Rewolucja na stadionach - kibice w walce o wolność
Z 40 tysięcy gardeł przez 15 minut słychać było głośne okrzyki "Solidarność!", "Solidarność!", a także "Lechu!", "Lechu!". Tak kibice Lechii Gdańsk przywitali na stadionie Lecha Wałęsę - ówczesnego lidera "Solidarności".
2014-12-13, 14:45
Był rok 1983 - najważniejsze spotkanie w historii „Biało-zielonych”, które okazało się też najważniejszym meczem piłkarskim w historii walki o wolną Polskę.
W nocy z 12 na 13 grudnia 1981, decyzją Rady Państwa w Polsce wprowadzono stan wojenny. Dziś mija 33. rocznica tego ponurego wydarzenia w historii naszego kraju. Warto przypomnieć w tym dniu, także na stronach sportowych polskieradio.pl, że w walce o niepodległość Polski swój znaczny udział mieli też kibice piłkarscy.
Rocznica wprowadzenia stanu wojennego >>>
Niezależny Samorządny Związek Zawodowy "Solidarność" był ogólnopolskim związkiem zawodowym powstałym w 1980 dla obrony praw pracowniczych. Jednak w historii zapisał się głównie jako bastion walki z opresyjnym rządem Polski Ludowej. Swoisty symbol zrzeszający nie tylko represjonowanych robotników, ale wszystkich Polaków walczących o wolny kraj. W szerokim ruchu społecznym utożsamianym z "Solidarnością" znaleźli się więc nie tylko stoczniowcy, górnicy, czy hutnicy, ale też właśnie zwykli kibice.
REKLAMA
Ramię w ramię przeciwko opresji
Historia tych dwóch potężnych ruchów - kibicowskiego w Gdańsku i "Solidarności" jest ściśle ze sobą powiązana, a jej wspólnym mianownikiem była zawsze walka z komunizmem.
W grudniu 1970 roku po ogłoszeniu drastycznych podwyżek cen artykułów pierwszej potrzeby, przez Wybrzeże przetoczyła się fala strajków i manifestacji, krwawo stłumionych przez wojsko i milicję. Skutkiem brutalnej akcji było obalenie Gomułki. Jego miejsce zajął Edward Gierek. Nowy I sekretarz KC PZPR postawił na rozwój gospodarczy, zaciągając ogromne pożyczki w Europie zachodniej. W pierwszych latach jego rządów kraj rozwijał się dość dynamicznie, ale nieuniknione było nadejście czasu, gdy gigantyczne kredyty będzie trzeba było zacząć spłacać.
Lata 70-te miały się okazać przełomowe w walce z komunizmem. To właśnie w tej dekadzie pojawiły się pierwsze ruchy kibicowskie - w tym ten najbardziej oporny w stosunku do PRL-owskiej władzy, który powstał na w Gdańsku. Wydarzenia Grudnia '70 odbiły się szerokim echem na tutejszej społeczności. Z czasem wyrosły do rangi symbolu. W sercach uczestników starć wywarły nieodwracalne piętno. W Trójmieście przez następne lata coraz głośniej domagano się ukarania winnych pomordowanych robotników. Gdańsk stał się jednym z najważniejszych punktów opozycji politycznej - prężnie działały tu takie ośrodki, jak Komitet Obrony Robotników, Studenckie Komitety Solidarności, Ruch Młodej Polski, czy Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża. Wielu z działaczy wolnościowych skupionych w tych formacjach pojawiało się też na meczach piłkarskich - w szczególności spotkaniach Lechii. Wystarczy tu wymienić takie nazwiska, jak Aleksander Hall, Maciej Grzywaczewski, Dariusz Kobzdej, Grzegorz Grzelak, czy braci Rybickich - Arkadiusza, Sławomira i Mirosława.
Równolegle zaczęło się więc tworzyć na szeroką skalę nieformalne środowisko kibiców, zwanych też często szalikowcami, czy fanatykami. Były to grupy ludzi złączonych jedną ideą kibicowania swojemu klubowi.
W 1973 roku po raz pierwszy w Polsce powstał "Klub Kibica" związany z Lechią Gdańsk. Inicjatorem tego przedsięwzięcia był znany opozycjonista, a później dziennikarz - Tomasz Wołek. Pierwszym prezesem klubu został Grzegorz Popielarz, w późniejszych latach aktywny działacz studencki, a wiceprezesem – Donald Tusk, obecny przewodniczący Rady Europejskiej.
REKLAMA
Od samego początku tych zmian - kibice "Biało-zielonych" na stadionach zaczęli nie tylko dopingować swoich piłkarzy, ale też głośno skandować niepopularne dla opresyjnych władz hasła. Już w latach 70-tych na Traugutta (ulica przy której zlokalizowany był dawny stadion Lechii) widać było zaangażowanych politycznie fanów, którzy głosili antykomunistyczne hasła.
Stadion Lechii - bastion walki z komunizmem
Ksiądz Jarosław Wąsowicz w swojej książce "Biało-zielona Solidarność" obok Stoczni Gdańskiej, kościoła św. Brygidy jako trzeci z tych najważniejszych punktów oporów w Gdańsku wymienił właśnie stadion Lechii. Nic dziwnego - w końcu to fani "Biało-zielonych" zorganizowali też pierwszą wyraźną manifestację polityczną na obiekcie sportowym w Polsce.
REKLAMA
Na tym stadionie od momentu wprowadzenia stanu wojennego kibice systematycznie skandowali "Solidarność", upominali się o wolność dla internowanych w stanie wojennym, czy żądali praw obywatelskich. Właściwie nie było meczu, na którym nie skandowano by niepodległościowych i antykomunistycznych haseł. Często te stadionowe manifestacje kończyły się ostrymi starciami z ZOMO.
Czemu właśnie w Gdańsku te nastroje były aż tak widoczne? Kibice Lechii od zawsze stanowili środowisko mocno antykomunistyczne. Tworzyli je wszak repatrianci ze Lwowa i z Wilna, którzy doskonale wiedzieli, czym tak naprawdę jest komunizm. A kiedy przeszedł rok 1980 Lechia stała się automatycznie klubem miasta "Solidarności", co było tym łatwiejsze, że większość jej najbardziej zagorzałych kibiców stanowili strajkujący stoczniowcy i opozycjoniści.
Wystarczy zresztą wymienić czołowe nazwiska ludzi, którzy jeździli wówczas na mecze wyjazdowe Lechii: bracia Arkadiusz i Sławomir Rybiccy - dzisiaj posłowie Platformy Obywatelskiej, wspomniany Donald Tusk, Jacek Kurski, Mariusz Popielarz czy Maciej Płażyński. Do dziś mówi się, że jedyne co łączy dzisiaj Donalda Tuska i Jacka Kurskiego (obecnie polityk Solidarnej Polski) to właśnie biało-zielony szalik Lechii.
"Pomścimy Grudzień", "MO-Gestapo", "Precz z komuną"
Wszystko rozpoczęło się w rundzie wiosennej 1971 roku, gdy Lechia walczyła o awans do 2. ligi. O wszystkim decydował wyjazdowy mecz z Lechem Poznań, na który pojechało ponad tysiąc kibiców Lechii. Jak relacjonował obecny na tym meczu Mirosław Rybicki - sektory zajmowane przez gdańskich kibiców były ściśle obstawione przez uzbrojone oddziały milicji. Urządzono manifestację siły, której celem nie było zapewnienie bezpieczeństwa na stadionie, lecz zastraszenie niesfornych mieszkańców Gdańska. Na reakcję kibiców nie trzeba było długo czekać. Zaczęli skandować "Powtórzymy Grudzień". Po Wydarzeniach Grudnia 1970 była to jedna z pierwszych dużych demonstracji antymilicyjnych.
REKLAMA
Lechia Gdańsk od tego momentu stała się legendą całego antykomunistycznego ruchu kibicowskiego. Nic więc dziwnego, że to właśnie na stadionie przy Traugutta po raz pierwszy, w 1974 roku, doszło do zamieszek kibiców z milicją na tle politycznym. Stało się to podczas meczu o wejście Lechii do ekstraklasy, kiedy ZOMO skatowała młodego kibica na bieżni stadionu. Zaczęło się od okrzyków: "Pomścimy Grudzień", "Precz z komuną", "MO-Gestapo" a skończyło regularną bitwą z zomowcami.
Na następne starcie trzeba było czekać rok. W meczu Lechia Gdańsk - Widzew Łódź decydującym o awansie do Ekstraklasy padł remis 1:1, który promował łódzką drużynę. Pod koniec spotkania na płytę boiska wdarł się młody fan „Biało-zielonych”. Milicja skatowała go na oczach tysięcy kibiców. To wywołało ostrą reakcję szalikowców. Po meczu doszło do wielogodzinnych walk z milicją, które wylały się na całe miasto. Pojawiły się antypaństwowe hasła. Od tej pory fani z Gdańska pałali już straszną nienawiścią do represyjnych organów władzy.
Powiew wolności znad morza
W sierpniu 1980 roku byli też autorami pierwszej jawnie politycznej, solidarnościowej akcji - w czasie meczu w Płocku z tamtejszą Wisłą kibice Lechii zaczęli rozrzucać po całym stadionie ulotki o strajku w stoczni. Mieszkańcy Płocka pamiętający tamten mecz, opowiadali, że był to dla nich szok, prawdziwy wiatr wolności, który przybył od strony morza.
Akcjom fanów "Biało-zielonych" sprzyjały też piłkarskie okoliczności. Lechia w tym samym czasie zaczęła piąć się w górę piłkarskiej hierarchii, awansując od trzeciej ligii do pierwszej, a po drodze zdobywając jeszcze Puchar Polski. Niestety w międzyczasie nastał też czarny okres w historii Polski.
REKLAMA
O północy 13 grudnia 1981 wprowadzony został stan wojenny. Rano w państwowej telewizji wystąpił gen. Wojciech Jaruzelski, ogłosił wprowadzenie stanu wojennego i powołanie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. "Solidarność" została zdelegalizowana. Stan wojenny został zniesiony w lipcu 1983 roku, jednak do częściowo wolnych wyborów w czerwcu 1989 roku - gdzie "Solidarność" odniosła miażdżące zwycięstwo - opozycja walczyła o niepodległy kraj.
Walka toczyła się też na stadionie w Gdańsku. Jeszcze w trakcie stanu wojennego klub z Trójmiasta zdobył wspomniany Puchar Polski i awansował do europejskich pucharów. I to właśnie spotkanie Pucharu Zdobywców Pucharów (rozgrywki europejskie dla zdobywców krajowego trofeum - przyp.) z 28 września 1983 roku miał się okazać przełomowy dla historii fanów "Biało-zielonych" w walce o wolność ojczyzny.
Przełomowy mecz Lechia Gdańsk - Juventus Turyn
W ówczesnych rozgrywkach wylosowano parę: Lechia Gdańsk - Juventus Turyn. Był to ewenement na skalę światową. Drużyna, która dopiero co awansowała z trzeciej ligi do drugiej spotkała się w pojedynku z najlepszą klubową drużyną świata, w składzie której grało 9 mistrzów świata plus takie gwiazdy, jak Francuz - Michel Platini (obecny szef UEFA) i Zbigniew Boniek (obecny szef PZPN).
REKLAMA
Mecz z włoskim klubem rozgrywany był w ponurej rzeczywistości tuż po zniesieniu stanu wojennego. Ledwie parę dni wcześniej Lech Wałęsa wyszedł z internowania, a wśród Polaków panował nastrój ogólnego przygnębienia. Na dwudziestotysięczny stadion Lechii przyszedł jednak nadkomplet - aż 40 tys. ludzi, zjawił się też sam Wałęsa.
Kiedy w przerwie meczu gdańszczanie zorientowali się, że Lech jest na meczu, rozpoczął się wielki solidarnościowy festyn - powiewające flagi, skandowane antykomunistyczne hasła, a wszystko to w obecności kamer zachodnich stacji. Włoskie gazety napisały nawet później, że nazwa Lechia pochodzi od imienia Lecha Wałęsy.
Dla komunistów ten mecz był wielkim szokiem, tak wielkim, że telewizja państwowa nie pokazała początku spotkania. W erze, gdy zagłuszano Radio Wolna Europa czy Głos Ameryki, w momencie, gdy komuniści próbowali ośmieszyć "Solidarność" i Lecha Wałęsę - w przerwie meczu 40 000 tłum zaczął skandować "Lech Wałęsa" i "Precz z komuną". Władza zrozumiała, że orwellowski system komunikacji ze społeczeństwem zawiódł.
REKLAMA
To nie był ostatni akt walki kibiców z komunizmem. Były też inne spektakularne akcje, choć żadnej nie można już porównać do meczu z Juventusem. Podczas meczu z Ruchem Chorzów, odbywającego się tuż przed wyborami do Sejmu w 1985 roku, wywieszono gigantyczny, wielkości jednej czwartej stadionu transparent "Solidarność - bojkot wyborów". Cały stadion krzyczał: "Solidarność", "Pozdrowienia dla Podziemia", "Na wybory nie pójdziemy", "Precz z komuną". I tak non stop przez 20 minut.
Kibice Lechii Gdańsk nie zapominają
Nawet do dzisiaj na nowym stadionie Lechii (PGE Arena - przyp.) wywieszany jest transparent "A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści", który przypomina o tamtych czasach. Często oprawy nawiązują do stanu wojennego, czy walki z represyjną władzą.
REKLAMA
Nie da się w pełni ocenić, jak ruch kibicowski w Gdańsku wpłynął na walkę z opresją epoki PRL-u. Z pewnością jednak - Lechia i jej fani stali się jednym z symboli walki o wolność. Symbolem nie mniej ważnym, niż brama Stoczni Gdańskiej, czy Kościół św. Brygidy.
Marcin Nowak, polskieradio.pl, na podstawie książek: "Biało-zielona Solidarność" ks. Jarosław Wąsowicz i "Lechia - Juventus. Więcej niż mecz" Mariusz Kordek, Karol Nawrocki, wydawnictwo FINNA
REKLAMA