Będzie "mocna" rezolucja ws. Korei Północnej. USA dogadały się z Chinami
Sekretarz stanu USA John Kerry porozumiał się z szefem MSZ Chin Wangiem Yi co do konieczności przygotowania "mocnej" rezolucji RB ONZ potępiającej Koreę Północną.
2016-01-27, 20:17
John Kerry spotkał się też w Pekinie z prezydentem Xi Jinpingiem. Prezydent Chin zapewnił, że współpracując Chiny i Ameryka mogą wspólnie rozwiązywać "ważne problemy globalne" oraz "dokonywać wielkich rzeczy" - podała agencja Xinhua.
Według agencji Associated Press szefowie dyplomacji USA i Chin odbyli tego dnia w Pekinie ponad czterogodzinne spotkanie.
Podczas konferencji prasowej po spotkaniu z Wangiem Kerry argumentował, że RB ONZ musi zareagować na ostatni test z bronią atomową, jaki 6 stycznia przeprowadziła Korea Północna.
Sekretarz stanu USA zwrócił jednocześnie uwagę, że wymiana handlowa między Chinami a Koreą Północną może stać się przedmiotem sankcji nałożonych przez ONZ. Kerry podkreślił, że ewentualne sankcje nie będą uderzać w mieszkańców Korei Płn. Przypomniał, że nałożenie restrykcji na Iran zmusiło władze w Teheranie do rozpoczęcia rozmów ze społecznością międzynarodową i dlatego podobna sytuacja może mieć miejsce w przypadku komunistycznego reżimu w Pjongjangu.
REKLAMA
- Zdecydowanie dotkliwsze sankcje nałożyliśmy na Iran, który nie dysponował bronią atomową, niż na Koreę Północną, która ma taki arsenał - tłumaczył Kerry.
Po spotkaniu z Kerrym Wang podkreślił, że Chiny zgadzają się na rezolucję w sprawie Korei Płn., jednak nie godzą się na nałożenie na ten kraj sankcji. - Sankcje nie są rozwiązaniem samym w sobie - mówił Wang, zwracając uwagę, że nowa rezolucja nie może prowadzić do dalszego wzrostu napięcia na Półwyspie Koreańskim.
Associated Press zwracała wcześniej uwagę, że w ostatnim czasie Pekin zdradzał oznaki zniecierpliwienia polityką Pjongjangu. Jednak Chiny nadal uznawane są za głównego sojusznika Korei Płn. Według AP Pekin obawia się konsekwencji załamania się reżimu w Pjongjangu, co doprowadziłoby do fali północnokoreańskich migrantów uciekających do Chin.
PAP, to
REKLAMA
REKLAMA