Ziemia obiecana

Berlin. Centrum pomocy dla imigrantów. Każdy uchodźca, którego spotkałem wcześniej w Serbii, czy na Węgrzech, marzył, żeby tu trafić. Jak wygląda raj? - Mieliśmy niedawno próbę samobójczą jednego z imigrantów - mówi bez ogródek Laszlo Hubert, jeden z przedstawicieli organizacji pomocy - Moabit Hilft.

2015-09-27, 11:40

Ziemia obiecana

Wysiadam na Hauptbahnhof w centrum niemieckiej stolicy. To nie jest zwyczajny dworzec kolejowy. Raczej połączenie mniejszej wersji Galerii Mokotów z platformami na perony. Na kilku piętrach mieszczą się sklepy, kwiaciarnie, kafejki, kioski. Ciężko mi sobie wyobrazić w tym miejscu tysiące uchodźców. Wciąż mam przed oczyma obraz nędzy i rozpaczy z budapesztańskiego dworca Keleti. Co by się stało, gdyby pomiędzy tymi eleganckimi lokalami znalazło się nagle kilka tysięcy wykończonych, głodnych, doprowadzonych do skraju wytrzymałości ludzi?

Niemcy nie chcą znać odpowiedzi na to pytanie, więc większość imigrantów przyjmują na stacjach poza miastem. W dawnej bazie wojskowej powstaje potężne miasteczko namiotowe. Znalazła się też wreszcie funkcja dla nieczynnego od 7 lat lotniska Tempelhoff. Przygotowano tam dwa potężne hangary, które mają służyć za tymczasowe schronienie. Jednak i tam szybko zaczyna brakować miejsc.

Powiązany Artykuł

uchodźcy Budapeszt (2).jpg
Szlakiem uchodźców

Udaję się do Państwowego Urzędu Zdrowia i Opieki Społecznej (LaGeSo) na ulicy Turmstrasse, w dzielnicy Moabit. Jak na ironię nazwa tej części miasta pochodzi od biblijnego opisu wsi Moab, gdzie Izraelici obozowali w czasie wędrówki z Egiptu do Ziemi Obiecanej. Czy taką "ziemią obiecaną" dla uchodźców z Bliskiego Wschodu okażą się Niemcy?

REKLAMA

"Hunowie nadchodzą". Media straszyły, ludzie pomagali

Na pierwszy rzut oka ośrodek LaGeSo wygląda na dość dobrze przygotowany. To punkt kontaktowy dla uchodźców, gdzie składają też wnioski o azyl. Kilka zadbanych budynków, klinika lekarska, sporo zieleni, dużo przestrzeni. W miejscu zbierania darów spotykam Laszlo Huberta - Niemca węgierskiego pochodzenia z organizacji Moabit Hilft (Moabit Pomaga - pozarządowa organizacja pomocy). Jest tu od samego początku kryzysu. Jak mówi - najgorsze już chyba widział. - Przedtem była tu katastrofa. Niewielu wolontariuszy, zero wsparcia rządowego. Brakowało wszystkiego - nawet jedzenia dla małych dzieci - wspomina wydarzenia sprzed kilkunastu dni.

Punktem zwrotnym okazały się dramatyczne zdjęcia z Grecji, Macedonii, czy tureckich plaż, na których wyławiano ciała uchodźców. - Niektóre media straszyły ludzi, że nadchodzą Hunowie. Barbarzyńcy są u bram Europy! Panika! - śmieje się Laszlo. - Ale to osiągnęło odwrotny efekt. Ludzie wręcz rzucili się do pomocy - dodaje z satysfakcją. Dostrzegam to siedząc obok niego. Co chwila podjeżdża tu furgonetka wypełniona darami. Koce, kanapki, ubrania - jest z czego wybierać. Berlińczycy zdecydowanie zdali egzamin.

Dary dla uchodźców w berlińskim ośrodku, fot. PolskieRadio.pl/Marcin Nowak Dary dla uchodźców w berlińskim ośrodku, fot. PolskieRadio.pl/Marcin Nowak

Najważniejsza była jednak pomoc od państwa. Choć - jak podkreśla Laszlo - wszystko wciąż działa zbyt wolno przez „tę cholerną biurokrację”. - Teraz wydajemy po kilka posiłków dziennie. Nie brakuje nam leków, mamy też dość liczną grupę wolontariuszy - wylicza. - Problem w tym, że obserwujemy nieprawdopodobny napływ ludzi. Wczoraj było tu 600 osób, dziś jest 1200. Jutro pewnie będzie dwa razy tyle - tłumaczy.

Do granic wytrzymałości

Czy Niemcy są gotowe by poradzić sobie z tym kryzysem? Laszlo zastanawia się nad tym pytaniem przez dłuższą chwilę. - Trudno powiedzieć - odpowiada. Widać, że wciąż zbiera myśli. Patrzy na mnie przenikliwie. - Mieliśmy niedawno próbę samobójczą jednego z imigrantów - wyznaje nagle. - Nie znam szczegółów, ale to dla nas żadne zaskoczenie. Większość ludzi jest tu na skraju załamania nerwowego, w depresji. Wczoraj jeden z ochroniarzy ośrodka został zaatakowany nożem przez jakiegoś imigranta. Sytuacja jest bardzo napięta - opowiada zaniepokojony.

REKLAMA

Powiązany Artykuł

uchodźcy Budapeszt 1200.jpg
Bombardowania, snajperzy - syryjska codzienność

Ziemia obiecana? Zależy dla kogo. Laszlo informuje mnie, że niemal wszyscy Syryjczycy dostają tu azyl. A co z pozostałymi? Z jego danych wynika, że do tej pory status uchodźcy otrzymało zaledwie 50 Irakijczyków i Afgańczyków. O zapomnianych przez wszystkich uchodźcach z dawnych republik radzieckich, czy Cyganach, którzy też licznie przybywają do LaGeSo, nie ma co nawet wspominać. Nie ma dla nich miejsca w niemieckim "raju". Najprawdopodobniej większość z nich będzie deportowana, albo dołączy do rzeszy nielegalnych imigrantów. Gdy ta informacja dotrze do uchodźców można spodziewać się najgorszego.

Idę w kierunku punktu, gdzie składane są wnioski o azyl. Budynek jest oblężony. W gigantycznej kolejce często dochodzi do spięć, nawet do bójek. Ludzie boją się stracić miejsce w szeregu, czekają godzinami, czasami nawet dniami. Desperacja miesza się w nich z wycieńczeniem. Nie dziwi mnie, że co jakiś czas dają upust swojej wściekłości i potrzebna jest interwencja ochrony, bądź policji.

REKLAMA

"

ازمة كبيرة بالافق ...السوسيال والاف اللاجئين اليوم .. ومئات عناصر الشرطةمقطع صغير لما يحصلTurmstr 21#berlin

Posted by Rami Mrad on Tuesday, September 1, 2015

Podchodzę do jednego z wolontariuszy. Ma na imię Steve. Pytam o możliwość zrobienia wywiadu z jedną z rodzin, która zna język angielski.  Zapewnia mnie, że bariera językowa to nie problem, bo on świetnie zna arabski. Ku mojemu zaskoczeniu - okazuje się, że sam jest uchodźcą z Syrii. Zadbany, schludnie ubrany - zupełnie nie przypomina imigrantów, jakich widziałem do tej pory.

Steve Al Jundi - uchodźca z syryjskiego Homs pomaga w Berlinie jako wolontariusz, fot. PolskieRadio.pl/Marcin Nowak Steve Al Jundi - uchodźca z syryjskiego Homs pomaga w Berlinie jako wolontariusz, fot. PolskieRadio.pl/Marcin Nowak

- Jestem tu od ponad 4 miesięcy. Zdążyłem się zadomowić - wyjaśnia. Jeszcze nie tak dawno nie był jednak w tak dobrym stanie. Uciekał z Homs. Miasta obleganego przez trzy lata przez siły rządowe w walce z rebeliantami. - W tej chwili to chyba najbardziej zniszczone miasto w Syrii. 90 procent budynków leży tam w gruzach - ucina dość szybko temat wojny.

Nie dziwi mnie, że nie chce wspominać rodzinnych stron. Homs to obecnie miasto-widmo. Jego mieszkańcy byli świadkami jednej z najbardziej krwawych i najokrutniejszych bitew konfliktu syryjskiego. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia z tego zapomnianego miejsca, by szybko zrozumieć skalę tragedii wojny domowej.

Zniszczone miasto Homs w Syrii. To stamtąd uciekał Steve Al Jundi Zniszczone miasto Homs w Syrii. To stamtąd uciekał Steve Al Jundi

Steve Al Jundi był tam kierownikiem działu Human Resources w jednej z firm. W wolnej chwili grał w koszykówkę. Teraz cały swój czas poświęca swoim rodakom. Pomaga im, jak tylko może.

REKLAMA

Można znieść wszystko

Idziemy razem poznać Jehada i jego rodzinę. Ten 63-latek dostał się tu z południa Syrii. Większość drogi przez Europę przeszedł... na piechotę. Nie stać go już było na żaden środek transportu. Nie miał też do czego wracać. Zadziałał instynkt przetrwania, wola walki, odpowiedzialność za bezpieczeństwo rodziny.

Czytaj dalej
uchodźcy Budapeszt (5).jpg
"Proszę pomóżcie. Jestem bardzo zmęczona"

- Można znieść wszystko. Zostawiliśmy swój dom, pracę, przyjaciół. Syn kończył studia medyczne, miał zostać lekarzem. Córka uczyła się by zostać dentystką - mówi z żalem. Podobne historie słyszałem już wcześniej w Budapeszcie. Ludzie, którzy stracili wszystko i liczyli na lepsze jutro w Niemczech. Czy Berlin spełnił oczekiwania Jehada? - Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Uciekaliśmy przed wojną. Okazało się, że ludzie są tu dla nas bardzo mili. Zaakceptowali nas - mówi. - Ale też nie wiedzieliśmy, że będzie tak ciężko. Od 11 dni czekamy na przyjęcie wniosku o azyl. Miało to trwać znacznie krócej. Jesteśmy tym wszystkim potwornie zmęczeni - dodaje po chwili zastanowienia.

Te 11 dni Jahed spędza pod gołym niebem, w pobliżu ośrodka. Nie chce iść do obozu. Wystarczająco złą sławę obozy zyskały już na Węgrzech. W Niemczech warunki są ponoć bez porównania lepsze, ale problem przeludnienia daje się coraz bardziej we znaki. W niewielkiej sali śpi zwykle po kilka rodzin. Nie ma szans na odrobinę prywatności.

REKLAMA

Ośrodek w berlinie, gdzie uchodźcy przychodzą złożyć wnioski o azyl w Niemczech Ośrodek w berlinie, gdzie uchodźcy przychodzą złożyć wnioski o azyl w Niemczech, fot. PolskieRadio.pl/Marcin Nowak

Jahed woli zostać na trawniku. Poczekać na azyl. Nie chce przegapić swojej szansy, gdy jest już u celu. Wciąż liczy, że w Niemczech jego dzieci będą mogły wrócić do nauki i może kiedyś praktykować tu jako pełnoprawni lekarze. Ale tak naprawdę nie wie, co przyniesie jutro. - Tylko Bóg to wie. Ja nie wiem nawet, co będę robił za 5 minut, a co dopiero jutro - podsumowuje.

Chłopcy uzbrojeni w plastikową łyżkę

Powiązany Artykuł

uchodźcy1200.jpg
Imigranci w Europie

Odchodzimy ze Stevem. Widać, że ta rozmowa nie była dla niego łatwa. Cały czas przejmuje się losem swoich rodaków. - Będzie jeszcze gorzej. Ludzie zjeżdżają tu, co chwila całymi rodzinami. A na to nikt nie jest przygotowany. Do tego mamy istny kocioł. Z jednej strony masz szyitów, z drugiej sunnitów. Są jeszcze Kurdowie i Afgańczycy. To beczka prochu, która może w każdej chwili wybuchnąć. Wyobrażasz sobie, że wśród tych ludzi są nawet zwolennicy tego sk... Baszara al Assada?! - nie może opanować nerwów.

Pytam się go o incydent z nożem, o którym Laszlo powiedzieli ochroniarze. - Z nożem? Jakim nożem? Byłem tego świadkiem. Dwójka chłopców została wyciągnięta z namiotu, gdzie spożywali posiłek. Na zewnątrz lało, oni chcieli spokojnie zjeść w środku. Ale z jakiś absurdalnych przyczyn - wszystkie namioty są zamykane po godzinie 17 - oburza się. Na chwilę łapie oddech, próbuje się uspokoić. - Chłopcy nie chcieli wyjść, więc zostali pobici. Jeden miał 12, drugi 16 lat. Uzbrojeni byli co najwyżej w plastikową łyżkę. Mam zdjęcia, jak ich urządzili miejscowi ochroniarze. Starszy ma nawet połamane kości - wyjaśnia i pokazuje mi film z zalewającym się łzami 12-latkiem. Skąd taka agresja? - Nie wiem stary. Może dlatego, że większość z tutejszych ochroniarzy jest pochodzenia tureckiego. Cholera wie. Wszyscy są tu już na skraju wyczerpania nerwowego - kończy Steve.

REKLAMA

Jeden z chłopców pobitych przez ochroniarzy w LeGeSo, fot. Steve Al Jundi Jeden z chłopców pobitych przez ochroniarzy w LaGeSo, fot. Steve Al Jundi

W drodze powrotnej myślę o tych wszystkich uchodźcach zmierzających do Niemiec z nadzieją na lepsze życie. I wiem, jak przykre czeka ich zderzenie z rzeczywistością. Tu nie ma dla nich ziemi obiecanej. Zerkam na telefon. Zbliża się godzina 17. Zaraz znów będą wyrzucać z namiotów. Chwilę później nad Berlinem, jakby celowo - rozpętuje się burza.

Reportaże szlakiem uchodźców:

Bombardowania, gaz, snajperzy - syryjska codzienność (z Budapesztu)

"Proszę pomóżcie. Jestem bardzo zmęczona"  (z Budapesztu)

REKLAMA

Ziemia Obiecana (z Berlina)

Marcin Nowak, PolskieRadio.pl

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej