El. Euro 2016: Mila zaskoczył wszystkich. Lepiej późno niż wcale

Sebastian Mila - piłkarz przez wielu skreślony, którego obecność w kadrze była dużym zaskoczeniem. W spotkaniach z Niemcami i Szkocją wchodził na boisku z ławki rezerwowych, ale jego bramka i kilka akcji zasłużyły na najwyższe uznanie.

2014-10-15, 10:49

El. Euro 2016: Mila zaskoczył wszystkich. Lepiej późno niż wcale
Sebastian Mila słucha ostatnich wskazówek Adama Nawałki przed meczem z Niemcami. Foto: PAP/Bartłomiej Zborowski

Posłuchaj

Pomocnik Śląska Wrocław stwierdził, że założenia taktyczne przed meczem potwierdziły się (IAR)
+
Dodaj do playlisty

>>> Specjalny serwis na eliminacje Euro 2016 <<<

Październikowe eliminacyjne mecze miały swoich bohaterów - z Niemcami największe pochwały zebrali zawodnicy defensywy, Wojciech Szczęsny i Kamil Glik, Arkadiusz Milik i Sebastian Mila zapisali się w tym zwycięstwie przede wszystkim bramkami, które sprawiły, że pierwszy triumf nad niemieckim zespołem stał się faktem.

Zabrał nadzieję Niemcom

Mila pojawił się na placu gry w 77. minucie, kiedy zanosiło się na to, że wszyscy piłkarze będą zmuszeni do tego, by harować w defensywie, aby utrzymać jednobramkowe prowadzenie.

Pomocnik Śląska Wrocław nie jest znany z ostrej walki, dlatego też niektórych mogło zdziwić, że Adam Nawałka nie wzmacnia defensywy. Z drugiej strony Mila potrafi przetrzymać piłkę, uruchomić nieszablonowym podaniem napastnika i rozegrać. W 88. minucie pokazał kolejny ze swoich atutów - świetne uderzenie z lewej nogi, które pogrążyło Niemców.

REKLAMA

- Kto strzelił nam drugiego gola? Nie wiem. Nie mieliśmy go w przedmeczowej rozpisce - mówił zdziwiony Thomas Mueller.

Po meczu przyznał, że bał się tego, że straci piłkę, a Niemcy wyprowadzą akcję, która odbierze Polakom wygraną. Stało się odwrotnie. To zaskakujący scenariusz, ale sport uwielbia takie historie. Nadzieję zabrał Niemcom piłkarz, który w ogóle mógł nie znaleźć się w kadrze na październikowe mecze eliminacji.

- Jego powołanie spotkało się z krytyką. Mówiono, że jest za stary, wypalony i w ogóle to nie wiadomo po co. Odpowiedzią na to pytanie był mecz z Niemcami - powiedział w wywiadzie udzielonym "Przeglądowi Sportowemu" klubowy trener Mili, Tadeusz Pawłowski.

Zawodnik na zakręcie

Piłkarz, który przed dekadą był jedną z nadziei reprezentacji polski, mając predyspozycje do tego, by zostać jej rozgrywającym. Mila może być nazywany zawodnikiem "starej daty" nie ze względu na swój wiek (w lipcu skończył 32 lata), ale na styl gry.

REKLAMA

Choć początkowo był skrzydłowym, to z biegiem lat stał się klasycznym playmaker, który lubi odcisnąć swoje piętno na każdej ofensywnej akcji zespołu, pozostaje pod grą, ale nie angażuje się przesadnie w defensywę, nie biega od pola karnego do pola karnego. Przede wszystkim rozgrywa, asystuje i strzela. Tacy zawodnicy to obecnie gatunek "na wymarciu", trenerzy wolą zawodników bardziej uniwersalnych, od których zaczyna się wysoki pressing.

11 lat temu trafił do siatki Manchesteru City, zdobywając fenomenalną bramkę z rzutu wolnego podczas gry w Groclinie Grodzisk Wielkopolski.

Potem był nieudany wyjazd do Austrii, podobna historia w Norwegii. W 2005 roku udzielił wywiadu, w którym zapowiadał, że rozważa zakończenie kariery. Miał wtedy 23 lata, jednak ostatecznie nie zdecydował się na to, by zawiesić buty na kołku.

REKLAMA

W 2008 roku wrócił do Ekstraklasy, najpierw do ŁKS-u Łódź, a później do Śląska Wrocław. W międzyczasie pojawiły się informacje o problemach Mili z hazardem, jednak mimo tego widać było, że  piłkarz jest na dobrej drodze do tego, by grać na miarę swojego potencjału.

We wrocławskim zespole Mila wyraźnie odżył, wrócił do pełni formy pod okiem Ryszarda Tarasiewicza. Dojrzał piłkarsko, brał na siebie odpowiedzialność, dobre występy podpierał bramkami i asystami. Gdy Tarasiewicza zastąpił Lenczyk, to Mila był jednym z architektów mistrzostwa z 2012 roku.

Potem nastąpił kolejny zjazd.

"6 kilogramów nadwagi? Trochę ją zaniżyłem"

Na pierwszy plan wysuwał się jednak konflikt piłkarzy z trenerem Lenczykiem. Śląsk obniżył loty, nie poradził sobie w europejskich pucharach, słabo zaczął rozgrywki ligowe. Za rządów Stanislava Levy'ego udało się zdobyć Puchar Polski, między innymi za sprawą Mili, który był jednym z liderów drużyny.

REKLAMA

Śląsk coraz częściej grał jednak w kratkę, ostatecznie zajmując trzecie miejsce w ligowej tabeli. Sezon 2013/2014 był dramatyczny, drużyna znalazła się w grupie broniącej się przed spadkiem, co kosztowało posadę Levy'ego. Wiele mówiło się też o konflikcie Mili i czeskiego szkoleniowca, który miał domagać się od władz klubu odsunięcia pomocnika od zespołu.

W takich sytuacjach praktycznie zawsze wygrywa drużyna, a szkoleniowiec zostaje zmuszony do odejścia. Tak było i tym razem. Do klubu trafił Tadeusz Pawłowski, który był zszokowany przygotowaniem fizycznym Mili.

- Mówiąc o 6 kilogramach nadwagi, trochę ją zaniżyłem. Wolę nie zastanawiać się, jakiego szumu bym narobił, podając prawdziwe dane - powiedział Pawłowski w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego".

Nie zanosiło się na łatwą współpracę, jednak Mila pokazał, że ma jeszcze w sobie ambicję - utrata opaski kapitańskiej i męska rozmowa z trenerem były w tym przypadku koniecznością. Pawłowski wykorzystał to i wraz ze sztabem szkoleniowym doprowadzili Milę do stanu używalności. Szkoleniowiec podkreśla, że był to długotrwały proces i szanuje piłkarza za to, że podjął rękawicę.

REKLAMA

Przyznał, że Mila ma przed sobą jeszcze około trzech lat gry na wysokim poziomie.

Czemu tak późno?

Nie ma co oszukiwać się, że Sebastian Mila zostanie zbawcą kadry w wieku 32 lat.

W piłce nożnej kładzie się duży nacisk na to, by dawać szansę coraz młodszym zawodnikom, którzy zdobywają pierwsze szlify w reprezentacji, będąc jeszcze nastolatkami. Mila od 2003 roku zaliczył w reprezentacji nieco ponad 30 meczów.

W spotkaniu z Niemcami pomocnik Śląska walczył w środku pola z Tonim Kroosem. 24-latek ma na swoim koncie... ponad 50 występów w kadrze.

REKLAMA

Wydaje się też, że Adam Nawałka ma inną koncepcję na ustawienie drużyny - preferuje grę dwoma defensywnymi pomocnikami, a "fałszywym" napastnikiem, który pomaga też w obronie, jest Arkadiusz Milik. Ofensywnego pomocnika w kadrze na Niemcy i Szkocję nie było. Wcześniej grali na tej pozycji Mateusz Klich, Ludovic Obraniak, jednak przyszłość Obraniaka w kadrze jest więcej niż wątpliwa, a Klich stracił miejsce w zespole Nawałki.

Zdecydowanie więcej jest w kadrze skrzydłowych - środkowych ofensywnych pomocników brakuje.

We wtorkowym meczu ze Szkocją Mila pokazał, że ma to coś, co pozwala zachwycić kibiców - w 63. minucie pojawił się na boisku, wyglądał na wyjątkowo zdeterminowanego, by poprawić niekorzystny wynik. Starał się być pod grą, zagrał kilka ciekawych podań, dostał też żółtą kartkę za to, że nie zgadzał się z decyzją arbitra.

A potem, już przy stanie 2:2, pokazał rewelacyjną akcję. Polska kadra cierpi, kiedy musi grać atakiem pozycyjnym. Cierpi na brak prostopadłych zagrań do napastników, na brak kogoś, kto czułby tempo wybiegających na pozycję kolegów i wiedziałby, jak otworzyć im drogę do bramki. Takiej akcji nie widzieliśmy w kadrze już dawno.

REKLAMA

I chociaż ta akcja nie skończyła się bramką, a Mila przestrzelił dobitkę, to jednak był to zdecydowanie najbardziej atrakcyjny dla widza moment meczu. Piłkarz Śląska mógł zostać bohaterem tego spotkanie, zabrakło bardzo niewiele.

Adam Nawałka pokazał jednak, że ma odwagę powołać tego doświadczonego zawodnika i dać mu szansę gry, a ten w pełni mu odpłacił, tak samo jak podziękował Tadeuszowi Pawłowskiemu za to, że dał mu szansę. Jeśli Mila utrzyma formę, może jeszcze błysnąć w tym zespole. W największych reprezentacjach świata grają zawodnicy starsi i potrafią dać swoim drużynom bardzo wiele. Druga młodość? Jeśli takich zagrań będziemy mogli oglądać więcej, to jesteśmy jak najbardziej na tak.

REKLAMA

Źródło:Agencja TVN/x-news

Paweł Słójkowski, polskieradio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej