Wielka Brazylia powraca? Świetna seria "Canarinhos", Francja bez szans
Brazylia wygrała z Francją 3:1 (1:1) w towarzyskim meczu piłkarskim rozegranym na Stade de France pod Paryżem. "Canarinhos" zwyciężyli we wszystkich spotkaniach po mundialowej kompromitacji w meczu z Niemcami w ubiegłym roku. Selekcjoner Dunga chce przywrócić zespołowi dawną wielkość.
2015-03-27, 12:40
Wygrana Brazylii z Francją 3:1 w towarzyskim meczu nie jest wielkim zaskoczeniem. Piłkarze "Canarinhos" od czasu, kiedy trenerem został Dunga, wygrali wszystkie swoje spotkania.
"Trójkolorowi", gospodarze zbliżającego się Euro 2016, ponieśli natomiast pierwszą porażkę od przegranego meczu z Niemcami (0:1) w ćwierćfinale ubiegłorocznych mistrzostw świata w Brazylii. Mundialu, który mógł otworzyć nowy rozdział w brazylijskiej piłce.
Trzęsienie ziemi po mundialu
Mistrzostwa świata w Brazylii zakończyły się dla gospodarzy porażającą klęską. Jeszcze przed startem imprezy mówiono, "Canarinhos" są w stanie sięgnąć po złoto. Na otwarcie turnieju wygrali z Chorwacją, potem zremisowali z Meksykiem i dołożyli 3 punkty w meczu z Kamerunem.
Wyjście z grupy nastąpiło w niezłym stylu, wielu kibiców narzekało jednak na to, że gra zespołu odbiega od tego, co chcieliby oglądać. W 1/8 finału "Canarinhos" męczyli się z Chile, do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka. W ćwierćfinale z Kolumbią było podobnie, dodatkowo poważnej kontuzji doznała największa gwiazda Brazylii, Neymar.
REKLAMA
W tym spotkaniu jednak to "Canarinhos" zaprezentowali się w sposób, który dla ich kibiców był o tyle zaskakujący, co kontrowersyjny. Grali wyjątkowo ostro, chcieli wybić rywalom z głowy grę w piłkę. James Rodriguez, najlepszy piłkarz rywali, był w tym meczu faulowany 8 razy - dwukrotnie częściej niż Neymar. W całym meczu Brazylijczycy popełnili aż 31 fauli (było to spotkanie, w którym najczęściej przekraczano przepisy w całym turnieju).
Brazylia na przestrzeni lat przyzwyczaiła cały piłkarski świat do tego, że podczas swoich spotkań czaruje. Nie zawsze przekładało się to na wynik, jednak atrakcyjna dla oka gra była przez dekady firmowym znakiem kolejnych pokoleń piłkarzy z tego kraju. Mecz z Kolumbią był tego całkowitym zaprzeczeniem.
Gospodarze dotarli do półfinału, w którym doświadczyli największej traumy w historii swojej piłki nożnej. Pogrom w meczu z Niemcami 1:7 przeszedł do historii, stał się obiektem drwin internautów i był znakiem, że brazylijska piłka potrzebuje prawdziwej terapii szokowej. Porażka w meczu o trzecie miejsce mundialu z Holandią nie była dla nikogo zaskoczeniem. Jasne było, że pracę musi stracić Scolari.
Nikt jednak nie przypuszczał, że na stanowisku zastąpi go Dunga, który prowadził "Canarinhos" w latach 2006-2010. Wtedy jednak dominowała krytyka - do Dungi przylgnęła opinia tego, który zabija brazylijskie piłkarskie dziedzictwo.
REKLAMA
Praca, nie efektowna gra
Już na początku pierwszego okresu pracy z reprezentacją, Dunga powiedział jasno - podstawą gry zespołu ma być praca. Nie efektowne zagrania, sztuczki czy porywanie kibiców. Kontrowersji i głosów krytyki nie brakowało praktycznie przez całą jego kadencję. Fanom i ekspertom nie odpowiadały powołania, nie odpowiadał styl drużyny.
Dundze udało się sięgnąć po mistrzostwo Ameryki Południowej w 2007 roku w sposób imponujący, czego podsumowaniem było rozgromienie w finale Argentyny 3:0. Priorytetem było jednak stworzenie drużyny na mistrzostwa świata w RPA. Tam Brazylia zawiodła, odpadając w ćwierćfinale z Holandią (późniejszym wicemistrzem). Misja Dungi nie powiodła się, został głównym winowajcą porażki i osobą powszechnie znienawidzoną w kraju kawy.
Od września opinia ta powoli się zmienia. Reprezentacja pod wodzą 51-latka wygrała wszystkie dotychczasowe siedem meczów. Straciła w nich zaledwie 2 bramki, zdobyła aż 17. Już wcześniej średnia punktów kadry Dungi wyglądała dobrze (w latach 2006-2010 zdobywała średnio 2,21 punktu na mecz), teraz jednak nie sposób znaleźć kogoś, kto mógłby zarzucić cokolwiek Brazylii pod kątem wyników.
