Ekstraklasa: Mila podpisze umowę z Lechią. "Przyjechałem, by odnieść sukces"

Transferowa saga z udziałem Sebastiana Mili zakończyła się szczęśliwie dla Lechii Gdańsk. Pomocnik Śląska Wrocław po siedmiu latach zmieni barwy klubowe. W środę przejdzie testy medyczne i podpisze kontrakt z gdańskim zespołem.

2015-01-21, 13:45

Ekstraklasa: Mila podpisze umowę z Lechią. "Przyjechałem, by odnieść sukces"
. Foto: slaskwroclaw.pl/Krystyna Pączkowska

Posłuchaj

Reprezentant Polski przyznał w rozmowie z Polskim Radiem 24, że chciałby trafić do Lechii Gdańsk (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że saga dotycząca transferu Sebastiana Mili do Lechii Gdańsk ostatecznie zakończy się pozostaniem zawodnika w Śląsku Wrocław. Zespół z Dolnego Śląska postawił twarde warunki, miał zresztą wszystkie karty w swoich rękach i tylko od determinacji Lechii zależało, czy Mila opuści Wrocław. Okazało się, że tej determinacji nie zabrakło.

Twarde negocjacje Śląska

Jeszcze w poniedziałek pisano o tym, że kluby mają problem z dojściem do porozumienia, a rozbieżności wynosiły około 200 tysięcy złotych. Bardzo ważną rolę odgrywał też czas - choć pierwsze doniesienia o zainteresowaniu Milą pojawiły się już w listopadzie, negocjacje szły bardzo powoli i nie zabrakło w nich emocji.

Pierwsza oferta Lechii została wyśmiana przez działaczy wicelidera Ekstraklasy, którzy zajęli zdecydowane stanowisko i nie zamierzali pozwolić na transfer za kwotę niższą niż 1,5 miliona złotych. Klub z Gdańska dawał 1,2 miliona.

Trzeba podkreślić, że to zaporowa cena za zawodnika, który w lipcu skończy 33 lata, a podobne transfery między klubami Ekstraklasy zdarzały się w ostatnich latach rzadko. Gdyby Lechia chciała sprowadzić Milę w poprzednim okienku transferowym, raczej nie byłoby problemów. Piłkarz zarabiał w Śląsku duże pieniądze, a zespół szukał w tym czasie sposobu, by odciążyć budżet. Lechia budowała drużynę, która miała walczyć o mistrzostwo Polski i Mila mógłby okazać się zawodnikiem, który spoi drużynę.

REKLAMA

Jesienią jednak zawodnik pokazał się ze świetnej strony zarówno w Śląsku, jak i reprezentacji Polski, Lechia zaś zawiodła na całej linii, notując koszmarną rundę (13. miejsce w Ekstraklasie). Wszystkie argumenty były po stronie wrocławian.  

Sam Mila wielokrotnie przyznawał, że swoją karierę chciałby zakończyć właśnie w Gdańsku - to tam stawiał pierwsze kroki w poważnej piłce i podkreślał przywiązanie do klubu. Karierę zaczynał w Bałtyku Koszalin.

Wydawało się, że pomocnik pogodził się już z tym, że kolejną rundę spędzi we Wrocławiu. Po towarzyskim spotkaniu z Górnikiem Łęczna przyznawał, że myślami jest już przy meczu Śląska z Legią Warszawa (drużyny zmierzą się w ćwierćfinale Pucharu Polski). Zespoły gonił też czas - przygotowania do rundy wiosennej Ekstraklasy są w toku, w środę piłkarze Śląska udają się na zgrupowanie do Turcji i trener Tadeusz Pawłowski podkreślał, że musi wiedzieć, na których zawodników może liczyć. Podobnego zdania był trener Jerzy Brzęczek.

Zastanawiający mógł być jednak wcześniejszy transfer, który miał zabezpieczyć zespół przed utratą Mili - sprowadzenie Petera Grajciara, środkowego pomocnika mającego na swoim koncie występy w reprezentacji Słowacji.

REKLAMA

Piłkarz po przejściach

Sebastian Mila przed dekadą był jedną z nadziei reprezentacji polski, mając predyspozycje do tego, by zostać jej rozgrywającym. Można określić go zawodnikiem "starej daty", ale nie ze względu na swój wiek, ale na styl gry.

Choć początkowo był skrzydłowym, to z biegiem lat stał się klasycznym playmakerem, który lubi odcisnąć swoje piętno na każdej ofensywnej akcji zespołu, wciąż pozostaje pod grą. Nie angażuje się jednak przesadnie w defensywę, nie biega od pola karnego do pola karnego. Przede wszystkim rozgrywa, asystuje i strzela. Tacy zawodnicy to obecnie gatunek "na wymarciu", trenerzy wolą piłkarzy bardziej uniwersalnych, od których zaczyna się wysoki pressing.

11 lat temu trafił do siatki Manchesteru City, zdobywając fenomenalną bramkę z rzutu wolnego podczas gry w Groclinie Grodzisk Wielkopolski. To był moment kluczowy.

Potem był nieudany wyjazd do Austrii, podobna historia w Norwegii. W 2005 roku udzielił wywiadu, w którym zapowiadał, że rozważa zakończenie kariery. Miał wtedy 23 lata, jednak ostatecznie nie zdecydował się na to, by zawiesić buty na kołku.

REKLAMA

W 2008 roku wrócił do Ekstraklasy, najpierw do ŁKS-u Łódź, a później do Śląska Wrocław. W międzyczasie pojawiły się informacje o problemach Mili z hazardem, jednak mimo tego widać było, że  piłkarz jest na dobrej drodze do tego, by grać na miarę swojego potencjału.

We wrocławskim zespole Mila wyraźnie odżył, wrócił do pełni formy pod okiem Ryszarda Tarasiewicza. Dojrzał piłkarsko, brał na siebie odpowiedzialność, dobre występy podpierał bramkami i asystami. Gdy Tarasiewicza zastąpił Lenczyk, to Mila był jednym z architektów mistrzostwa z 2012 roku.

Potem był kolejny zakręt, konflikt ze Stanislavem Levym, zniżka formy i problemy z kondycją i sportowym trybem życia. Rewolucja przyszła wraz z Tadeuszem Pawłowskim, któremu udało się dotrzeć do zawodnika, pomóc mu wrócić do dobrej dyspozycji. Skutek? Mila znalazł się na ustach całej Polski po tym, jak zasłużył na powołanie do reprezentacji Polski, gdzie w jesiennych meczach 2014 roku trafił w spotkaniach z Niemcami i Gruzją. Ten czas to jedne z najpiękniejszych chwil w jego karierze.

Mila zbawcą Lechii?

Przejście do Lechii w tym momencie nie będzie dla środkowego pomocnika sportowym awansem. W tabeli między Śląskiem a Lechią jest przepaść (14 punktów), a zawodnik odejdzie z rewelacji rundy jesiennej do drużyny, która razem z Zawiszą Bydgoszcz rozczarowała najbardziej.

REKLAMA

Co więcej, jeśli chce awansować do grupy mistrzowskiej i grać o coć więcej niż tylko utrzymanie, z miejsca będzie musiał stać się liderem zespołu. W Śląsku długo na to pracował, ale osiągnął cel, będąc jednym z ulubieńców kibiców, przez lata występując z opaską kapitańską na ramieniu, mając posłuch w drużynie. Wiele mówi się o tym, że jest jednym z symboli zespołu, a jego odejście będzie końcem pewnej epoki. Pytanie tylko, co jego przyjście zapoczątkuje w Lechii. 

Działacze gdańskiego klubu chcą zaoferować mu długi kontrakt, a po zakończeniu kariery widzą dla niego pracę w klubie.

Najpierw jednak musi spełnić swoje zadania na boisku. Lechia w poprzednim okienku transferowym kupowała spektakularnie, nie żałując pieniędzy. Potencjału zespołowi nie można odmówić, jednak zdecydowanie nie został on wykorzystany. Zabrakło liderów, zawodników identyfikujących się z klubem. Kimś takim na pewno jest Sebastian Mila.

Piłkarsko cały czas wyróżnia się w Ekstraklasie,. Nie oferuje może dynamiki, wielkiej waleczności, ale Lechii bardzo brakowało kreatywności w środku pola, zawodnika, który weźmie na siebie ciężar gry.

REKLAMA

32-latek stanie przed bardzo trudnym zadaniem. Musi w ekspresowym tempie wpłynąć na zespół, poprowadzić go do wygrywania. Bdzie musiał działać nie tylko na boisku, ale też w szatni drużyny. Po rewelacyjnej jesieni siła rozpędu zawodnika jest bardzo duża.

- Chciałem wrócić do Lechii. Tutaj zaczynałem i tutaj chciałbym zakończyć. Przyjechałem tutaj, żeby odnieść sukces z drużyną. Mam wielkie słowa uznania dla działaczy Lechii, że tak bardzo chcieli mnie pozyskać. To było dla mnie dużym ułatwieniem - powiedział Mila. 

W środę o godzinie 19 odbędzie się konferencja prasowa, na której piłkarz podpisze umowę z Lechią Gdańsk.

REKLAMA

 Źródło: Foto Olimpik/x-news

Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl, lechia.pl, gazetawroclawska.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej