Kolejki bez końca na ukraińskich posterunkach

Chaos, bałagan, złość i łzy - to najczęściej widać na posterunku "granicznym" między terytoriami kontrolowanymi przez Kijów a tak zwaną Doniecką Republikę Ludową.

2015-07-16, 10:14

Kolejki bez końca na ukraińskich posterunkach

- Moglibyście tu chociaż hotel wybudować - mówi nagłos wściekła kobieta. W rękach trzyma kilka siatek i idzie obok stojących w niekończącym się korku samochodów. Zmierza w stronę ukraińskiego posterunku znajdującego się na wyjeździe z Artemiwska. To jeden z nielicznych posterunków, dzięki któremu można dostać się z terytoriów kontrolowanych przez Kijów do tak zwanej Donieckiej Republiki Ludowej. Jeszcze jeden znajduje się w Wołnowasze i czasami otwierany jest przejazd między Mariupolem a Nowoazowskiem.

Największe przejście "graniczne" znajdowało się między Kurachowe a Donieckiem, ale po ostatnim wznowieniu walk w tej okolicy zostało zamknięte do 1 września. To spowodowało, że kolejki na działających przejściach wzrosły kilkukrotnie. Czasami mają nawet po pięć kilometrów w jedną stronę. Setki samochodów, głównie należących do mieszkańców terytoriów kontrolowanych przez separatystów, starają się przekroczyć "granicę", aby wyciągnąć pieniądze z bankomatów, załatwić sprawy w urzędach czy po prostu kupić jedzenie. Produkty spożywcze są dwa-trzy razy tańsze na terytoriach kontrolowanych przez Kijów. A do tego wybór jest duży, czego nie można powiedzieć o pobliskiej Horliwce czy oddalonym trochę dalej Doniecku.

KRYZYS UKRAIŃSKI: serwis specjalny >>>

"Granica" staje się coraz poważniejszym problemem, bo kolejki już dawno wyglądają gorzej niż na granicy polsko-ukraińskiej. O hotelach jeszcze się nie mówi, ale o wybudowaniu sklepów z produktami spożywczych jak najbardziej. Ostatnio na taki pomysł wpadł nowy gubernator obwodu donieckiego Pawło Żebriwski.

REKLAMA

Chwilę po tym, gdy przechodzi kobieta z siatkami, żołnierz podniesionym głosem wyjaśnia innej kobiecie, że ma iść lewą stroną ulicy. - To prawy pas… to środkowy - mówi. Wreszcie kobieta między samochodami przedziera się do kolejki. Tam około czterdziestu osób stara się przedostać do nieuznawanej republiki. Do ukraińskiego posterunku mogą się dostać autobusem, między tym posterunkiem a pierwszym bojowników jest ponad dziesięć kilometrów, można tam dojść albo na piechotę, albo spróbować znaleźć życzliwego człowieka, który cię podwiezie. Po drugiej stronie znowu można złapać autobus i dojechać do celu.

Jakiś mężczyzna chce przedostać się przez posterunek bez kolejki, opowiada swoją historię. - Jesteś w ciąży? - pyta żołnierz. - Nie? To stój - ucina rozmowę. Na jednym z samochodów wisi kartka "Dziecko poniżej roku", matka trzyma niemowlaka na rękach, ojciec prowadzi. Taki samochód jedzie bez kolejki.

Kolejka na jednym z ukraińskich posterunków/ fot. Paweł Pieniążek/polskieradio.pl Kolejka na jednym z ukraińskich posterunków/ fot. Paweł Pieniążek/polskieradio.pl

REKLAMA

Na posterunku panuje chaos, kilku żołnierzy próbuje zapanować nad sytuacją, ale jest ich za mało. Każdy przejeżdżający chce dostać się jak najszybciej, wyjaśnia, dlaczego jego sprawa jest najbardziej pilna. Do tego mieszkańcy Donbasu też są skonfundowani, bo zasady przekraczania "granicy" zmieniają się bardzo często. Żołnierze są na skraju wyczerpania nerwowego. - Przestańcie obarczać mnie swoimi problemami! - drze się żołnierzy na kobietę. - Już mnie wykończyliście! - widząc napiętą sytuację syn prosi matkę, żeby wsiadła do samochodu.

Inny samochód nie zatrzymuje się na jego prośbę. Zaczyna walić pięścią w dach. - Już mnie zdenerwowaliście - krzyczy i opiera się o dach. Jest padnięty. Ludzie z przodu rozumieją, że lepiej nikogo nie drażnić, ale wciąż przychodzą nowi. Dyskusje i spięcia zaczynają się na nowo.

Paweł Pieniążek/aj

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej