Copa America: historyczny triumf Chile. Messi znów przegrywa finał, Argentyna na kolanach
99 lat oczekiwania i wreszcie sukces, w dodatku przed własną publicznością oraz w starciu z odwiecznym rywalem, który przez dekady upokarzał Chile - gospodarze Copa America sięgnęli po pierwszy tytuł w historii, w finale w rzutach karnych pokonując Argentynę.
2015-07-05, 12:35
Trudno pisać o tym, że być to wielki mecz - Chile pokazywało już wcześniej, że specjalnością zespołu jest wybijanie rywalom z głowy gry w piłkę za pomocą wysokiego pressingu, niebywałej wręcz agresji i nie szukanie skomplikowanych taktycznych manewrów. Piłkarze wychodzili na boisko z nastawieniem, że chcą całkowicie zdominować rywali, walcząc o każdy metr boiska.
Kiedy zostały podane składy, można było spodziewać się wielkiego meczu, pełnego emocji. Naprzeciwko siebie stanęli zawodnicy z jednych z najlepszych klubów świata, smaczków można było też doszukiwać się w historii starć tych drużyn.
Argentyna podchodziła do meczu po imponującym zwycięstwie 6:1 nad Wenezuelą.
- Jeśli w sobotę zagra tak, jak z nami, to Chile nie ma szans - ocenił krótko Ramon Diaz, argentyński selekcjoner Paragwaju, który został w półfinale rozbity przez "Albicelestes". Niestety dla kibiców zespołu, nic takiego nie miało miejsca.
REKLAMA
Grzechy Argentyny
Biorąc pod uwagę skład, ten zespół zawsze będzie wymieniany w gronie faworytów wielkich imprez. Już sam fakt posiadania w składzie Leo Messiego to atut, którego nie można nie docenić. Do gwiazdy Barcelony dochodzą jednak jeszcze inni zawodnicy, od których można oczekiwać boiskowych fajerwerków i solidności.
Ta mieszanka wydaje się skazana na sukces. Mascherano, Otamendi, Rojo, Demichelis czy Zabaleta - tacy piłkarze decydują o defensywie świetnych europejskich zespołów, a Kun Aguero, Angel Di Maria, Javier Pastore czy właśnie Messi mogą stworzyć świetną ofensywę.
Trudno jednak nie zauważyć, że Argentyna w sobotnim meczu nie miała żadnego pomysłu na grę. Dopóki na boisku był Di Maria, to na niego spadał ciężar brania na siebie gry. Minęło jednak pół godziny i skrzydłowy musiał opuścił boisko, tracąc drugi finał wielkiej imprezy z rzędu.
Zastąpił go Lavezzi, który w tym spotkaniu marnował wszystkie możliwe sytuacje, podobnie zresztą jak wprowadzony na boisko w końcówce Gonzalo Higuain. Z drugiej strony błyszczał szczególnie Alexis Sanchez, jednak nawer w jego przypadku naprawdę ładne akcje zdarzały się zbyt rzadko. Takich pojedynków z obrońcami zobaczyliśmy zaledwie kilka w całym meczu:
REKLAMA
W grze brakowało płynności, a praktycznie każda akcja, która przechodziła przez Leo Messiego, kończyła się faulem. Chilijczycy wypróbowali na gwieździe Barcelony cały asortyment fauli. Ciągnięcie za koszulkę, niedozwolona walka ciałem kopanie po nogach, kopnięcie w brzuch Gary'ego Medela... Lider Argentyny był pod ostrzałem przez cały mecz, jednak i tak udało mu się zrobić akcję, po której jego zespół powinien zakończyć finał wygraną.
Problem w tym, że wszystko na nic, ponieważ Lavezzi z Higuainem koncertowo zaprzepaścili szansę na to, by objąć prowadzenie. Argentyna wyglądała dobrze jedynie krótkimi fragmentami, wciąż jednak nie było widać drużyny, a raczej zbitek poszczególnych piłkarzy, z których wielu może w pojedynkę rozstrzygać o losach meczu. Tym razem jednak się nie udało.
Przez cały mecz "Albicelestes" stworzyli dwie sytuacje bramkowe, jednak nie wykorzystali żadnej z nich. Trudno mówić o tym, że Gerardo Martino ma jakąś koncepcję tej drużyny. Wydaje się, że w przypadku Argentyny powtarza się scenariusz, który kibice oglądali w Barcelonie. Nie wygrać nic, kiedy dysponuje się takimi piłkarzami, to na pewno wielka porażka.
Radość przyćmiła zawód
Dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia i konieczny był konkurs rzutów karnych. Presji nie wytrzymali Argentyńczycy. Nie zawiódł tylko Lionel Messi, który trafił w pierwszej kolejce. Później fatalnie spudłował Higuain, a strzał Evera Banegi obronił Bravo. Gospodarze się nie mylili i w czwartej kolejce ich sukces przypieczętował Alexis Sanchez, który popisał się sprytnym, lekkim kopnięciem.
REKLAMA
99 lat czekania i wreszcie sukces - kibice Chile byli wniebowzięci, a to, że zobaczyli mecz, który można określić mianem "spotkania dla koneserów futbolu", miało dla nich drugorzędne znaczenie. Faule, przerwane akcje, drobne złośliwości... dla kogoś, kto nie oglądał tego meczu i patrzy na wynik, to nie będzie ważne, a zwycięzcy mają pełne prawo do świętowania. Jorge Sampaoli nie będzie musiał zawracać sobie głowy tłumaczeniami swojej taktyki z prostego powodu - przyniosła ona oczekiwany skutek.
Ich drużyna z każdym kolejnym meczem wrzucała kolejny bieg i można śmiało powiedzieć, że zasłużyła na to, by przerwać passę bez sukcesów w Copa America. Prawie wieku trzeba było na to, by udało się pokonać najgroźniejszych rywali na kontynencie. Na pewno nikt nie chce psuć Chilijczykom święta, jednak w lepszych latach reprezentacji Argentyny i Brazylii nawet obecna forma mogłaby nie wystarczyć. Potęgi jednak zawodzą już od dłuższego czasu.
Źródło: RUPTLY/x-news
Chile cieszyło się z pierwszego triumfu w Copa America, a Messi - jeden z najwybitniejszych piłkarzy w historii futbolu - wciąż czeka na pierwsze trofeum z drużyną narodową. Przed rokiem Argentyna przegrała po dogrywce finał mundialu z Niemcami. Na kontynencie była ostatnio najlepsza w 1993 roku. Messi miał wtedy sześć lat.
REKLAMA
Wydawało się, że to będzie moment, w którym argentyński gwiadzor wreszcie odmieni złą serię i sięgnie po pierwszy wielki sukces z kadrą, choć niewiarygodne jest, że jeszcze nie ma go na swoim koncie. W klubowej piłce wygrał już wszystko, ma na swoim koncie każde najważniejsze wyróżnienie. Reprezentacja nie jest jednak Barceloną, a Geraldo Martino czy Alejandro Sabella nie są Pepem Guardiolą czy Luisem Enrique.
![Foto: PAP/EPA/JUAN CARLOS CARDENAS](http://static.polskieradio.pl/images/b55ed14d-b182-4c48-97f6-ecab4f09a644.jpg)
Takie obrazki jak ten, powoli stają się symbolem Messiego w kadrze, w której przygląda się temu, jak przeciwnicy stają na najwyższym podium.
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl
REKLAMA
REKLAMA