Spór między Berlinem a Ankarą. Turcja domaga się ukarania niemieckiego satyryka
Jan Boehmermann w swoim telewizyjnym programie zamieścił pamflet na tureckiego prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana. Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Berlinie - jak podała agencja dpa - dostało w tej sprawie pismo z Ankary.
2016-04-10, 22:52
Niemiecki rząd zbada skrupulatnie treść noty i zdecyduje niezwłocznie, jak postąpić z żądaniem strony tureckiej - powiedziało dpa źródło w niemieckim MSZ. W tym celu na początku przyszłego tygodnia spotkają się przedstawiciele resortu, urzędu kanclerskiego i Ministerstwa Sprawiedliwości.
Turecka nota jest kolejnym elementem w trwającym od kilku tygodni dyplomatycznym sporze między Berlinem a Ankarą, wywołanym w połowie marca satyrycznym programem w niemieckiej telewizji publicznej ZDF.
W audycji "Extra 3" jej twórcy pokazali blisko dwuminutowy klip krytykujący Recepa Tayyipa Erdogana m.in. za brutalne represje wobec dziennikarzy. Na portalu YouTube nagranie obejrzało kilka milionów internautów.
Władze Turcji ostro zaprotestowały przeciwko kpinom z głowy państwa. Do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Ankarze wzywany był kilkakrotnie ambasador Niemiec. Berlin odrzucił początkowo protesty, a rzeczniczka MSZ mówiła, że wolność słowa nie podlega negocjacjom.
Tureckie protesty zachęciły niemieckich satyryków do kolejnych szyderstw.
W wyemitowanym 31 marca programie "Neo Magazin Royale" jego autor Jan Boehmermann odczytał wiersz zawierający niewybredne aluzje do życia seksualnego tureckiego prezydenta. Kierownictwo ZDF uznało wiersz za paszkwil i usunęło nagranie z internetowego archiwum.
Na tym etapie w spór o granice wolności słowa włączyła się kanclerz Angela Merkel.
Szefowa rządu w rozmowie telefonicznej z premierem Turcji Ahmetem Davutoglu oceniła wiersz Boehmermanna jako "świadomie obraźliwy". Merkel podkreśliła znaczenie wolności słowa, zastrzegła jednak, że wolność ta "nie jest nieograniczona".
Prokuratura wdrożyła postępowanie przeciwko satyrykowi. On sam tłumaczy, że świadomie prowokacyjny tekst miał za zadanie "pomóc ustalić granicę" między tym, co jest w satyrze dozwolone, a tym co jest zabronione.
W obronie satyryka stanął szef koncernu medialnego Axel Springer, Mathias Doepfner.
PAP, kk
REKLAMA