Artur Waś, łyżwiarz po przejściach: podkręciłem kurek na maksa

- Podjąłem decyzję o powrocie do łyżew przed tamtymi igrzyskami, ale to cały czas były duże wątpliwości czy coś kiedykolwiek z tego będzie. Natomiast kiedy zobaczyłem jak dziewczyny zdobywają medal, okazało się, że wszystko jest możliwe - mówi Artur Waś, który dwa razy wygrał łyżwiarskie zawody Pucharu Świata na 500 metrów w Berlinie.

2014-12-08, 13:55

Artur Waś, łyżwiarz po przejściach: podkręciłem kurek na maksa

Posłuchaj

Artur Waś, łyżwiarz po przejściach: podkręcam kurek na maksa (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Artur Waś dwa razy stawał na najwyższym stopniu podium podczas zawodów Pucharu Świata w łyżwiarstwie szybkim w Berlinie. Polak w piątek i w niedzielę był najszybszy w biegach na 500 m. Z Arturem Wasiem po niedzielnym triumfie rozmawiał Cezary Gurjew.
Cezary Gurjew: Artur Waś, można powiedzieć, człowiek po przejściach. Niezwykle uzdolniony, ale w pewnym momencie ta kariera została zakończona. Wróciłeś po sukcesie koleżanek, gdy oglądałeś w Vancouver jak wywalczyły brązowy medal. Powiedziałeś wtedy - najwyższa pora, muszę sobie udowodnić, że jestem dobry.
Artur Waś: Zgadza się. Podjąłem decyzję o powrocie do łyżew przed tamtymi igrzyskami, ale to cały czas były duże wątpliwości czy coś kiedykolwiek z tego będzie. Natomiast kiedy zobaczyłem jak dziewczyny zdobywają ten medal. Wszystko jest możliwe wtedy. Ktoś od nas, ktoś z naszego środowiska, ktoś kogo znam na co dzień, to jest takie prawdziwe, to jest namacalne. To dało dużą motywację. I powiedziałem sobie: nie, ja teraz też podkręcam kurek na cały regulator, na maksa.
CG: Masz świetnego szkoleniowca, to trzeba przypomnieć.

>>>

AW: Tak, Jeremy Wotherspoon, aktualny jeszcze rekordzista świata na tym dystansie. Bardzo dobrze nam się współpracuje. Zeszły sezon był troszeczkę dziwny dla mnie, ale cieszę się, że wrócił Jeremy do tego bycia moim trenerem i teraz współpraca układa się jeszcze lepiej niż kiedykolwiek. Jeremy jeszcze w zeszłym sezonie podjął decyzję, że jeszcze raz chce zakwalifikować się na igrzysk i spełnić to swoje marzenie zdobycia olimpijskiego złota. Niestety nie udało się. Zabrakło mu niewiele - 0,02, żeby zakwalifikować się do reprezentacji Kanady. Musieliśmy troszeczkę odpuścić dlatego, że była kontuzja kolana, której leczenie potrwało osiem tygodni. Po tych ośmiu tygodniach również nie byłem jeszcze zdolny do wykonywania specyficznych ćwiczeń. No i trening, taki typowo łyżwiarski zacząłem dopiero w sierpniu. Wtedy też podjęliśmy decyzję, że nie ma się co spieszyć, że te dwa puchary (Japonia i Kanada - przyp. red.) to jest daleko, aklimatyzacja - i dzięki temu mogłem wykonać kawał solidnej roboty jeszcze i dopiąłem tego.
CG: Masz olbrzymi potencjał. Tej niezwykłej techniki - tutaj każdy detal jest ważny - nauczyłeś się w Polsce.
AW: Tak, pod okiem świętej pamięci trenera Andrzeja Święcickiego, który był naprawdę znakomitym trenerem. Bardzo proste wskazówki, które na nas działały doprowadziły do tego, że Marymont był najlepszym klubem łyżwiarskim w Polsce pod względem sprintu. Miałem ogromne szczęście, że mogłem z nim współpracować.

Polscy panczeniści zdominowali zawody Pucharu Świata w Berlinie. Indywidualne zwycięstwa odnieśli Artur Waś - biegi na 500 m, i Jan Szymański - na 1500 m. W piątek Jan Szymański, Zbigniew Bródka i Konrad Niedźwiedzki wygrali bieg drużynowy, a w sobotę Aleksandra Goss, Katarzyna Woźniak i Luiza Złotkowska przegrały tylko z Holenderkami. Sukcesy na igrzyskach olimpijskich w Soczi (złoty medal Zbigniewa Bródki na 1500 m, srebrny kobiecej drużyny i brązowy męskiej) sprawiły, że panczenistom obiecano pomóc w przygotowaniach do najważniejszych imprez budując zadaszony tor w Polsce. Pasmo sukcesów trwa, a o wokół toru niewiele się dzieje.

(ah)

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej