Liga Europy: gorzkie pożegnanie z europejskimi pucharami. Lech i Legia znów dostały bolesną lekcję
Lech Poznań i Legia Warszawa przegrały ostatnie mecze w swoich grupach Ligi Europy i w marnym stylu żegnają się z europejskimi pucharami. Jesień w wykonaniu czołowych polskich klubów była dużym rozczarowaniem.
2015-12-11, 10:04
Posłuchaj
"Włoska drużyna przewyższała nas pod każdym względem" - podsumował inny obrońca Legii Bartosz Bereszyński (IAR)
Dodaj do playlisty
Jeszcze przed czwartkowymi meczami wiadomo było, że zarówno Lech Poznań, jak i Legia Warszawa będą potrzebować prawdziwego cudu, by dostać się do kolejnej rundy Ligi Europy. Pierwszym warunkiem do tego, by myśleć o dalszej grze było jednak wygranie swoich meczów. Oba zespoły poległy już na tym etapie.
Legia Warszawa z Napoli aż 2:5, a różnica klas była widoczna bardzo wyraźnie, szczególnie gdy weźmie się pod uwagę fakt, jaki skład wystawiła na to spotkanie trzecia drużyna Serie A. Na Stadio San Paolo wybiegli zawodnicy, którzy w trwającym sezonie grają mało i raczej nie mają miejsca w pierwszej jedenastce Maurizio Sarriego. Co więcej, jego zespół nie musiał wygrać, pierwsze miejsce zapewnił sobie już wcześniej i to w sposób bezdyskusyjny, zapisując na swoim koncie komplet zwycięstw.
Powiązany Artykuł

Liga Europy: Legia kończy grę w rozgrywkach z bagażem pięciu goli
Rezerwy Włochów dały Legii kolejną bolesną lekcję futbolu, w pierwszej połowie nie pozwalając wicemistrzom Polski dosłownie na nic. Piłkarze Stanisława Czerczesowa przed meczem wypowiadali się z optymizmem, zapowiadali walkę nie tylko o zwycięstwo, ale o awans do kolejnej rundy. Na zapowiedziach jednak się skończyło i można zaryzykować stwierdzenie, że gdyby Napoli musiało wygrać wyżej, nie miałoby z tym większych problemów.
Legioniści przez początkowe 45 minut mieli bardzo duże problemy nie tyle z tym, by zagrozić bramce rywali. Trudno im było za pomocą kilku podać choćby wydostać się z własnej połowy. Można było spodziewać się porażki, ale styl, w którym odpadła Legia, był wyjątkowo rozczarowujący. Jeśli można wyróżniać któregokolwiek z zawodników, to na pochwałę zasługuje Aleksandar Prijović, który po wejściu na boisko zaliczył asystę i bramkę. Paradoksalnie, w tym sezonie jest to zawodnik, który zebrał najwięcej chyba najwięcej słów krytyki za swoje występy.
REKLAMA
Oprócz niego starał się także Brazylijczyk Guilherme, który kilka razy wygrywał pojedynki z obrońcami rywali. Dużo więcej nie był w stanie zrobić. Fatalny mecz zaliczyła obrona warszawskiego zespołu, środek pola praktycznie nie istniał i nie dość, że nie rozgrywał, to nie wybijał też rywali z uderzenia. Wystarczy napisać, że w drużynie rywali grał 20-letni Nathaniel Chalobah, wypożyczony z Chelsea piłkarz, dla którego był to dopiero 3. mecz w Lidze Europy. W Serie A nie zaliczył nawet minuty, a w czwartkowym spotkaniu wyglądał na tle przeciwników na piłkarza klasy światowej.
Stanisław Czerczesow na konferencji prasowej wystąpił w swoim stylu, ale musiał przyznać to, co było widać gołym okiem.
- Nie lubię oceniać drużyny przeciwnika, po to jest trener danej drużyny. Niemniej, odpowiem na pytanie. Patrząc na obie drużyny, to na dzień dzisiejszy nie mamy żadnych szans by grać na równi z Napoli. Ludzie w Neapolu są bardzo serdeczni, ale niestety, nie przekłada się to na boisko - mówił szkoleniowiec.
Źródło: Legia.com/x-news
REKLAMA
Ubiegły sezon był dla Legii udany jeśli chodzi o rozgrywki grupowe Ligi Europy. Zespół Henninga Berga wyglądał w europejskich pucharach bardzo dobrze, a kres marzeniom położył dopiero mecz z Ajaksem Amsterdam w fazie pucharowej. Tym razem zimny prysznic przyszedł wcześniej.
Od Stanisława Czerczesowa chyba nikt nie oczekiwał rewolucji, która pozwoli na włączenie się do walki o awans. Rosyjski szkoleniowiec musi skupić się na tym, by wywalczyć tytuł mistrza Polski na setne urodziny klubu. Ewentualna wygrana w Ekstraklasie sprawi jednak, że znów pojawią się komentarze dotyczące szans na grę w Lidze Mistrzów. Wszyscy związani z polską piłką czekają w końcu na ten moment już blisko dwie dekady.
Tegoroczny występ w Europie na pewno nie pozwala, by patrzeć na to z optymizmem. Klub potrzebuje dużych zmian. Być może organizacyjnie jest na poziomie, który pozwala na grę w europejskiej elicie, ale nie da się tego powiedzieć o piłkarskim poziomie drużyny. Nie jest to jednak problem wyłącznie Legii.
Lech - małymi krokami do przodu
Mistrz Polski z Janem Urbanem za sterami nabrał wiatru w żagle, ale wciąż go za mało, by pożeglować do fazy pucharowej. Podobnie jak w przypadku Czerczesowa, do trenera nie można mieć o to pretensji. Szkoleniowiec wydobył zespół z kryzysu i sprawił, że "Kolejorz" powoli odrabia stratę do czołówki ligowej tabeli.
REKLAMA
Pożegnanie z Europą sprawi, że klub będzie mógł skupić się tylko na lidze i ratowaniu sezonu. W takiej sytuacji gra na dwóch frontach byłaby zabójcza. Nawet gdyby Lech wygrał spotkanie z Basel, przy zwycięstwie Fiorentiny z Belenenses nie mógł liczyć na awans. Faktem jest jednak, że w tym roku grał ze szwajcarskim zespołem po raz czwarty. Przegrał wszystkie spotkania, w żadnym z nich nie mając realnej szansy na triumf. Biorąc pod uwagę wyniki, trudno mówić o różnicy klas, ale zespół Basel za każdym razem wyglądał, jakby miał wszystko pod kontrolą.
- Przegraiśmy ze Szwajcarami po raz czwarty. Można by powiedzieć, że to dla nas wciąż za wysokie progi, ale moim zdaniem dzisiaj nie zasłużyliśmy na porażkę - mówił po meczu Jan Urban.
W czwartkowym meczu "Kolejorz" miał swoje sytuacje, mógł zdobyć bramki, jednak zawiodła skuteczność. Na tym poziomie w starciu z klasowymi zespołami trzeba wykorzystywać każdą sytuację.
Lech zakończył zmagania w grupie D na trzecim miejscu. Mistrzowie Polski zgromadzili pięć punktów, tyle samo co Belenenses. Awans do 1/16 finału wywalczyły FC Basel (13 pkt) i Fiorentina (10 pkt). Faworyci zagrali zgodnie z oczekiwaniami, a jedyne zwycięstwo "Kolejorz" zaliczył w meczu z Włochami, mając przy tym dużo szczęścia, którego najwyraźniej zabrakło z Basel.
REKLAMA
Powodów do wstydu po przegranej 0:1 jednak nie ma, zwłaszcza, gdy bierze się pod uwagę, jak trudny sezon przeżywa poznański klub. Wydaje się, że kibice mogą odetchnąć i skupić się na wspieraniu swojego zespołu na ligowym podwórku. Tam w ostatnim czasie Lech wygrywa praktycznie wszystko.
Pukanie do bram piłkarskiego raju, którym jest Liga Mistrzów, może zająć znacznie więcej czasu. Na wysokości oczekiwań stanęła świetnie grająca reprezentacja, polskie kluby jednak po raz kolejny nie pokonały poprzeczki. Czy tym razem była ona zawieszona szczególnie wysoko? Nad tym można dyskutować, ale po raz kolejny czuć niedosyt nad tym, jak zaprezentowały się przed szeroką publicznością.
REKLAMA
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl
REKLAMA