Liga Europy: sensacja w wykonaniu Dnipro. "Ukraina potrzebowała tego zwycięstwa"

Dnipro Dniepropietrowsk wygrało w rewanżu półfinału Ligi Europy z Napoli 1:0 i zapewniło sobie grę w finale, który 27 maja odbędzie się na Stadionie Narodowym w Warszawie. Zespół, który cały sezon w europejskich pucharach gra poza targaną konfliktem Ukrainą, sprawił jedną z największych sensacji ostatnich lat.

2015-05-15, 12:44

Liga Europy: sensacja w wykonaniu Dnipro. "Ukraina potrzebowała tego zwycięstwa"
Kibice Dnipro Dniepropietrowsk świętują awans do finału Ligi Europy. Foto: PAP/EPA/SERGEY DOLZHENKO

Posłuchaj

Ukraiński Dnipro Dniepropietrowsk zagra w finale Ligi Europy w Warszawie z hiszpańską Sevillą. O szczegółach - Piotr Pogorzelski (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Ukraiński Dnipro Dniepropietrowsk w finale tegorocznych rozgrywek Ligi Europy zagra w Warszawie z hiszpańską Sevillą. Biletem na występ na Stadionie Narodowym była wygrana z Napoli, na którą czekali wszyscy kibice piłki nożnej na Ukrainie.

Powiązany Artykuł

Faworyzowani przez UEFA?

Nie można jednak zapomnieć, że wygrana nastąpiła w kontrowersyjnych okolicznościach.

Pierwsze spotkanie tych drużyn, rozegrane w Neapolu, zakończyło się remisem 1:1. Goście strzelili wyrównującą bramkę w samej końcówce meczu, a powtórki telewizyjne pokazały, że Jewhen Selezniow, który zdobył gola, znajdował się na wyraźnym spalonym. Sytuacja oburzyła władze włoskiego klubu, które zarzucały UEFA, że faworyzuje obrońców tytułu - drużynę Sevilli - i chce, by w finale zmierzyła się ona właśnie z Ukraińcami.

Według prezydenta Napoli, Aurelio De Laurentiisa, mecz z Dnipro ma być dla Hiszpanów łatwiejszym zadaniem niż starcie z jego zespołem. Biorąc jednak pod uwagę to, czego klub z Dniepropietrowska dokonał w tym sezonie, Sevilla wcale nie może być pewna wygranej.

REKLAMA

Ukraińcy pokazali w Lidze Europy wielki charakter. Cały sezon musieli grać blisko 500 kilometrów od swojego stadionu, swoje spotkania rozgrywając w Kijowie. Zespół bazuje na wychowankach, a o sile drużyny stanowią Ukraińcy. Choć Dnipro nie prezentuje finezyjnej i technicznej piłki, potrafiło skutecznie rywalizować z wyżej notowanymi rywalami. Odprawili z kwitkiem m.in. Olympiakos Pireus, Ajax Amsterdam i Club Brugge. W czwartek ich ofiarą padło Napoli.

Przed startem rozgrywek chyba nikt nie postawiłby tej drużyny wśród faworytów Ligi Europy, biorąc pod uwagę fakt, że wśród drużyn, które walczyły o puchar, znalazły się naprawdę silne drużyny - Liverpool, Inter, Zenit, Roma czy Tottenham.

Wielkim atutem Dnipro jest świetnie grająca defensywa, która traci niewiele bramek i rzadko pozwala rywalom na dochodzenie do dogodnych sytuacji. Piłkarze zdecydowanie nie przebierają też w środkach - nie boją się faulować, kiedy wymaga tego sytuacja. Znajdują się w czołówce dwóch niezbyt chlubnych statystyk - najczęściej faulujących i otrzymujących kartki zespołów.

To, że w awansie do finału pomogła im błędna decyzja sędziego, nie przekreśla jednak w żaden sposób wielkiego wysiłku, który cały zespół wykonał w poprzednich rundach, przedzierając się przez kolejnych przeciwników.

