Polskie szwaczki szyją dla światowych marek i zarabiają nędznie
Przeciętne wynagrodzenie szwaczki to 1530 złotych netto. Ale bardzo często w polskim przemyśle odzieżowym zarabia się płacę minimalną albo pracuje na czarno. Oszczędności marek odzieżowych kosztem pracowników to zjawisko znane nie tylko z fabryk w Azji – mówi Anna Paluszek z Fundacji Kupuj Odpowiedzialnie, która stworzyła raport „Uszyte w Polsce”.
2015-08-31, 14:07
Posłuchaj
- To jest przypadek takich marek jak, Hugo Boss, który ma wiele zakładów w Polsce, ze względu na bliskość oraz wysokie kwalifikacje pracownic, ale mimo wszystko, nie płaci im więcej, niż przedsiębiorca, który nie ma tak znanej i rozpoznawalnej marki, i nie ukrywajmy, są to luksusowe produkty – tłumaczy.
- Podobna sytuacja była z polskimi firmami, które produkują luksusowe, bądź też z wyższej półki produkty – dodaje.
"Szwaczki są straszone"
Szwaczki pracują w nadgodzinach i nie dostają za to pieniędzy. Są też straszone, że lada chwila skończą się zamówienia. Jak mówi ekspertka, polskie szwalnie szyją w dużej mierze krótkie serie.
- Jesteśmy tańsi, niż produkcja w krajach Europy zachodniej, chociaż tam czasami zdarzają się zakłady z imigrantami, ale Polska jest odpowiednia, przede wszystkim, dla produkcji krótkich serii, dobrej jakości ubrać z bardzo szybką dostawą – wyjaśnia.
REKLAMA
- Często słyszymy o sytuacjach, gdzie uszyta została partia, którą należy poprawić, uszyta w krajach azjatyckich. Przesyłana jest ona wtedy do Polski tylko w celu poprawki, albo tylko w celu wykończenia. Ponieważ, firmy zawsze mówią, że ta siła robocza tania, i tak jest za droga – podkreśla gość.
Wg różnych szacunków, płace pracowników to zaledwie 1-2 proc. ceny ubrania. W polskim przemyśle odzieżowym zatrudnionych jest 100 tysięcy osób.
Karolina Mózgowiec, fko
REKLAMA
REKLAMA