Dlaczego Polacy nie ubezpieczają domów na terenach zalewowych
Dwóch na trzech Polaków, których domy stoją na terenach zalewowych, nie ubezpiecza się od zdarzeń losowych np. powodzi, czy nawałnicy bo ich zdaniem, polisy są zbyt drogie.
2015-05-28, 23:44
Posłuchaj
Zalane domy, połamane drzewa i pozrywane linie energetyczne - to skutek nocnych wichur i ulew w południowo-wschodniej Polsce. Najtrudniejsza sytuacja była na Lubelszczyźnie. Skutki żywiołu mogą okazać się dla wielu mieszkańców bardzo kosztowne.
Ceny takich ubezpieczeń kształtują się dziś różnie, zwykle od 200 do 500 zł, tłumaczy Marcin Tarczyński z Polskiej Izby Ubezpieczeń i zależy od dwóch rzeczy. Po pierwsze, od tego ile jest wart majątek, który ubezpieczamy, czyli dom, mieszkanie i to co się w nim znajduje. A po drugie, od tego, jaki jest zakres ubezpieczenia. Im szersza będzie ochrona, tym cena takiego ubezpieczenia będzie wyższa.
Ubezpieczyć możemy właściwie wszystko, jednak na rynku nie ma polis, które chroniłyby mienie tylko od powodzi.
-Wszelkiego typu ubezpieczenia domów, mieszkań, czy samochodów chronią przed takimi zdarzeniami jak żywioły, ale też zdarzeniami, które występują częściej, czyli np. kradzieże, zalania, wszelkiego typu przepięcia -podkreśla Tarczyński.
W przypadku ubezpieczeń gospodarstw rolnych i upraw, tu ubezpieczenia w większości są obowiązkowe.
Co ciekawe choć Polacy wiedzą, że powinni się ubezpieczać, to jednak w stosunkowo niewielkim stopniu to robią. Wskaźnik ubezpieczenia w Polsce to zaledwie 3 i pół procent, podczas gdy w innych krajach europejskich wynosi kilkadziesiąt proc. Wzorcowym przykładem jest Liechtenstein, gdzie ubezpieczenia ma 77 procent mieszkańców kraju.
Tymczasem ubezpieczać się trzeba. Lepiej wydać kilkaset złotych rocznie na ubezpieczenie domu, niż potem mieć w perspektywie jego odbudowę z własnych środków za kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy złotych, przekonują eksperci.
Ale cena to nie jedyny powód, dla którego nie ubezpieczamy się. Także same firmy ubezpieczeniowe nie chcą podpisywać umów, jeśli dom znajduje się na terenach zalewowych.
─To naturalne, tłumaczy Marcin Tarczyński z PIU. ─ Bo jeśli wiadomo, że co rok, dwa przyjdzie powódź, to nie jest to zdarzenie losowe kwalifikujące się do ubezpieczenia. Owszem, teoretycznie można sobie wyobrazić, że ubezpieczyciele nagle zaczęliby ubezpieczać tereny zalewowe. Wówczas są dwie możliwości, albo ubezpieczyciel zakończyłby bardzo szybko swoją działalność, albo składka którą by musiał zażądać za ubezpieczenie, byłaby tak wysoka, że nikogo nie byłoby na nią stać.
Zasady są proste, im większe ryzyko, tym większa składka, ale zdarzenie od, którego ubezpieczamy mienie, musi mieć jednocześnie charakter losowy.
Niestety jak pokazała ubiegłoroczna kontrola NIK, same gminy nie chronią swoich mieszkańców przed powodziami czy podtopieniami, ponieważ pozwalają zabudowywać tereny zalewowe.
Elżbieta Szczerbak
REKLAMA