MMA: Tymoteusz Świątek w szpitalu po walce na Fight Exclusive Night 6

Tymoteusz Świątek stoczył w piątek na gali Fight Exclusive Night 6 walkę, którą kibice będą pamiętać na lata. 21-letni zawodnik został znokautowany w 5. rundzie pojedynku z Victorem Marinho i trafił do szpitala. Gala zakończyła się w atmosferze skandalu - starcie powinno zostać przerwane wcześniej.

2015-03-07, 14:12

MMA: Tymoteusz Świątek w szpitalu po walce na Fight Exclusive Night 6
Tymoteusz Świątek. Foto: www.facebook.com/alexander.t.swiatek

21-letni Świątek, który walczy w wadze koguciej pod pseudonimem "Omen", ma na swoim koncie 18 walk. Wygrał 15 z nich, 3 razy musiał pogodzić się z porażką. Pokazał jednak, że nigdy nie odpuszcza, jest nieludzko odporny na ciosy, a jego rywale mają ogromne problemy z tym, by wybić mu z głowy wolę walki - jest to właściwie niemożliwe, co pokazała piątkowa gala.

Faworytem starcia, które toczyło się o pas mistrza FEN do 61 kilogramów, był Portugalczyk "Kiko" Marinho. Świątek jednak odrażał się, że będzie czekał na błąd rywala i wykorzysta go. 

Pierwsza runda pokazała, że walka może być jednostronna, Marinho dominował, jego ciosy częściej dochodziły celu i chyba nikt nie przewidywał, że rozstrzygnięcie nastąpi dopiero w piątej rundzie.

W drugiej odsłonie tego starcia Świątek przyjął kilka ciosów kolanami, które mogły zakończyć zmagania. Gdyby nie wielka determinacja Polaka i nieprawdopodobne odporność na ciosy, tak prawdopodobnie by się stało. "Omen" jednak nie przestawał nacierać na rywala, mimo kolejnych uderzeń, które przyjmował.

REKLAMA

Świątek szukał ciosu, który mógłby zakończyć walkę, udało mu się kilka razy zaskoczyć rywala, ale nie był w stanie zadać nokautującego uderzenia czy założyć dźwigni. Obaj zawodnicy poszli na wymianę, mimo zmęczenia żaden z nich nie zamierzał odpuszczać. Więcej zimnej krwi i sił zachował Portugalczyk, który mimo swojej przewagi bezskutecznie próbował powalić Świątka.

Co gorsza, walki nie chciał też przerwać sędzia Sebastian Jagielski ani nikt z narożnika Polaka. W czwartej rundzie walka była wyjątkowo brutalna, jednostronna, i wszyscy komentatorzy byli zdania, że powinna być ostatnią w tym pojedynku.

To oczywiste, że sporty walki są niebezpieczne, jednak w tej sytuacji wszystko mogło skończyć się fatalnie dla Świątka. Ambicja, serce do walki, wola zwycięstwa za wszelką cenę - to zawsze musi być docenione. Kiedy jednak sam zawodnik ma problemy z oceną swoich szans, ktoś powinien podjąc decyzję za niego. Zdrowie powinno być na pierwszym miejscu, a w tym pojedynku zabrakło kogoś, kto odważyłby się powiedzieć "dość".

Jeśli nie zdecydował się na to sędzia (który przy jednej z poprzednich walk spotkał się z zarzutami, że przerwał ją za wcześnie), powinien to zrobić narożnik Polaka. Nawet gdyby Świątek miał o to pretensje, to mimo wszystko byłoby to działaniem dla jego dobra.

REKLAMA

Ta walka była wyjątkowa, ale niestety nie ze względu na to, że była wyrównana. Polak pod koniec starcia był w takim stanie, który praktycznie uniemożliwiał mu powalenie rywala. Z trudem trzymał się na nogach, ledwo wyprowadzał ciosy. Nikt nie kwestionuje tego, że chciał wygrać. Nie miał na to jednak najmniejszej szansy.

Momentami widać było u jego przeciwnika niedowierzanie - te uderzenia powaliłyby każdego, a ostatni cios, który wreszcie zakończył pojedynek, mógł przyjąć z ulgą. Na ringu musieli pojawić się sanitariusze, którzy wynieśli Polaka na noszach. Potem trafił do szpitala.

Po walce mówił o tym, że boi się zdrowie rywala i był zdziwiony, że walka trwała tak długo, a Świątek był tak wytrzymały. 

"Jestem w szpitalu mam złamany nos a tak to wszystko jest ok. Przykro mi że was zawiodłem i dzięki za wiarę we mnie i doping. Żyję. Czuję się dobrze. Dzięki za doping i te wszystkie komentarze oraz słowa wsparcia. Czytam teraz opinie o walce i z jednym się nie zgadzam. Chciałem walczyć do końca, nie wybaczyłbym sędziemu przerwanie walki. Ani tym bardziej poddania przez narożnik. Trenerzy-dzięki. Wiem kim jestem i wiem jaki sport uprawiam." - napisał Świątek w sobotę na swoim profilu na portalu Facebook.

REKLAMA

Biorąc pod uwagę to, ile ciosów przyjął i jak wyglądało to starcie, można uważac, że miał dużo szczęścia.

Pozostaje tylko życzyć mu powodzenia w dalszej karierze. Serce do walki ma ogromne. Przydałoby się jednak trochę więcej rozwagi.

ps

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej