Czy Antoni Macierewicz był funkcjonariuszem publicznym? Sąd odmawia odpowiedzi

To, czy szef komisji weryfikacyjnej WSI był funkcjonariuszem publicznym, nie jest decydujące dla losu zażaleń na umorzenie śledztwa ws. działań Antoniego Macierewicza jako szefa tej komisji - uznał Sąd Najwyższy i odmówił odpowiedzi na pytanie stołecznego sądu w tej sprawie.

2014-10-30, 18:00

Czy Antoni Macierewicz był funkcjonariuszem publicznym? Sąd odmawia odpowiedzi
Sędziowie Sądu Najwyższego Józef Szewczyk (z lewej), Henryk Gradzik (w środku) i Jerzy Grubba podczas rozprawy dotyczącej tego, czy jako szef komisji weryfikacyjnej WSI Antoni Macierewicz był funkcjonariuszem publicznym. Foto: PAP/Radek Pietruszka

Posłuchaj

Sprawę Antoniego Macierewicza rozstrzygnie Sąd Okręgowy. Relacja Kseni Maćczak (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Pytanie prawne o status prawny szefa komisji zadał SN w czerwcu br. Sąd Okręgowy w Warszawie, badający czy wznowić śledztwo w sprawie Macierewicza, autora raportu z weryfikacji WSI z 2007 r.

Początkowo Prokuratura Apelacyjna w Warszawie chciała zarzucić mu niedopełnienie obowiązków, jako funkcjonariuszowi publicznemu, przy tworzeniu raportu, poświadczenie w nim nieprawdy oraz pomoc w ujawnieniu w nim tajemnic państwowych. Prokurator generalny Andrzej Seremet dwa razy zwracał jednak prokuraturze jej wniosek o uchylenie immunitetu posła PiS. To trwające od 2007 r. śledztwo umorzono w końcu w grudniu 2013 r. (zrobił to inny prokurator niż ci, którzy występowali o uchylenie immunitetu).

Podstawą umorzenia był brak znamion przestępstw. Uznano, że Macierewicz jako szef komisji nie był funkcjonariuszem publicznym, który może odpowiadać za niedopełnienie obowiązków bądź ich przekroczenie. Według prokuratury był on jedynie "osobą pełniącą funkcję publiczną", a komisja (w której nie był zatrudniony) nie była instytucją państwową, której szef podlega odpowiedzialności, lecz "innym organem państwowym" powołanym do konkretnej sprawy. Uznano też, że raport nie jest dokumentem, do którego odnosi się przestępstwo poświadczenia nieprawdy, bo nie może ono dotyczyć dokumentu "analityczno-ocennego".

Autorzy 23 zażaleń (m.in. b. szef WSI gen. Marek Dukaczewski, b. agent wywiadu Aleksander Makowski, biznesmen Zygmunt Solorz-Żak oraz Polsat, ITI i ABW) wnieśli do SO, by nakazał wznowienie śledztwa; prokuratura była za utrzymaniem umorzenia. Adwokaci pokrzywdzonych argumentowali, że Macierewicz był funkcjonariuszem publicznym, bo wystarczy do tego pełnienie "stanowiska kierowniczego", niezależnie od braku stosunku pracy. Dowodzili też, że raport miał znaczenie prawne.

REKLAMA

"Martwe pole postępowania odwoławczego"

Przed rozstrzygnięciem zażaleń, SO z urzędu zapytał SN o wykładnię prawa, co uzasadnił m.in. tym, że ustawa powołująca komisję weryfikacyjną nie określała ani jej statusu, ani pozycji jej przewodniczącego. W pytaniu podkreślono, że gdy ta sama prokuratura umarzała w 2012 r. śledztwo wobec członków komisji weryfikacyjnej, uznała, że nie można im zarzucić niedopełnienia obowiązków przez nieweryfikowanie danych zdobytych przy weryfikacji WSI - bo nie mieli oni statusu funkcjonariuszy publicznych, a status taki miał tylko szef komisji. Stołeczny sąd w 2013 r. utrzymał to umorzenie, podtrzymując ustalenia prokuratury.

Prok. Lucjan Nowakowski z Prokuratury Generalnej wniósł, by SN odmówił odpowiedzi, bo szef komisji nie był funkcjonariuszem publicznym, pytanie sformułowano nieprawidłowo, a SO sam może rozstrzygnąć całą kwestię. Pełnomocnicy pokrzywdzonych wnieśli, by SN udzielił odpowiedzi, bo należy rozwiać wątpliwości prawne.

Trzech sędziów SN odmówiło odpowiedzi "ze względów procesowych". SN przypomniał, że przestępstwo niedopełnienia obowiązków przedawniło się po 5 latach od czynu; nie przedawniły się zaś: poświadczenie nieprawdy oraz pomoc w ujawnieniu tajemnic (nastąpi to w 2017 r.). - Losy zażaleń zależą od tego, jak SO oceni, że prokuratura nie dopatrzyła się znamion przestępstw co do czynów, które się nie przedawniły - mówił w uzasadnieniu decyzji sędzia SN Henryk Gradzik. Podkreślił, że SO musi teraz sam to rozstrzygnąć.

Sędzia Gradzik dodał, że badanie aspektów prawnych całej sprawy nie wymagało 7-letniego śledztwa, a do końcowych konkluzji "można było dojść bez tak długotrwałego i kosztownego postępowania".

REKLAMA

Co dalej?

Po decyzji SN pełnomocnicy pokrzywdzonych mówili, że od początku kwestionują stwierdzony przez prokuraturę brak znamion przestępstw poświadczenie nieprawdy i pomocy w ujawnieniu tajemnic oraz zapowiadali, że na tym się teraz skupią w SO. Podkreślali, że w raporcie było wiele informacji nieprawdziwych (co stwierdziły sądy cywilne, nakazując MON przeprosiny osób z raportu) oraz ujawniających tajemnice państwa (np. dane osób współpracujących z cywilnymi służbami RP lub tajną operacje WSI w Afganistanie).

Macierewicz wiele razy mówił, że ustalenia raportu oparto na dokumentach WSI i pracach komisji weryfikacyjnej. Wnioski o uchylenie immunitetu uznawał za działanie polityczne, które łączył z tym, że "w sprawie smoleńskiej udowodniono matactwo" (Macierewicz jest szefem parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej).

W lutym 2007 r. prezydent Lech Kaczyński upublicznił sygnowany przez Macierewicza raport z weryfikacji WSI. Na podstawie raportu wszczynano śledztwa ws. przestępstw WSI; większość umorzono. Osoby wymienione w raporcie jako agenci wytoczyły MON ponad 20 procesów. MON przeprosiło większość z nich, koszty z tego tytułu przekroczyły 1,2 mln zł.

W 2008 r. Trybunał Konstytucyjny uznał za sprzeczne z konstytucją pozbawienie osób z raportu prawa do wysłuchania przez komisję, prawa dostępu do akt sprawy oraz odwołania do sądu od decyzji o umieszczeniu w raporcie. Po tym prezydent Kaczyński zdecydował nie ujawniać przygotowanego przez Macierewicza aneksu do raportu, bo - jak mówił w 2008 r. - "zbyt wiele jest tam fragmentów, w których fakty zastąpiono interpretacjami". Podtrzymał to potem prezydent Bronisław Komorowski.

REKLAMA

mr, PAP

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej