Bijatyka na drodze do Morskiego Oka. Sprawa trafi do prokuratury
Niedzielne przepychanki i bijatyka nie kończą konfliktu fiakrów i ekologów. Wręcz przeciwnie, obecnie obie strony zapowiadają zgłoszenie sprawy do organów ścigania.
2014-11-10, 13:04
Posłuchaj
Bitwa pomiędzy woźnicami a ekologami, do której doszło w niedzielę, wywołała burzę. W poniedziałek tak obrońcy zwierząt, jak i druga strona konfliktu zapowiadają, że sprawę zgłoszą do prokuratury. Anna Plaszczyk przedstawicielka protestujących jeszcze w niedzielę mówiła, że ekolodzy tak tej sprawy nie zostawią.
Z kolei zarządca drogi, starosta tatrzański zapowiada, że i on sprawę zgłosi do organów ścigania - blokowanie drogi było bowiem nielegalne. Tak też mówił w niedzielę kierujący akcją policji Józef Sądelski.
W wysłanym do mediów oświadczeniu obrońcy zwierząt twierdzą, że nie blokowali drogi, a ich kolega ma złamaną szczękę. Tymczasem szpital informował, że poszkodowany w bójce odniósł tylko lekkie obrażenia. Do wyjaśnienia pozostaje więc wiele kwestii.
W obronie koni
Według Anny Plaszczyk, konie, które pracują na trasie do Morskiego Oka są przeciążone. Ekolodzy nie zgadzają się też z polityką starosty tatrzańskiego, który nie chce zastąpić wozów meleksami.
Fiakrzy zapewniają, że konie są w bardzo dobrym stanie potwierdzonym badaniami.
Pomysł zastąpienia zaprzęgów konnych pojazdami elektrycznymi pojawił się po śmierci jednego z koni w sierpniu tego roku. Zdaniem ekspertów, zwierzę padło z powodu nagłego zachorowania, a nie z przemęczenia.
REKLAMA
x-news.pl, TVN24
Na popularnej wśród turystów trasie pracuje ok. 300 koni. Według przepisów Tatrzańskiego Parku Narodowego każdy koń powinien mieć paszport, wszczepiony chip i odpowiednie badania. Jednorazowo może zabrać 12 turystów.
IAR, bk
REKLAMA