Donbas: tu nie ma żadnego zawieszenia broni
Władze Ukrainy oskarżyły w poniedziałek separatystów o przeprowadzenie w obwodzie donieckim najcięższych ataków artyleryjskich od czasu zawarcia rozejmu w lutym tego roku. Sytuacje w Donbasie obserwuje specjalny wysłannik Polskiego Radia Paweł Pieniążek.
2015-08-11, 20:42
Oksana poszła wyrzucić śmieci do kontenera, który znajduje się niedaleko od jej domu. Usłyszała potężny wybuch. Gdy wróciła, okazało się, że w budynek dwurodzinny, w którym mieszka trafił pocisk – najprawdopodobniej wystrzelony z czołgu. Uderzył w część należącą do sąsiadów i zerwał im praktycznie cały dach, zrujnował jedno z pomieszczeń w środku. Część domu, w której mieszka Oksana, nie ucierpiała jednak znacząco. W pokojach odpadło trochę tynku.
"Codziennie słychać wybuchy”
Oksana mieszka w północnej części Doniecka znajdującej się kilka kilometrów od lotniska, gdzie przez wiele miesięcy toczyły się ciężkie walki, a także w pobliżu ukraińskich pozycji w Piskach i Opytnym, które teraz stały się forpocztą sił prorządowych. W takich miejscach, jak osiedle Piwniczne, nikt nie wierzy w żadne negocjacje, układy i podpisywane w ich rezultacie zawieszenia broni, bo o spokoju nie ma tu mowy. Codziennie słychać wybuchy – raz dalej, innym razem zupełnie blisko.
To nie pierwsza i nie najpoważniejsza przykra historia, którą przeżyła Oksana w trakcie tego konfliktu. Kilka miesięcy wcześniej jej syn grał w piłkę obok szkoły oddalonej kilka kilometrów od domu. Było cicho i spokojnie. W pewnym momencie spadły trzy pociski. Jedenastoletniego Cyryla, syna Oksany, raniły odłamki. Sama szkoła od dawna jest zamknięta.
Kilkukrotnie była ostrzeliwana, a do tego znajduje się w jednej z najniebezpieczniejszych części Doniecka. Budynek, podobnie jak niemal wszystko inne w promieniu kilku kilometrów, niesie na sobie ślady ognia artyleryjskiego. Ściany i ogrodzenia są podziurawione od pocisków, albo posiekane odłamkami. Szyby w oknach należą do rzadkości.
REKLAMA
Teraz Cyryla nie było w domu, bo dzień wcześniej mama wysłała go na obóz. – Dzwonił i pytał, czy wszyscy jesteśmy żywi – mówi Oksana.
"Mieliśmy szczęście”
O ogromnym szczęściu może też mówić rodzina Wołodymyra, sąsiada Oksany, w którego część domu trafił pocisk. Chociaż mieszka tam pięć osób, to nikt nie ucierpiał. – Babcia doiła krowę, a dziadek siedział w ogrodzie. Usłyszeli straszny huk. Okazało się, że pocisk przebił dach – opowiada. Wołodymyr, jego syn i żona jeszcze nie zdążyli wrócić z pracy.
Po powrocie czekała ich przerażająca niespodzianka. W dużym pokoju w suficie zastali ogromną dziurę i wiszące belki. Wszystko wygląda jakby miało się zaraz zawalić. Na kanapie i podłodze leży sterta gruzu, meble są całe w pyle, a po szybach zostały tylko ślady na zewnątrz domu. Z dachu został szkielet. Przed domem przebitą rurę gazową naprawiają gazownicy, chociaż jak przyznają, w tej okolicy niespecjalnie ma to sens, bo wkrótce trzeba przyjeżdżać znowu.
– Mieliśmy szczęście, że pocisk tylko wybuchł i nie podpalił domu – stwierdza Wołodymyr, po czym głęboko wzdycha. Wreszcie stwierdza: – Tu nie ma i nigdy nie było żadnego zawieszenia broni.
REKLAMA
Paweł Pieniążek/Polskie Radio/iz
REKLAMA