Liga Mistrzów: Juventus nie dał rady "niemieckiej mentalności". Lewandowski podniósł Bayern z kolan
Środowe mecze Ligi Mistrzów w pełni zrekompensowały kibicom nudę, którą wiało z boiska we wtorkowych meczach. Bayern i Juventus stworzyły największe widowisko od lat, a ważną rolę odegrał w nim Robert Lewandowski.
2016-03-17, 11:15
Posłuchaj
Bayern był za burtą, ale wrócił do gry - relacjonuje Wojciech Szymański (IAR)
Dodaj do playlisty
We wtorek w Lidze Mistrzów kibice nie zobaczyli ani jednej bramki. Emocji dostarczyły dopiero rzuty karne w starciu Atletico z PSV, niedosyt jednak pozostał. Wszystko zostało jednak odrobione w środę, a stadion Allianz Arena zadrżał w posadach podczas spektaklu, który zafundowały drużyny mistrza Niemiec i mistrza Włoch.
Piękny mecz do przerwy, a potem smutek i wielkie rozczarowanie - tak włoscy komentatorzy podsumowują rewanżowy meczu Bayernu Monachium z Juventusem Turyn (4:2) w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Wypada zgodzić się z tym, że Juventus odpadł z podniesioną głową. I oczywiście można żałować mistrza Italii, bo właśnie takie mecze są solą futbolu, to właśnie na nie czeka się w najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywkach świata.
Kiedy wydawało się, że "Stara Dama" przyjeżdża do Monachium osłabiona, bez większych szans na awans do kolejnej rundy, piłka nożna znów pokazała, jak złudne bywają przedmeczowe oczekiwania i próby przewidywania scenariusza. Ten, który napisały oba zespoły w środowym spotkaniu, spokojnie można by określić mianem thrillera.
Od pierwszego gwizdka Włosi pokazywali, że zamierzają wykorzystać wszystkie swoje atuty. Kapitalna gra w obronie, błyskawiczne odbiory i jeszcze szybsze kontrataki - Juventus rozgrywał niesamowite zawody, w porównaniu ze statycznym i bezradnym Bayernem prezentował się o klasę lepiej i mógł wygrywać do przerwy wyżej niż 2:0.
REKLAMA
Nie mogło obyć się bez kontrowersji, jak przy prawidłowej bramce Alvaro Moraty, która jednak nie została uznana. Sędzia liniowy błędnie dopatrzył się spalonego.
Błąd za błędem, brak koncepcji - takiego Bayernu kibice nie oglądali dawno, Juventus zaś błyszczał.
Oklaski należą się Alvaro Moracie, wypuszczonym z Realu Madryt, co do teraz musi odbijać się czkawką "Królewskim". Na pachwały zasłużyła cała linia obrony, która długo powstrzymywała rywali, unikając niepewności i błędów.
REKLAMA
Druga połowa jednak musiała przynieść zmianę w grze bawarskiego zespołu. Eksperci podkreślają, że wpływ na to miały też zmiany, które przeprowadził Massimiliano Allegri. Juventus cofnął się głęboko, a trener zdecydował się zdjąć z boiska Khedirę i Moratę, którzy rozgrywali koncertowe zawody. Wystarczy przypomnieć bramkę, która uciszyła trybuny na Allianz Arena. Niesamowity rajd w takim spotkaniu tylko pokazał klasę Hiszpana.
Wielkie mecze muszą mieć jednak spektakularny zwrot akcji, by można było nazwać je kompletnymi. Tutaj oczywiście też go nie zabrakło. Manuel Neuer, który w pierwszej połowie nie był bezbłędny, odkupił swoje winy kapitalną interwencją tuż przed przerwą, ratując zespół od kolejnego ciosu, po którym Bayern mógłby się już nie podnieść.
Sygnał do walki dał jednak Robert Lewandowski, który wykorzystał kapitalne dośrodkowanie Douglasa Costy. Polak świetnie zamknął akcję i pokonał Buffona, choć można zastanawiać się, czy ten nie powinien wychodzić do piłki. Ten gol dał Bayernowi wiarę, podniósł z kolan drużynę Pepa Guardioli.
REKLAMA
- W przerwie mówiłem swoim piłkarzom, że nie wolno im dać sobie strzelić kolejnego gola, ale jeśli strzelimy go my, to wszystko może się stać, zwłaszcza z niemiecką mentalnością. Taki jest futbol - w jednej chwili grasz źle, a po chwili - znakomicie. W dogrywce liczył się już tylko jeden zespół, Bayern - powiedział Guardiola, który od przyszłego sezonu będzie prowadził Manchester City.
Wcześniej zespołowi z Monachium nie wychodziło wiele, Lewandowskiemu brakowało sytuacji, przegrywał większość pojedynków z żelaznymi obrońcami Juventusu, nie mógł zaistnieć w polu karnym. Kiedy jednak szansa się nadarzyła, wykorzystał ją bez żadnych skrupułów.
Ostatnie minuty? Desperacka obrona Juventusu i równie desperackie ataki piłkarzy Guardioli. Bramka wyrównująca po strzale Thomasa Muellera, euforia na stadionie. W tym momencie chyba wszyscy wiedzieli, że Bayern złapał "Starą Damę" i nie zamierza jej wypuścić z uścisku. Zawodnicy Allegriego wyglądali na złamanych, do tego doszło jeszcze koszmarne zmęczenie i utrata sił po pierwszej, niesamowitej połowie.
Wystarczyło spojrzeć na Douglasa Costę, który mimo że grał od początku, raz po raz rozrywał defensywę turyńczyków. Brazylijczyk wydawał się nie odczuwać trudów tego meczu, jakby oszczędzał się na właściwy moment. Dogrywka przyniosła to, co wydawało się nieuniknione. Bramki Thiago i Comana, który zresztą jest wypożyczony z Juventusu, zakończyły widowisko.
REKLAMA
Czy kibice dostali najlepszy mecz tegorocznej edycji Ligi Mistrzów? Trudno z tym polemizować - to spotkanie miało wszystko, by spełnić kryteria starcia, które będzie pamiętane przez lata. Ktoś jednak musiał odpaść już w tej fazie rozgrywek. Piękna przegrana, po której można wrócić do domu z podniesioną głową, w środę przypadła Juventusowi.
Piłkarze "walczyli jak opętani”, co podkreśla "La Gazetta dello Sport", dlatego porażka boli tak bardzo. "Guardiola wygrywa, Allegri nie przegrywa” - tak podsumował kapitalne widowisko największy włoski sportowy dziennik.
Źródło: Press Focus/x-news
REKLAMA
Znamy już komplet ćwierćfinalistów: Real Madryt, VfL Wolfsburg, Benfica Lizbona, Paris Saint Germain, Manchester City, Atletico Madryt, Barcelona i Bayern Monachium. Następne mecze Ligi Mistrzów już w kwietniu i trzeba spodziewać się prawdziwych hitów. Starcie Bayernu z Juventusem tylko zaostrzyło apetyty na wielką piłkę.
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl
REKLAMA