Wiktor Janukowycz znów chce być prezydentem Ukrainy. Rosja mu w tym pomoże? [analiza]

Były prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz nie składa broni. W ostatnich dniach znów dał o sobie znać. Zapowiedział, że w przyszłości wróci do Kijowa i ponownie obejmie wladzę.

2015-02-23, 14:19

Wiktor Janukowycz znów chce być prezydentem Ukrainy. Rosja mu w tym pomoże? [analiza]

Ścigany listem gończym i poszukiwany przez Interpol za korupcję, przywłaszczenie, zawłaszczenie nieruchomości i defraudację o znacznej wartości Wiktor Janukowycz ukrywa się w Rosji. Moskwa gwarantuje mu nietykalność. Stawiane mu zarzuty uznała za element walki politycznej z obalonym prezydentem.

Być może ta ochrona oznacza, że Kreml wiąże z Janukowyczem jakieś plany. W niedawnym telewizyjnym wywiadzie Ukrainiec powiedział, że gdy tylko nadarzy się taka sposobność, wróci do kraju i stanie na czele protestów przeciwko obecnym władzom. - Uczynię wszystko, co w mojej mocy, aby ułatwić życie na Ukrainie. Teraz najważniejszym zadaniem jest zatrzymanie wojny - oświadczył były prezydent.

To jeden z tych scenariuszy, o jakim już teraz mówią eksperci od spraw międzynarodowych. Kreślony przez nich scenariusz wygląda tak: wymęczona walkami na wschodzie kraju Ukraina, niezdolna do przeprowadzenia podstawowych reform i w związku z tym pozbawiona międzynarodowej pomocy finansowej, znów stanie się sceną wielkich społecznych protestów. Ludzie powiedzą dość obecnym władzom, które obiecały zbliżenie do Unii Europejskiej. Podobnie, jak rok temu znów wybuchną demonstracje. Tym razem podburzane przez Rosję, której celem jest utrzymanie kontroli nad dawną republiką.

- Rosja chce mieć Ukrainę niezdolną do funkcjonowania, wewnętrznie podzieloną, wobec której na Zachodzie będzie przeświadczenie, że jest to rosyjska strefa wpływów. Rosja chce rzucić Ukrainę na kolana i przekonać Zachód, że Ukraina na tych kolanach pozostanie - mówił niedawno w radiowej Jedynce wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich Adam Eberhardt.

REKLAMA

Także były wiceminister spraw zagranicznych Paweł Kowal jest przekonany, że właśnie taki plan realizuje Moskwa. Według niego, nawet jeśli dziś ustaną walki w Donbasie, to za kilka tygodni, lub w miesięcy - wtedy, kiedy Władimirowi Putinowi będzie to na rękę - znów zostaną wznowione. - Będzie się tak działo do momentu, kiedy całkowicie uniemożliwi prowadzenie na Ukrainie jakichkolwiek reform. Jeżeli to osiągnie, będzie ciśnienie na Ukrainę na zmianę rządu, będą niepokoje społeczne i Putin będzie mógł powiedzieć, że Ukraina jest państwem upadłym. Wtedy będzie mieć otwartą drogę do interwencji już bez udziału wojska, ale zmierzającą do zmiany rządu w Kijowie – powiedział.

W taki scenariusz wpisuje się doskonale Janukowycz ze swoją ostatnią deklaracją. Były prezydent wyznał, że nie opuszczała go "myśl, by wrócić i stanąć na czele ruchu protestacyjnego, a potem wziąć jakiś udział w obronie ludzi, którzy znaleźli się w tej sytuacji". - Jednak wszyscy dochodzili do wniosku, że nasi byli oponenci, a teraz już wrogowie, uczynią wszystko, aby mnie unicestwić. Wszyscy moi współtowarzysze byli przeciwni temu, bym jechał na Ukrainę - oświadczył.
 Janukowycz powiedział, że ubolewa, iż nie mógł tego uczynić. - Skoro jednak Pan Bóg sprawił, że żyję, to zapewne jestem do czegoś potrzebny - powiedział.

Za kilka dni minie pierwsza rocznica ucieczki Janukowycza z Ukrainy. Zrobił to w pośpiechu pod osłoną nocy. Stało się to tuż po tym, jak w Kijowie snajperzy strzelali do demonstrantów. Zginęło wtedy 100 osób. Obecne władze Ukrainy twierdzą, że zgodę na tę tragedię wydał osobiście Janukowycz. W ubiegłym tygodniu ujawniono ponadto, że operacją kierował doradca Putina Władisław Surkow. Śledczy doszli do takich wniosków na podstawie zapisów rozmów telefonicznych Janukowycza z przedstawicielami rosyjskich struktur siłowych.

Janukowycz przez lata stał na czele Partii Regionów. Pochodzi ze wschodu Ukrainy. Po raz pierwszy sięgnął po najważniejszy urząd w kraju w 2004 roku. Drugą turę nieznacznie wygrał z Wiktorem Juszczenką.  Wyniki wyborów wzbudziły jednak spore kontrowersje, głosowanie odbiegało bowiem od demokratycznych standardów co sprawiło że nie zostały uznane ani przez opozycję ani przez międzynarodowych obserwatorów z OBWE.

REKLAMA

Na ulicach Kijowa rozpoczęły się protest, które z czasem zostały nazwane Pomarańczową Rewolucją. Sąd Najwyższy unieważnił wybory. Ponowne głosowanie wyniosło na urząd prezydenta Juszczenkę. Janukowycz musiał poczekać na kolejne wybory. W 2010 roku zwyciężył. Z jednej strony chciał zachować bliskie relacje z Moskwą, z drugiej obiecał zbliżenie do Unii Europejskiej. Gdy jednak odmówił podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE na ulicach Kijowa wybuchły protesty. Początkowo demonstrowali głównie studenci i młodzież z zachodu Ukrainy, która swoją przyszłość widzi w zjednoczonej Europie. Gdy jednak zostali brutalnie spacyfikowani przez milicję i oddziały specjalne Berkut, na ulice wyszły tysiące Ukraińców. Protestowali już nie tylko po to, by zademonstrować swoje oburzenie wobec braku umowy stowarzyszeniowej z UE, ale także by wyrazić swój sprzeciw wobec polityki Janukowycza.

Dziś otwarte pozostaje pytanie o to, czy skompromitowany Janukowycz miałby jakiekolwiek szanse na powrót do władzy. - Czekamy na niego z niecierpliwością. Im wcześniej wróci, tym będzie lepiej dla Ukrainy, nie jestem pewien, czy to będzie lepiej dla niego. Na czele ruchu protestu może stanąć najwyżej w więzieniu - tak zapowiedzi byłego prezydenta komentował Petro Poroszenko.

Jednak fakt, że co jakiś czas rosyjskie media przywołują o nim pamięć, może świadczyć o tym, że Janukowycz w nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. 

Agnieszka Sopińska-Jaremczak

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej