Zamachy bombowe na meczety w Jemenie. Kilkuset zabitych i rannych
Rośnie liczba ofiar zamachów w Jemenie. Co najmniej 142 osoby zginęły w samobójczych zamachach bombowych na meczety w stolicy Jemenu Sanie - podały jemeńskie służby ratunkowe, na które powołuje się agencja AFP.
2015-03-20, 17:33
Według źródeł medycznych, które cytuje Reuters, jest 126 ofiar śmiertelnych. Kilkaset osób zostało rannych.
Dochodzą sprzeczne doniesienia na temat liczby ofiar śmiertelnych i rannych. Według szyickiej telewizji jest 137 zabitych i 345 rannych.
(Źródło: CNN Newsource/x-news)
Do zorganizowania zamachów przyznało się Państwo Islamskie. Ich ofiarami są wierni, którzy przyszli do meczetów na piątkowe modlitwy. Szpitale w mieście apelują o oddawanie krwi dla rannych. 30 z nich jest w stanie krytycznym.
REKLAMA
Do zaatakowanych meczetów uczęszczają zwolennicy rebelianckiego ruchu Huti, który od września zeszłego roku kontroluje stolicę Jemenu. Do walki z szyickim ruchem Huti wezwał działający w Jemenie odłam Al Kaidy.
Lokalne media apelują do mieszkańców Sany o przekazywanie szpitalom krwi dla poszkodowanych w ataku.
Sytuacja w Jemenie jest od dawna niespokojna. Sanę kontrolują szyiccy rebelianci z ruchu Huti.
W czwartek pojawiła się informacja, że prezydent Jemenu został ewakuowany ze swojego pałacu - po tym, jak niezidentyfikowany samolot ostrzelał prezydencki budynek. Według przedstawicieli władz, na posesję Abd-Rabbu Mansura Hadiego w nadmorskim mieście Aden zrzucono bombę lub wystrzelono w nią pocisk rakietowy.
REKLAMA
Atak na posesję Hadiego nastąpił po tym, jak w zamieszkach na międzynarodowym lotnisku w Adenie zginęły co najmniej 4 osoby, a 13 zostało rannych. Z żołnierzami i członkami milicji popierającymi Hadiego walczyły siły generała Abdela-Hafeza al-Sakkafa. Nie chciał on podporządkować się wydanemu przez prezydenta rozkazowi, by przekazał kontrolę nad siłami bezpieczeństwa w Adenie innemu dowódcy.
Prezydent Hadi przeniósł się do Adenu w połowie lutego. Wcześniej Huti wymusili na nim deklarację zrzeczenia się prezydentury i przetrzymywali go przez miesiąc w areszcie domowym w Sanie.
pp,to/PAP/IAR
REKLAMA