- To owoc pracy i determinacji, które wkładamy w grę codziennie. Musimy to kontynuować. Od mistrzostw świata próbuję wpoić moim zawodnikom pewność siebie i znaleźć odpowiednią równowagę - powiedział selekcjoner po wygranej z Francją.
REKLAMA
Choć Dunga nie lubi efekciarstwa na boisku, a poza boiskiem nie przepada za stylem, który prezentują niektórzy piłkarze, zdecydował się powierzyć opaskę kapitańską Neymarowi. Był to ruch zaskakujący, który groził konfliktem z Thiago Silvą, który dotychczas nosił opaskę. Pożar został jednak szybko ugaszony, a Neymar i Silva są jednymi z kluczowych graczy reprezentacji.
W wieku 23 lat obecny kapitan może imponować statystykami w zespole "Canarinhos"
Wydaje się, że to jedynie kwestia czasu, kiedy pobije wszelkie możliwe rekordy w reprezentacji. Pytanie tylko, czy poprowadzi ją do sukcesów?
Także zmiany personalne po mundialu były znaczące - na pierwszy mecz po mistrzostwach świata z 23 zawodników powołanych na mundial Dunga powołał zaledwie 10. Sprawdzał też graczy z ligi brazylijskiej, których nazwiska nie mówiły wiele kibicom w Europie.
REKLAMA
Z Francją w pierwszym składzie wyszli Elias i Roberto Firmino, na środku obrony grał Joao Miranda, na prawej stronie wystąpił Danilo. Brazylia, która na papierze może nie wyglądać imponująco, pokazała przeciwko Francji świetną piłkę. U piłkarzy widać było dużo luzu i pewności siebie, druga połowa była w ich wykonaniu koncertowa. Utrzymywali się przy piłce, wymieniali dziesiątki podań, w pełni kontrolowali grę i gdyby nie Steve Mandanda, który stał między słupkami francuskiej bramki, bramek padło by więcej.
Sny o potędze wracają
Jak na razie Dunga ciężko pracuje na to, by pokazać, że Brazylia może odzyskać utraconą wielkość. Większość kibiców pogodziła się już z tym, że "stara Brazylia" odeszła. Zawodnicy tacy jak Ronaldo, Romario, Rivaldo, Cafu, Roberto Carlos czy Ronaldinho elektryzowali cały piłkarski świat. Dziś na pierwszym planie drużyny Dungi jest Neymar, który wyróżnia się zdecydowanie na tle kolegów z kadry. Drużyny, która będzie przypominać zespoły, które praktycznie przeszły do legendy, z tych piłkarzy zbudować się nie da. W żaden sposób nie wyklucza to jednak sukcesu.
W Barcelonie czeka go gra w cieniu Messiego, w reprezentacji zaś może pokazać, że jest w stanie udźwignąć rolę lidera. Choć mecze o stawkę są jeszcze przed Brazylią, wydaje się, że Dunga po ostatnim zwolnieniu z pozycji selekcjonera odrobił lekcje i wyciągnął wnioski z tego, co poszło nie tak. Być może to ten, który przez lata musiał znosić miażdżącą krytykę, pomoże w zamianie snów o potędze w rzeczywistość.
Na razie Brazylia wychodzi na prostą po tym, co wydarzyło się na mundialu. Ostatni raz po złoto na mistrzostwach świata sięgnęła w 2002 roku w Korei i Japonii. W kolejnych dwóch turniejach odpadała w ćwierćfinale. Dla Brazylijczyków ostatnia dekada to okres, który nie zaspokoił ich ogromnych oczekiwań. Kogoś, kto zmieni tę sytuację, muszą upatrywać w tym, którego do niedawna uważali za wielkiego wroga swojej piłki.
REKLAMA
Francja - Brazylia 1:3 (1:1).
Bramki: dla Francji - Raphael Varane (21); dla Brazylii - Oscar (40), Neymar (57), Luiz Gustavo (69).
Francja: Steve Mandanda - Bacary Sagna, Raphael Varane, Mamadou Sakho, Patrice Evra - Moussa Sissoko (74-Geoffrey Kondogbia), Morgan Schneiderlin, Blaise Matuidi (84-Olivier Giroud) - Mathieu Valbuena (82-Dimitri Payet), Karim Benzema, Antoine Griezmann (74-Nabil Fekir).
Brazylia: Jefferson - Danilo, Thiago Silva, Joao Miranda, Filipe Luis - Willian (83-Douglas Costa), Elias (90+2-Marcelo), Luiz Gustavo (90-Fernandinho), Oscar (86-Souza), Roberto Firmino (88-Luiz Adriano) - Neymar.
ps, PolskieRadio.pl
REKLAMA
REKLAMA