REKLAMA

Cała Ukraina wspierała Dnipro

Czwartkowy mecz odbywał się w Kijowie w wyjątkowo trudnych warunkach. Cały czas padał silny deszcz, co nie przeszkodziło jednak kibicom, by dopingować swoich piłkarzy. Co ważne, na trybunach nie zasiadali tylko ci, którzy na co dzień są kibicami Dnipro i przejechali setki kilometrów, aby stać się świadkami historycznego wydarzenia. Zespołowi z Dniepropietrowska kibicowała cała Ukraina, od miesięcy pogrążona w konflikcie.

KRYZYS UKRAIŃSKI: serwis specjalny >>>

Wszyscy piłkarze i osoby związane z klubem podkreślały, jak ważną rolę odegrali fani w Kijowie i dziękowali im za wsparcie. Trener Dnipra Myron Markewycz zwrócił uwagę, że piłkarze odczuwali ogromne poparcie trybun. Dodał, że to zwycięstwo potrzebne jest nie tylko mieszkańcom Dniepropietrowska, ale też całej Ukrainie.

- To zwycięstwo było potrzebne zwykłym ludziom. Żyjemy w trudnych czasach, graliśmy dla ludzi żyjących w regionach ogarniętych wojną, w szczególności dla chłopców walczących z terrorystami na wschodzie. Każdego dnia nasi ludzie umierają - dodał.

REKLAMA

Właścicielem Dnipro jest Ihor Kołomojski. Oligarcha, magnat mediowy i współwłaściciel drugiego największego banku na Ukrainie od lat jest jednym z najbogatszych Ukraińców, jego majątek szacuje się na około 3 miliardów dolarów. Od 2 marca 2014 do 24 marca 2015 był gubernatorem obwodu dniepropietrowskiego. W dużej mierze to dzięki niemu udało się uratować obwód przed rosyjskim separatyzmem. Pierwszy zaangażował się w tworzenie batalionów ochotniczych, które finansował z własnej kieszeni. Następnie jednak wykorzystał je, gdy rozpoczął się konflikt z państwem o kontrolę nad UkrNaftą, co wzbudziło wielkie kontrowersje i gniew prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki.

To on i jego pieniądze stoją za sukcesami Dnipro w ostatnich latach. Wybudował także dla klubu stadion na 31 tysięcy widzów, który kosztował blisko 45 milionów euro. W sumie włożył w drużynę już setki milionów, marząc o tym, by klub dobrze prezentował się w Europie. Duże transfery nie przyniosły jednak oczekiwanych rezultatów. W ostatnich latach Kołomojski zmienił strategię i oparł drużynę na wychowankach. Rezultaty okazały się świetne.

Jakie szanse na puchar?

Po przegranej z Dnipro trener Napoli Rafael Benitez powiedział, że rzadko zdarza się, że jego podopiecznym przychodzi grać na takim stadionie, przy tak dużym nacisku publiczności i mając na swoich barkach taką odpowiedzialność. Drużyna faktycznie rozsypała się po pierwszym golu strzelonym przez Ukraińców.

Piłkarze nie dali rady unieść tego ciężaru, a Ukraina w trudnych dla siebie chwilach może cieszyć się z sukcesu jednej ze swoich drużyn.

REKLAMA

Finał Ligi Europy odbędzie się 27 maja na Stadionie Narodowym. Faworytem tego meczu będzie Sevilla, drużyna dużo bardziej doświadczona i mająca w swoich szeregach piłkarzy, dla których niedługo hiszpański zespół może okazać się zbyt mały. Dnipro pokazało jednak, że nie obawia się rywalizacji z teoretycznie silniejszymi zespołami.

Grający w zespole z Andaluzji Grzegorz Krychowiak będzie musiał po raz kolejny zostawić na boisku dużo serca i zdrowia w pojedynkach na murawie Stadionu Narodowego.

Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej