NBA: "Wojownicy" w wielkim finale , "Rakiety" sprowadzone na ziemię

Koszykarze Golden State Warriors po 40 latach awansowali do finału ligi NBA. W piątym finałowym meczu Konferencji Zachodniej pokonali w środę u siebie Houston Rockets 104:90 i w rywalizacji play off zwyciężyli 4-1. O mistrzostwo zagrają z Cleveland Cavaliers.

2015-05-28, 13:29

NBA: "Wojownicy" w wielkim finale , "Rakiety" sprowadzone na ziemię
Zawodnicy Golden State Warriors z Pucharem Konferencji Zachodniej. Foto: PAP/EPA/JOHN G. MABANGLO

Posłuchaj

Golden State Wrriors i Cleveland Cavaliers zagrają w wielkim finale NBA. Korespondencja zza oceanu Jana Pachlowskiego (PR Chicago)
+
Dodaj do playlisty

Ostatnim razem Golden State Warriors grali w wielkim finale w sezonie 1974/75 i pokonali tam drużynę Washington Bullets 4-0. Po takim sukcesie nikt nie spodziewał się, że na powtórkę przyjdzie czekać tak długo. Po zwycięstwie w czwartek w nocy naszego czasu nad "Rakietami" koszykarze Golden State awansowali do tak upragnionego przez wszystkich fanów finału.

"Wojownicy" otrzymali puchar Konferencji Zachodniej, ale na pewno szykują się na więcej. Mecz do czterech zwycięstw z drużyną z Houston pokazał, że są w świetnej dyspozycji i mogą powalczyć o główne trofeum sezonu.

Bohaterem piątego meczu był najlepszy koszykarz Golden State, Stephen Curry, który rzucił 26 punktów i miał 8 zbiórek. Pomogli mu znacznie jeszcze dwaj inni zawodnicy - Harrison Barnes, który zdobył 24 punkty i Klay Thompson, który dorzucił do zwycięstwa 20.

Z bardzo złej strony pokazał się natomiast lider Houston Rockets, James Harden. W niczym nie przypominał siebie z meczu czwartego pomiędzy wspomnianymi zespołami, kiedy to praktycznie w pojedynkę zapewnił jedyne, jak się okazało, zwycięstwo w meczach przeciwko Golden State Warriors. W tamtym spotkaniu zdobył aż 45 punktów. Dziś sympatyczny brodacz potrafił celnie rzucić tylko w kilku próbach i zdobył 14 punktów, zaliczył też 13 strat co dało nowy niechlubny rekord rozgrywek.

- Próbowałem dziś za dużo ryzykownych zagrań, a te straty dały rywalom łatwe punkty z kontrataków. Nie tak wyobrażaliśmy sobie zakończenie sezonu. Swoje szanse straciliśmy tak naprawdę w trakcie dwóch pierwszych spotkań, minimalnie przegranych w sali rywali - powiedział Harden.

Mecz lepiej rozpoczęli goście, którzy wygrali pierwszą kwartę 22:17, a najwyżej prowadzili różnicą ośmiu punktów. "Wojownicy" zdobyli w niej najmniej punktów w całym sezonie. Drugą odsłonę, głównie za sprawą skuteczności Thompsona, wygrali już 35:24, odzyskali prowadzenie i do końca kontrolowali wynik.

Żaden zespół nie grał jednak najlepszych zawodów. Częste straty piłki i nerwowe rzuty nawet najlepszych zawodników psuły widowisko i nie pozwalały cieszyć się kibicom z płynnej gry, do jakiej oba zespoły przyzwyczaiły w czasie trwania całego sezonu. Całokształt rywalizacji Houston Rockets z Golden State Warriors fani zapamiętają jednak jako emocjonujące widowisko na najwyższym poziomie, które może pretendować do miana "przedwczesnego finału".

- Ekipa Houston była dla nas bardzo wymagającym rywalem. Każde zwycięstwo kosztowało nas wiele energii i zaangażowania - powiedział trener zwycięzców Steve Kerr, który jako zawodnik pięciokrotnie zdobywał mistrzostwo w barwach Chicago Bulls i San Antonio Spurs. Teraz ma szanse powtórzyć sukces w roli szkoleniowca.

- Awans do finału pierwszy raz po 40 latach to wielkie przeżycie dla kibiców i wszystkich związanych z klubem. Dla mnie osobiście to coś jeszcze bardziej cennego niż moje tytuły jako zawodnika - dodał coach "Wojowników".

W finale na drużynę Golden State Warriors czekają już Cleveland Cavaliers. Co ciekawe, szkoleniowcy finalistów są debiutantami jeśli chodzi o samodzielne prowadzenie zespołów w NBA. Będzie to pierwsza taka sytuacja w historii.

Pierwszy mecz finału, który także będzie toczyć się do 4 zwycięstw, odbędzie się w przyszły czwartek w Oakland w Kalifornii.

ps

Polecane

Wróć do strony głównej