TVN24/x-news
O zorganizowanie w Polsce referendum w sprawie przyjmowania uchodźców apeluje ruch Kukiz'15.
REKLAMA
IAR/PAP/iz
2016-02-24, 18:00
Jego zdaniem, wprowadzenie obowiązkowych kwot przyjmowania imigrantów bez skonsultowania tego ze społeczeństwem byłoby nadużyciem władzy.
Victor Orban powiedział, że tak zwane kwoty imigrantów nakreśliłyby nowe etniczne, kulturowe i religijne mapy Węgier oraz całej Europy.
Na konferencji prasowej podkreślił, że do tej pory żaden z europejskich rządów nie zdecydował się na zasięgnięcie opinii obywateli w tej sprawie. Nie odpowiedział jednak na pytanie, czy poda się do dymisji, jeśli społeczeństwo opowie się za kwotami.
O rozdzieleniu 120 tys. uchodźców postanowili we wrześniu unijni ministrowie spraw wewnętrznych znaczną większością głosów. Przeciwko były Czechy, Słowacja, Rumunia i Węgry, natomiast Finlandia wstrzymała się od głosu. Jednak tylko Słowacja oświadczyła później, że nie podporządkuje się tej decyzji i zaskarżyła ją przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości.
REKLAMA
Słowacki premier Robert Fico uważa, że pomysł jest nieuzasadniony i nielogiczny, ponieważ - jak pokazuje dotychczasowe doświadczenie - nie ma szans na powodzenie.
- Ta decyzja o kwotach została podjęta wbrew europejskiemu prawu. Kwoty uważamy za niemożliwe do zrealizowania. Praktyka pokazuje, że kwoty są fiaskiem - powiedział Robert Fico po posiedzeniu rządu, na którym zatwierdzono wystąpienie z pozwem.
Do ostatniej chwili ważyły się też losy przyłączenia się do pozwu Czech. Proponował to między innymi czeski minister finansów i wicepremier Andrej Babisz. Ostatecznie gabinet Bohuslava Sobotki zrezygnował z udziału w batalii prawnej.
Swój sprzeciw wobec kwot migracyjnych ostatecznie zgłosiła też Bułgaria, która wcześniej popierała unijny plan walki z kryzysem imigracyjnym. Szef bułgarskiej dyplomacji Daniel Mitow oświadczył, że jego kraj nie będzie przyjmować nowych uchodźców, niezależnie od oczekiwań Unii Europejskiej w tym zakresie.
REKLAMA
We wrześniu zeszłego roku UE przyjęła plan zakładający rozlokowanie 66 tysięcy uchodźców, z całkowitej liczby 120 tysięcy zaakceptowanej przez Komisję Europejską. Na jego mocy do Polski trafić ma około 5 tysięcy uchodźców. Do tego dochodzi 2 tysięcy osób, których przyjęcie Polska deklarowała wcześniej. Decyzja w sprawie pozostałych 54 tysięcy ma zostać podjęta za rok.
W marcu Komisja Europejska zamierza przedstawić propozycję wprowadzenia w UE stałego mechanizmu podziału uchodźców, który byłby uruchamiany automatycznie w sytuacji presji migracyjnej na jedno lub więcej państw unijnych. Dla każdego kraju wyliczano by kwoty uchodźców, które należy przyjąć. Kwoty mają być oparte na stałych kryteriach: liczby ludności, wielkości PKB, poziomu bezrobocia i dotychczasowej liczby azylantów.
Za tym systemem jest około połowy krajów UE, w tym Niemcy, Francja, Szwecja czy Włochy. Przeciw są przede wszystkim państwa Europy Środkowej i Wschodniej, w tym Polska. Niektóre państwa zaczęły już szukać alternatywy i rozważać przejęcie znaczącej liczby uchodźców syryjskich bezpośrednio z obozów w Turcji.
EBS/x-news
REKLAMA
Do "grupy przyjaciół przesiedleń uchodźców" należą Niemcy, Austria, kraje Beneluksu, Finlandia, Szwecja, Francja, Słowenia, Portugalia i Grecja. Liczą one, że możliwość dostania się do UE w legalny sposób w ramach przesiedlenia z obozów w Turcji zniechęci uchodźców do nielegalnego przeprawiania się przez Grecję i Bałkany Zachodnie.
Polska, tak jak cała Grupa Wyszehradzka, jest przeciwna obowiązkowemu rozdziałowi kolejnych migrantów. - Jesteśmy gotowi do tego, by pomagać humanitarnie, żeby przeznaczyć środki na pomoc, dla tych, którzy tej pomocy humanitarnej potrzebują, ale jesteśmy krytyczni, jeśli chodzi o przyjmowanie imigrantów do Polski - podkreśliła w listopadzie premier Beata Szydło.
TVN24/x-news
O zorganizowanie w Polsce referendum w sprawie przyjmowania uchodźców apeluje ruch Kukiz'15.
REKLAMA
IAR/PAP/iz
REKLAMA