Warszawa: czterech lekarzy winnych śmierci 3-letniego Jasia. Sąd: nonszalancja, niefrasobliwość, grube niedbalstwo

Czworo lekarzy jest winnych ws. śmierci 3-letniego Jasia, który zimą 2008 r. zmarł na sepsę - orzekł we wtorek warszawski sąd, skazując ich na kary roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata i grzywny. Dwoje lekarzy sąd uniewinnił.

2015-10-13, 23:59

Warszawa: czterech lekarzy winnych śmierci 3-letniego Jasia.  Sąd: nonszalancja, niefrasobliwość, grube niedbalstwo
W 2008 r. chłopiec zachorował na ospę wietrzną, po której wystąpiły powikłania. Odsyłany od lekarza do lekarza 3,5-latek zmarł na sepsę. Foto: TVN24/x-news

Posłuchaj

Rzeczniczka prasowa Sądu Okręgowego w Warszawie Ewa Leszczyńska-Furtak powiedziała, że sąd uznał, że lekarze nieumyślnie narazili dziecko na niebezpieczeństwo utraty życia (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Zimą 2008 r. 3-letni wówczas Jaś zaraził się ospą wietrzną od swojego brata. Po chorobie doszło do powikłań. Stan chłopca pogarszał się. Odsyłano go z placówki do placówki. Chłopcem zajmowali się lekarze ze szpitali przy ulicy Niekłańskiej i Litewskiej w Warszawie. 29 grudnia 2008 r. dziecko zmarło na sepsę.

Proces trwał 3 lata. Wyrok Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście jest nieprawomocny.

- Nonszalancja, niefrasobliwość, grube niedbalstwo - podkreślał sąd uzasadniając wyrok. Wszyscy skazani - według sądu - popełnili błędy, które doprowadziły do pogorszenia stanu zdrowia dziecka lub źle rozpoznali stan dziecka. - 3-letni Jaś, który zmarł w wyniku sepsy, nie był dzieckiem zaniedbanym. Cały czas znajdował się pod opieką lekarzy. To na nich spoczywał obowiązek zdawania sobie sprawy z powagi sytuacji - podkreślał sąd, uzasadniając skazanie czworga lekarzy w tej sprawie.

TVN24/x-news

REKLAMA

"Każdy z lekarzy mógł odwrócić błędy"

Sędzia Małgorzata Drewin, odnosząc się do poszczególnych skazanych podkreślała, że lekarze broniąc się, próbowali obciążać rodziców chłopca i ich postawę. - Co rusz sąd natykał się na takie kwiatki polegające na nieumiejętności przyznania się oskarżonych do popełnionego błędu - powiedziała. - To nie na pacjencie spoczywa obowiązek zdawania sobie sprawy z sytuacji, z zagrożenia życia; to na lekarzu - jako na gwarancie - spoczywa ten obowiązek zdawania sobie sprawy z powagi sytuacji - mówiła sędzia. Jako przykład podawała wyjaśnienia lekarzy, którzy np. mówili, że np. dziecko nie powinno znaleźć się na SOR tylko powinno być zawiezione do przychodni. - W zderzeniu z przysięgą Hipokratesa te słowa powodują, że trzeba zastanowić się nad tym, jak dalece piękno zawodu medyka zostało zmienione na jakieś nędzne, drobne formalne miedziaki - powiedziała sędzia.

Powiedziała również, że z akt wynika m.in., iż każdy z lekarzy, do którego dziecko trafiało, mógł odwrócić błąd popełniony przez poprzednika. - Zaniechanie każdego z lekarzy było początkiem zaniechań kolejnych - mówiła sędzia.

Podawała przykłady sprzecznych interpretacji dokonywanych przez lekarzy. Jeden ze skazanych (ze szpitala na Niekłańskiej) skierował rodziców do innego szpitala - na ul. Litewską, zastrzegając, że sprawa jest pilna, więc muszą jechać własnym autem. Z kolei lekarka, która ich przyjęła w szpitalu na Litewskiej - powołując się na fakt, że przyjechali własnym autem, uznała, że stan nie może być aż tak zły, skoro nie skorzystano z karetki.

"Rodzice nie musieli zdawać sobie sprawy z powagi sytuacji"

Dodała, że lekarze powoływali się też na fakt, że rodzice nie byli przekonani do hospitalizacji dziecka, mimo że w sytuacji zagrożenia życia dziecka powinni sami podejmować takie decyzje. Sędzia podkreślała, że rodzice nie musieli zdawać sobie sprawy z powagi sytuacji. Sąd zwracał też uwagę - uzasadniając wyrok - że skazani lekarze, mimo że mieli wyniki badań dziecka, nie zdecydowali się np. na podanie antybiotyku.

REKLAMA

Podkreślała równocześnie, że żadnemu z oskarżonych nie został postawiony zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. - Nie oskarżeni wywołali stan zagrożenia dla życia; oskarżeni jedynie, albo aż, nie podjęli właściwych działań, by to niebezpieczeństwo zmniejszyć lub odwrócić - powiedziała.

Dodała, że zdaniem biegłych do śmierci mogło dojść nawet wtedy, gdyby leczenie było prawidłowe, ale działanie lekarzy mogło zmniejszyć niebezpieczeństwo. - Ta zasada rozstrzygana jest na korzyść oskarżonyc" - mówiła, dodając, że stąd zarzut nieumyślonego narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.

Równocześnie sąd uznał, że nie ma podstaw do orzeczenia zakazu wykonywania zawodu w przypadku całej czwórki lekarzy. Jak uzasadniała sędzia Drewin, zakaz taki ma prewencyjny charakter. - Po jednostkowym zachowaniu lekarzy nie można mniemać, że wykonywanie zawodu lekarza przez oskarżonych zagraża życiu i zdrowiu pacjentów - powiedziała.

Odnosząc się do dwójki uniewinnionych lekarzy (m.in. lekarza, który przyjechał do chłopca na domową wizytę - PAP), sędzia podkreślała, że podjęte przez nich działania były prawidłowe i nie wpływały na całą sprawę.

REKLAMA

Mama chłopca Anna Kęsicka nie kryła rozczarowania wyrokiem. - Jaś nie żyje prawie siedem lat. My się będziemy odwoływać, bo sytuacja, w której sąd bez żadnych wątpliwości stwierdza winę lekarzy, mówi o ich niedouczeniu, niedokształceniu, a jednocześnie nie odbiera im prawa do wykonywania zawodu, jest skandaliczna i absolutnie nieetyczna - mówiła.

TVN24/x-news

Jak dodała, wyrok nie jest satysfakcjonujący. - To są kary, które dostają w tym kraju osoby za posiadania jointa. Wystarczy poczytać na forach. Ci ludzie, korzystając z tego, że nosili białe fartuchy i byli uprawnieni do udzielania pomocy naszemu dziecku, potraktowali je jak paczkę - dodała.

Mecenas Orżewska zapowiedziała, że apelacja obejmie też kwestie uniewinnienia dwójki lekarzy. Zarówno ona jak mama chłopca podkreślały, że zdaniem biegłych wina całej szóstki "była jednoznaczna".

REKLAMA

IAR,PAP,kh

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej