Rośnie liczba zabójstw w amerykańskich miastach. Policja stała się zbyt ostrożna?
W wielu miastach USA, po latach spadku, wzrosły w tym roku wskaźniki zabójstw. Przyczyny są różne. Np. w Waszyngtonie i Nowym Jorku ofiary wiąże się z walkami gangów.
2015-09-08, 11:34
W miniony weekend w strzelaninie w północno-wschodniej części Waszyngtonu zginął 22-latek, stając się 106. ofiarą zabójstw w stolicy USA tym roku. Choć do końca roku pozostało prawie cztery miesiące, w Waszyngtonie zamordowano już w tym roku więcej osób niż w całym poprzednim 2014 roku (105).
Jeszcze gorsze statystyki dotyczą Baltimore oraz Milwaukee, gdzie do końca sierpnia zamordowano odpowiednio 215 i 105 osób, podczas gdy w całym 2014 roku - 211 i 93. W St. Louis, gdzie w ubiegłym roku doszło do zamieszek po zabiciu przez policjanta w Ferguson czarnego nieuzbrojonego nastolatka Michaela Browna, liczba morderstw wzrosła w tym roku o 60 proc. (do 136). Znaczny wzrost zabójstw w porównaniu z ubiegłym rokiem odnotowano także w Nowym Jorku (o około 9 proc.) i Chicago (o około 20 proc.).
Powiązany Artykuł
O tym, jak Stany Zjednoczone radzą sobie z problemami rasowymi, w Polskim Radiu 24 mówił dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, amerykanista z Wojskowej Akademii Technicznej.
Ogółem, jak podliczył "New York Times", w przynajmniej w 35 miastach w USA zanotowano wzrost morderstw i/lub brutalnych przestępstw popełnionych z użyciem przemocy. Większość ofiar to osoby czarnoskóre, które zostały zabite z broni palnej.
REKLAMA
Przyczyna?
Eksperci nie mają prostego wytłumaczenia, skąd ten nagły wzrost. Wskazuje się m.in. na porachunki gangów (dotyczy to Waszyngtonu i Nowego Jorku) oraz nadmierną ilość broni palnej (m.in. w Chicago). Przedstawiciele prawa mówią też o licznych przypadkach sięgania po broń przez osoby młode, z biednych dzielnic, by rozstrzygać spory.
- Normalnie te konflikty powinny być rozwiązywane inaczej, ale jest zbyt łatwy dostęp do broni - mówił emerytowany sędzia karny w Nowym Orleanie Calvin Johnson.
Efekt Ferguson?
Ponieważ znaczny wzrost morderstw nastąpił w trzech miastach, które były niedawno teatrami wielkich protestów społecznych (Baltimore, St. Louis i Milwaukee) po śmierci Afroamerykanów z rąk policjantów, to niektórzy komentatorzy oraz eksperci posunęli się do sugestii, że mamy do czynienia z tzw. efektem Ferguson. Czyli, że policjanci będąc pod presją nadzoru ich pracy, stali się zbyt ostrożni, by odpowiednio wykonywać swe zadania.
REKLAMA
Powiązany Artykuł
Policja amerykańska nie waha się przed użycie przemocy - powiedział dr Marcinem Fatalskim, amerykanista z Uniwersytetu Jagiellońskiego
- Zmieniła się równowaga pomiędzy przestępcami i policją – powiedział cytowany w "NYT" kryminolog z Carnegie Mellon University Alfred Blumstein.
Ta teoria może być słuszna w przypadku Baltimore, gdzie rzeczywiście policja zaczęła aresztować mniej osób, od kiedy kilku policjantów zostało oskarżonych w związku ze śmiercią Freddiego Gray'a w policyjnym areszcie. Ale komentatorzy zwracają uwagę, że zarówno w St. Louis jak i Milwaukee wskaźniki morderstw zaczęły rosnąć jeszcze przed nagłośnionymi tam strzelaninami, w których z broni policjantów zginęli czarnoskórzy.
CNN Newsource/x-news
pp/PAP
REKLAMA
REKLAMA