprzedają miejsca niemogącym zbyt długo oczekiwać na wizytę pacjentom, za co w Chinach praktycznie nie ma kar, więc profesja „konika” ma się tu świetnie.

Szacunki mówią, iż prawie połowa pieniędzy trafiających do chińskiej służby zdrowia, to pieniądze pacjentów. Wysoki poziom oszczędności w Państwie Środka, których stopa wynosi blisko 50 proc. wynika m.in. z faktu, że ludzie zmuszeni są odkładać pieniądze na tzw. czarną godzinę, zwłaszcza na starość i leczenie. Utrudnia to zwiększenie w Chinach konsumpcji, która w przypadku mniejszego aniżeli w latach poprzednich wzrostu tempa PKB (7,5 proc. w ub. roku), mogłaby bardziej rozkręcić gospodarkę i zastąpić częściowo eksport oraz inwestycje, stanowiące dotąd dwa główne koła zamachowe tego wzrostu.

Szybki wzrost opłat za usługi medyczne

Reforma reformą ‒ a opłaty za usługi medyczne w Państwie Środka i tak szybko rosną, choć ostatni, istny wysyp prywatnych klinik i szpitali sprawia, że dostęp do lekarza jest coraz łatwiejszy, tyle że głównie dla osób zamożnych. Te zresztą i tak nie muszą korzystać z rodzimej oferty. Coraz więcej, nie tylko najbogatszych, ale także przedstawicieli rosnącej w siłę chińskiej klasy średniej ‒ jedzie leczyć się za granicą.

REKLAMA

Główne kierunki takiej medycznej turystyki, to Stany Zjednoczone (leczenie nowotworów), Wielka Brytania (transplantacje), Korea Południowa (chirurgia plastyczna) oraz Szwajcaria i Japonia. Mniej zamożni wyjeżdżają bliżej, np. do Tajlandii, Malezji, na Filipiny czy do Indii gdzie, jak twierdzą, wiele zabiegów medycznych jest tańszych niż w prywatnych chińskich szpitalach.

Niektóre renomowane kliniki zagraniczne donoszą, że już blisko 2/3 ich obcych klientów stanowią właśnie Chińczycy.

Tradycyjna medycyna chińska tańsza i wspierana przez rząd

Warto dodać, że w Chinach wciąż popularna i o wiele tańsza od „zachodniej” jest tradycyjna medycyna chińska, która liczy sobie ok. 3 tys. lat. Jest ona tutaj oficjalnie uznawana i wspierana przez rząd, jako pełnoprawna i równorzędna z medycyną konwencjonalną.

Medycyna chińska kładzie główny nacisk na profilaktykę, zapobieganie chorobom i całościowe (holistyczne) leczenie człowieka, i o ile na Zachodzie traktuje się ją raczej jako ciekawostkę, ewentualnie uzupełnienie podstawowej terapii, to będąc w Chinach, możemy być zaskoczeni dużą ilością np. wielkich szpitali, klinik czy aptek specjalizujących się ‒ wyłącznie ‒ w medycynie tradycyjnej.

REKLAMA

Sami jednak Chińczycy, zwłaszcza ci, których na to stać, przestają wierzyć, że w przypadku poważnej choroby ratunek znajdą w medycynie chińskiej i wolą coraz częściej polegać na tej konwencjonalnej.

Adam Kaliński

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej