Joanna Kluzik-Rostkowska: propozycja zmian w obowiązku szkolnym to dewastacja systemu
- To sentymentalny powrót do czasów edukacji rodem z XX wieku - stwierdziła była minister edukacji narodowej.
2015-12-04, 20:03
Posłuchaj
W piątek posłanka Prawa i Sprawiedliwości Marzena Machałek i minister edukacji Anna Zalewska zaprezentowały projekt dotyczący zmiany wieku obowiązku szkolnego, m.in. odejścia od obowiązku szkolnego dla sześciolatków i wprowadzenia go dla siedmiolatków.
Nowelizacja ma też umożliwić rodzicom dzieci sześcioletnich, którzy w tym roku posłali je do pierwszej klasy, ponowne zapisanie ich do pierwszej klasy w przyszłym roku.
- PiS przedstawiło projekt zmian w ustawie oświatowej, który ma być sentymentalnym powrotem do przeszłości, czyli sytuacji, kiedy obowiązek szkolny będą miały dzieci siedmioletnie, a sześcioletnie tylko wtedy, kiedy rodzice będą tego chcieli - oceniła Joanna Kluzik-Rostkowska.
- PiS mówi: chcemy dać wolność rodzicom, ponieważ to rodzic wie najlepiej, co jest dobre dla jego dziecka. Ok, ale tak naprawdę PiS mówi: rodzic wie najlepiej, co jest dobre dla dziecka między szóstym a siódmym rokiem życia. Jeśliby podejść do tego czysto logicznie bez emocji, to trzeba też uszanować wolność rodziców dzieci w każdym wieku - oświadczyła była szefowa MEN.
Wskazała, że jeśli rodzic wie lepiej, to dlaczego nie należy uszanować sytuacji, gdy jeden rodzic uważa, że do szkoły powinno pójść dziecko czteroletnie, a drugi, że dziecko, które ma lat dziewięć.
- Dlaczego też nie uszanować sytuacji, gdy jeden rodzic mówi: mojemu dziecku potrzeba 10 godzin matematyki, a drugi mówi: nie, nie, on i tak sobie nie da rady, wolałbym by w szkole matematyki nie było - oznajmiła.
"Te propozycje są daleko idącym krokiem wstecz"
Jak zaznaczyła, w jej odczuciu propozycja Prawa i Sprawiedliwości to dewastacja bardzo dobrze istniejącego systemu oraz podcinanie skrzydeł dzieciom.
- Tak dziwnie się składa, że w ponad 130 krajach świata dzieci rozpoczynają naukę w wieku lat sześciu, a nawet wcześniej. Pani premier Beata Szydło mówiła, że najważniejszym słowem w ciągu najbliższych lat będzie słowo "rozwój". Tymczasem te propozycje są daleko idącym krokiem wstecz - stwierdziła.
- Nie rozumiem dlaczego PiS pokłada tak niewielką wiarę w umiejętności polskich sześciolatków. Jak to jest możliwe, że w większości krajów świata dzieci są gotowe, by rozpoczynać naukę w wieku lat sześciu, lub wcześniej, natomiast polskie dzieci - zdaniem PiS - to są jakieś dziwne dzieci, które powinny zaczynać naukę rok później - powiedziała Kluzik-Rostkowska.
Wyliczyła też skutki zapowiedzianych zmian. - 1 września 2016 roku do szkoły będzie gotowych 91 tys. dzieci siedmioletnich, to są te dzieci, którym odroczono obowiązek szkolny w 2015 roku. Tych dzieci powinno być znacznie więcej, ok. 400 tys. To oznacza sytuację, w której nauczyciel wczesnoszkolny przyjdzie objąć pierwszą klasę, a tej klasy nie będzie. Dla ok. 20 tys. nauczycieli wczesnoszkolnych, którzy powinni pracować z tą klasą oznacza to trzy lata bez pracy - wskazała.
Według niej, w największych miastach uda się uzbierać klasę, ale w małych miejscowościach nie. - Kiedy zapytaliśmy o to w Sejmie, pani wiceminister edukacji Teresa Wargocka odpowiedziała, że to żaden problem, bo istnieją klasy łączone i po prostu dołączy się te dzieci do klasy drugiej. Wtedy możemy mieć sytuację, że dziecko sześcioletnie znajdzie się w jednej klasie z ośmiolatkiem - zauważyła.
- Mam poczucie, że PiS bardzo rozpaczliwie poszukuje sposobu, żeby te klasy w 2016 roku nie były puste i bardzo liczy na taki instrument, który naprawdę wydaje się kuriozalny, to znaczy na sytuację, w której rodzice sami zdecydują, że ich dziecko zostanie na drugi rok w tej samej klasie - zaznaczyła.
W jej opinii, to jest propozycja dla większości dzieci krzywdząca. - Bo albo mamy dzieci, które sobie bardzo dobrze radzą w pierwszej klasie i nie ma potrzeby, żeby one były w pierwszej klasie po raz drugi, a jeżeli są dzieci, które mają jakiś kłopot, to tym dzieciom trzeba pomóc. Na pewno nie będzie najefektywniejszą pomocą, w której będą musiały jeszcze raz dokładnie robić to samo od litery A do Z, tylko w innej grupie dzieci i z inną panią - zwróciła uwagę.
Jej zdaniem, także dzieci, które mają teraz pięć lat i są w obowiązkowej edukacji przedszkolnej będą musiały pozostać w niej jeszcze jeden rok. - Znowu całą grupę dzieci skazuje się na to, żeby drugi rok robiły to samo. Jak się to też ma do słowa "rozwój", bo bardzo trudno się domyśleć? - zapytała.
Kluzik-Rostkowska zwróciła też uwagę, że sytuacja prawie pustego rocznika będzie się ciągnęła przez kolejne lata przez wszystkie etapy edukacji do matury.
PAP, IAR, kk
REKLAMA