US Open: Djoković pokonał przyjaciela w walce o półfinał

Najwyżej rozstawiony Novak Djoković pokonał Brytyjczyka Andy'ego Murraya 7:6 (7-1), 6:7 (1-7), 6:2, 6:4 i awansował do półfinału wielkoszlemowego turnieju tenisowego US Open. Do tej fazy zmagań w Nowym Jorku Serb dotarł po raz ósmy z rzędu.

2014-09-04, 10:38

US Open: Djoković pokonał przyjaciela w walce o półfinał
Novak Djoković (z lewej) i Andy Murray. Foto: PAP/EPA/JOHN G. MABANGLO

Na kortach Flushing Meadows obecny lider światowego rankingu czuje się świetnie. Od 2007 roku nieprzerwanie występuje co najmniej w półfinale. W tym czasie raz imprezę wygrał (2011), a do tego czterokrotnie wystapił w finale (2007, 2010, 2012-13).
Drugi set, trwającego trzy i pół godziny pojedynku z o tydzień starszym Szkotem, był pierwszym przegranym w tym roku w Nowym Jorku przez 27-letniego tenisistę z Belgradu. Po dwóch wyrównanych partiach, w kolejnych uwidoczniło się przede wszystkim lepsze przygotowanie fizyczne Serba. W ostatnim gemie spotkania Murray miał wyraźne problemy z poruszaniem się po korcie.
- Byłem przygotowany na długi i zacięty mecz, bo potyczki z Andym zawsze tak wyglądają. Jestem bardzo zadowolony, że wyszedłem zwycięsko z tego starcia - przyznał Serb, który wygrał w środę 50. mecz w US Open.
Spotkanie skończyło się po godz. 1 w nocy czasu lokalnego. Nic dziwnego, że trudno było namówić "Djoko" na rozmowę o półfinałowym rywalu, którym będzie Japończyk Kei Nishikori.
- To bez wątpienia utalentowany gracz, ale teraz myślę wyłącznie o tym, by się położyć spać - podkreślił.

Sfrustrowany Murray, szczęśliwy Nishikori

W zupełnie innym nastroju był Murray, który w Nowym Jorku triumfował w 2012 roku po finałowej wygranej z... Djokovicem.
- Przez dwa sety grałem bardzo dobrze. Później niewiele gorzej, ale to nie wystarczyło. Teraz jestem z kilku powodów sfrustrowany. Jestem zmęczony, jest bardzo późno, a ja w dodatku przegrałem ważny mecz - powiedział Brytyjczyk dziennikarzom po 13. porażce w 21. pojedynku z Djokovicem.
Na miano bohatera dnia zasłużył jednak Nishikori, który odniósł historyczny sukces. Jak wyliczyli statystycy ATP, został pierwszym od 1918 roku Japończykiem, który znalazł się w wśród czterech najlepszych zawodników międzynarodowych mistrzostw USA. By powtórzyć sukces Ichiyiego Kumagae potrzebował cztery godziny i 15 minut, gdyż tyle trwało jego spotkanie ze Szwajcarem Stanislasem Wawrinką. Reprezentant Kraju Kwitnącej Wiśni zwyciężył 3:6, 7:5, 7:6 (9-7), 6:7 (5-7), 6:4.
- Mam nadzieję, że umiliłem moim rodakom poranek - zauważył Nishikori.
Po raz ostatni tenisista z Japonii w półfinale imprezy wielkoszlemowej wystąpił w Wimbledonie w 1933 roku, a był nim Jiro Satoh. Nishikori daleki był jednak o euforii.
- Na ziemię sprowadził mnie tuż po meczu mój trener Michael Chang, który powiedział, żebym się za bardzo nie rozluźnił, bo "przecież to jeszcze nie koniec" - przyznał 24-latek z Shimane, który po raz pierwszy awansował do półfinału w Wielkim Szlemie.
W ojczyźnie mierzący 178 cm i ważący 68 kg sportowiec od kilku lat jest wielką gwiazdą. Przygodę z tenisem rozpoczął w wieku pięciu lat. Gdy miał 14 wyjechał na Florydę do akademii trenerskiego guru Nicka Bollettierego. Mógł sobie na to pozwolić, gdyż znalazł się w wąskiej grupie talentów, które finansową opieką otoczył współzałożyciel koncernu Sony Akio Morita.
Mieszkanie dzielił z synem słynnego przed laty tenisisty Brada Gilberta - Zacharym. Początki w USA były jednak trudne, ponieważ Kei nie potrafił powiedzieć ani słowa po angielsku. Jak przyznał niedawno w wywiadzie dla "Tennis Magazine", o tym, że tęskni za najbliższymi uświadomił sobie po trzech latach...
- Wcześniej nie miałem czasu o tym myśleć. Nie pozwalano mi nawet dzwonić do domu. Teraz nie muszę, bo rodzice są na każdym większym turnieju, w którym gram - wspominał.
W czwartek rozegrane zostaną dwa kolejne ćwierćfinały - Szwajcar Roger Federer zmierzy się z Francuzem Gaelem Monfilsem a Czech Tomas Berdych z Chorwatem Marinem Cilicem.

(ah)

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej