Przeszukano mazurską działkę gen. Czesława Kiszczaka. Są kolejne dokumenty?
Czwartkowe przeszukanie w domu letniskowym Kiszczaków w Wiknie pod Nidzicą trwało nieco ponad godzinę. Jak relacjonowali świadkowie, rano pod dom podjechały auta z policjantami i przedstawicielem IPN.
2016-02-18, 14:04
Posłuchaj
Osobnym autem przyjechał mężczyzna, który otworzył furtkę. W domu Kiszczaków przebywali nieco ponad godzinę, zaglądali też pod tuje otaczające posesję. Według jednego z sąsiadów, który obserwował akcję, jeden z policjantów wyniósł reklamówkę, w której była koperta lub dwie. Z mediami nikt z obecnych w domu letniskowym nie rozmawiał.
Powiązany Artykuł
![Akta_Instytut_Pamięci_Narodowej_IPN free 1200.jpg](http://static.prsa.pl/images/d971c518-8e06-4ac0-b08c-ce0252ba629b.jpg)
IPN o dokumentach Kiszczaka
W wydanym w czwartek komunikacie Instytut Pamięci Narodowej poinformował, że przeszukanie domu w Wiknie wiązało się ze śledztwem "w sprawie ukrycia przez osobę do tego nieuprawioną dokumentów podlegających przekazaniu Instytutowi Pamięci Narodowej". Prezes Instytutu Łukasz Kamiński tłumaczył, że "trzeba sprawdzić obie nieruchomości należące do gen. Kiszczaka, czy tam nie zachowały się jakieś dokumenty".
"Pewnie się spaliło w pożarze"
Wikno to niewielka wieś pod Nidzicą, w której więcej jest domów letniskowych, niż całorocznych. Dom Kiszczaków stoi nad samym brzegiem jeziora, jest otoczony innymi domami teraz zamkniętymi na głucho. Domy ma tu wielu warszawiaków, niektórzy zaglądają tu przez cały rok. Jeden z takich mieszkańców powiedział, że "szczerze wątpi w to, by cokolwiek udało się tu znaleźć". - Nawet jeśli Kiszczak coś tu wywiózł, to pewnie się to spaliło w pożarze, który wybuchł tu kilka lat temu - dodał.
Czesław Kiszczak miał drewniany dom w Wiknie od wielu lat. 2 sierpnia 2010 r. (tj. dokładnie w 21. rocznicę objęcia przez Kiszczaka stanowiska premiera, na którym po 15 dniach zastąpił go Tadeusz Mazowiecki) na daczy wybuchł pożar. Strawił on nie tylko budynek, ale również garaż i dwa samochody. Nikt nie ucierpiał, ale z wnętrza domu, jak oceniał właściciel, praktycznie nic nie udało się uratować.
REKLAMA
Po pożarze prowadzono śledztwo, w którym biegli oceniali, że źródłem ognia mogło być jedno z aut, stojące w garażu. Nie znaleziono jednak śladów zwarcia instalacji elektrycznej wozu ani dowodów na umyślne podpalenie. Dlatego Prokuratura Rejonowa w Nidzicy umorzyła śledztwo w tej sprawie.
Kiszczakowie po pożarze odbudowali dom w Wiknie. Ten obecny także jest drewniany, ma kamienną podmurówkę. Posesja jest ogrodzona, furtki są zamknięte na klucz.
Lech Wałęsa "Bolek"
We wtorek wieczorem prokuratorzy IPN dokonali przeszukania w domu wdowy po gen. Kiszczaku. Zabezpieczono materiały - w ramach wszczętego w ub.r. śledztwa w sprawie ukrycia akt podlegających przekazaniu Instytutowi Pamięci Narodowej. Przejęto rękopisy, maszynopisy i fotografie - w sumie sześć pakietów.
REKLAMA
- Według opinii uczestniczącego w badaniu dokumentów z domu gen. Czesława Kiszczaka eksperta-archiwisty są one autentyczne - poinformował szef IPN. - Osoba, która to widziała, jest pewna. Ta pewność wynika z wiedzy. Nasi archiwiści potrafią oceniać, znając inne tego typu materiały z naszych zasobów; zwracają uwagę na pewne cechy tych dokumentów, sposób ich sporządzania i na tym jest oparta ta opinia - powiedział Łukasz Kamiński.
Dwie teczki
Jak mówił, w zapieczętowanym pakiecie znajdowała się papierowa paczka zawierająca dwie teczki. Na tej paczce była przyklejona koperta zaadresowana: "Do dyrektora Archiwum Akt Nowych w Warszawie, do rąk własnych". - W kopercie znajduje się odręcznie napisany list z kwietnia 1996 r., w którym Czesław Kiszczak informuje o przekazaniu do Archiwum Akt Nowych akt dokumentujących współpracę Lecha Wałęsy z SB; list wraz z paczką zawierającą obie teczki nie został wysłany - powiedział.
Kamiński poinformował, że akta, które zostały poddane oględzinom, składają się z teczki personalnej i teczki pracy tajnego współpracownika o pseudonimie "Bolek".
REKLAMA
W teczce personalnej znajduje się 90 kart dokumentów. - Teczka jest w oryginalnych okładkach. W teczce personalnej, podzielonej na dwie części, znajdują się dwa spisy zawartości dokumentów. Opisy zawartości odpowiadają stanowi faktycznemu dokumentów znajdujących się w teczce - relacjonował.
- W teczce personalnej znajduje się koperta, a w niej odręcznie napisane zobowiązanie do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa podpisane: Lech Wałęsa "Bolek". Wśród dokumentów znajdujących się w tej teczce są również m.in. odręczne, podpisane pseudonimem "Bolek", pokwitowania odbioru pieniędzy - mówił Kamiński.
Jak zaznaczył, w teczce pracy tajnego współpracownika, liczącej 279 kart, w oryginalnych okładkach znajdują się liczne doniesienia tajnego współpracownika pseudonim "Bolek" oraz notatki funkcjonariuszy SB ze spotkań z tajnym współpracownikiem pseudonim "Bolek".
Podkreślił, że dokumenty znajdujące się w obu teczkach obejmują lata 1970-1976. - Osoba, która to widziała, jest pewna autentyczności. Ta pewność wynika z wiedzy. Nasi archiwiści potrafią oceniać, znając inne tego typu materiały z naszych zasobów; zwracają uwagę na pewne cechy tych dokumentów, sposób ich sporządzania i na tym jest oparta ta opinia" - zaakcentował Kamiński.
REKLAMA
Opisywane a nie badane
Szef IPN poinformował na konferencji prasowej, że materiały te nie są na razie badane pod względem historycznym, a jedynie opisywane. Po zakończeniu prac materiały zostaną przekazane do archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, gdzie będą dostępne.
Łukasz Kamiński podkreślił, że otwarto tylko dwa z sześciu pakietów dokumentów, znalezionych w domu wdowy po Czesławie Kiszczaku.
TVN24/x-news
Przebywający obecnie za granicą Lech Wałęsa odniósł się do doniesień IPN jeszcze przed konferencją Instytutu. Były prezydent napisał w czwartek rano na swoim mikroblogu w serwisie wykop.pl.: "Nie może być żadnych materiałów mojego pochodzenia. Gdyby były, nie byłoby potrzeby podrabiać. W sądzie to udowodnię".
REKLAMA
"Należy te dokumenty chronić"
We wtorek wdowa rano po gen. Czesławie Kiszczaku, Maria Kiszczak spotkała się z prezesem IPN. Przedstawiła zapisaną obustronnie odręcznie kartkę "Informacja opracowania ze słów T.W. "Bolek" z odbytego spotkania w dniu 16 XI 74 r." datowaną: Gdańsk, dn. 16.11.74, opatrzoną w lewym górnym rogu nagłówkiem "źrodł. T.W. "Bolek", przyj. rez. "Madziar", wpłyn. 16 XI 74 r., odeb. kpt. Z. Ratkiewicz". Maria Kiszczak miała powiedzieć, że ma więcej tego typu dokumentów i zaoferować Instytutowi ich sprzedaż za 90 tys. zł. Wdowa - w wypowiedzi dla mediów - zaprzeczała natomiast, by przynosząc dokumenty do IPN, miała na celu ich sprzedaż.
Jak relacjonował prezes IPN, o sprawie poinformowano naczelnika Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie. We wtorek po południu prokurator IPN, w asyście policji, podjął w miejscu zamieszkania wdowy po Kiszczaku czynności mające na celu zabezpieczenie dokumentów podlegających przekazaniu do IPN.
- Tam przy tych dokumentach Wałęsy był odręcznie napisany przez mojego męża taki list. Mówił, że ze względu na dobro tego człowieka, Wałęsy, który jest bohaterem Polski, należy te dokumenty chronić. I mąż powiedział, że tylko można je dopiero ujawnić po kilku latach. Ja nie widziałam tego, to było wewnątrz. Nie widziałam tego pisma, bo tak bym zrobiła" - powiedziała Maria Kiszczak w TVN24 w czwartek.
Pytana, dlaczego akurat teraz zdecydowała się na przekazanie tych dokumentów podkreśliła, że tak radził jej mąż, mówiąc: "jak będziesz mieć jakieś kłopoty, to zanieś te dokumenty do IPN". Dopytywana, czy oferowała Instytutowi sprzedaż tych materiałów powiedziała: "to znaczy tak rozmawialiśmy, ja rozmawiałam na temat kosztów, rozmawiałam, jakie koszty poniosłam, co mnie jeszcze czeka. Pewnie, że mi potrzeba jeszcze pieniędzy, bo jest do zrobienia ten pomnik".
***
Były prezydent Lech Wałęsa był oskarżany o bycie TW "Bolkiem", wiele razy temu zaprzeczał. W 2000 r. Sąd Lustracyjny orzekł, że Wałęsa złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne, iż nie był agentem służb PRL. Sąd uznał wówczas, że SB fałszowała akta dotyczące Wałęsy i nie ma - oprócz wypisu z rejestru SB - jakiegokolwiek dowodu, który potwierdzałby fakt współpracy Wałęsy jako TW "Bolek".
W 2010 r. pion lustracyjny IPN uznał, że nie wystąpi o wznowienie procesu lustracyjnego Wałęsy, bo ocenił, że wydana przez Instytut słynna książka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" autorstwa Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "nie przynosi nowych faktów". Książka stawiała tezę, że Wałęsa był agentem SB w początkach lat 70., a jego proces lustracyjny był nierzetelny.
W styczniu 2016 r. Wałęsa poprosił IPN o zorganizowanie spotkania z osobami, które zarzucają mu agenturalną przeszłość, jednak na początku lutego nie zgodził się na proponowane przez Instytut warunki debaty. IPN uznał, że w tej sytuacji do debaty nie dojdzie.
Do udziału w debacie zostali zaproszeni Cenckiewicz i Gontarczyk, a także reżyser Grzegorz Braun, dr Andrzej Drzycimski (odmówił udziału), dr Grzegorz Majchrzak, Piotr Semka, dr hab. Jan Skórzyński (odmówił udziału) i Paweł Zyzak. Debatę miał poprowadzić dziennikarz Adam Hlebowicz.
Lech Wałęsa w piśmie, które opublikował na swoim blogu, pisał, że proponuje publiczny finał sprawy tzw. Bolka, mając na względzie prawdę historyczną, powołując się na właściwą rolę IPN, a jednocześnie trwający nieustannie stalking, "tak w tradycyjnych środkach przekazu medialnego, jak i w przestrzeni internetowej".
REKLAMA
IAR,PAP,kh
REKLAMA