Ekstraklasa: wygrani i przegrani. Co przyniosła runda zasadnicza?
30 kolejek, 635 bramek, narodziny nowych gwiazd i duże zniżki formy, a do tego wiele pytań przed decydującą fazą rozgrywek - zapraszamy do podsumowania rundy zasadniczej sezonu 2015/16 w Ekstraklasie.
2016-04-12, 10:30
Posłuchaj
Piotr Włodarczyk o sezonie zasadniczym Ekstraklasy (IAR)
Dodaj do playlisty
Ostatnia kolejka Ekstraklasy przed podziałem ligi na grupę mistrzowską i grupę spadkową pokazała, gdzie leży największa siła reformy rozgrywek. Niestety, także problemy były nazbyt widoczne.
Sobotnie zmagania relacjonowaliśmy na żywo, w radiowej Jedynce do gry wróciło Studio S-13, w którym można było błyskawicznie dowiedzieć się o tym, co działo się na wszystkich ligowych boiskach.
Powiązany Artykuł

Ekstraklasa: Lechia Gdańsk i Podbeskidzie zagrają w grupie mistrzowskiej?
Gigantyczna dawka emocji, walka do ostatnich sekund, brak jednoznacznych odpowiedzi na absolutnie kluczowe pytania dotyczące tego, komu przypadnie mistrzostwo kraju, a kto jest krok od spadku z elitarnego grona polskich drużyn - ESA 37 pokazała całą swoją siłę, a przy nowym rozdaniu możemy być pewni, że nikt nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Można dyskutować na temat tego, czy reforma ligi (a w zasadzie głównie podział punktów, który następuje) jest rozwiązaniem sprawiedliwym dla klubów - od samego początku widać zarówno obrońców, jak i przeciwników tych rozwiązań.
Wielki cień na organizacji rozgrywek rzuciło jednak niesamowite zamieszanie, związane z kwestią elementarną - kto będzie występował w grupie mistrzowskiej, a kto zostanie zmuszony do walki o utrzymanie. Sytuacja kuriozalna, na której rozwiązanie wszyscy mieli czekać aż do środy. W poniedziałek jednak sprawy znów przybrały nieoczekiwany obrót dla Podbeskidzia Bielsko-Biała i Ruchu Chorzów. Z nieba do piekła i odwrotnie.
Powiązany Artykuł

Ekstraklasa: Ruch Chorzów w grupie mistrzowskiej. PZPN porozumiał się z Lechią Gdańsk
W najbliższy weekend kluby rozpoczną nowy, najważniejszy rozdział tego sezonu, mamy więc szansę na to, by podsumować to, co działo się w lidze od lipca ubiegłego roku. Kto znajduje się w tym momencie wśród zwycięzców, a kto musi pogodzić się z dużym rozczarowaniem?
Nie wypuścić mistrzostwa z rąk
Do podziału punktów po rundzie zasadniczej nie chciał się odnieść szkoleniowiec warszawskiego zespołu, Stanisław Czerczesow.
- Nie myślę nigdy o tym, o czym nie powinienem. Nie mam na to żadnego wpływu, więc nie ma tematu - powiedział Rosjanin.
Momentami pragmatyczny, czasem potrafiący zrobić prawdziwy show na konferencji prasowej, przede wszystkim jednak słynący z żelaznej ręki i wielkich wymagań odnośnie swoich piłkarzy. Legia Warszawa ma prawo do tego, by kończyć rundę zasadniczą w dobrych nastrojach.
Po tym, jak w ubiegłym sezonie warszawski zespół stracił szansę na obronę tytułu na ostatniej prostej, wszyscy zachowują czujność, by ten scenariusz się nie powtórzył.
Źródło: X-news/Legia.com
Najważniejszym przeciwnikiem Legii w tej walce może być jednak sama Legia. Podział punktów sprawił, że różnice punktowe nie są już tak duże. Zadyszka, którą złapał wiosną Piast Gliwice, została skutecznie ukryta, choć mistrz jesieni będzie musiał oczywiście gonić, a nie bronić przewagi.
Czy ktoś inny będzie w stanie na przestrzeni 7 meczów rozegrać serię perfekcyjnych spotkań i przeskoczyć najpoważniejszego kandydata do mistrzostwa w tabeli? Biorąc pod uwagę to, że walka będzie się toczyć wśród drużyn najlepszych, brak potknięć wydaje się tu rzeczą niemożliwą - także dla Legii.
Sezon w wykonaniu wicemistrza miał jednak przynajmniej kilka aspektów, które nie zapiszą się dobrze w pamięci kibiców. Europejskie puchary w tym sezonie stoją pod znakiem porażki - z 6 meczów rozegranych w Lidze Europy, udało się wygrać zaledwie raz, do tego doszedł jeden remis. To oczywiście nie mogło pozwolić, by w ogóle marzyć o wyjściu z grupy.
Kilka spotkań z tego sezonu w Ekstraklasie także należy określić jako wpadki, jak choćby porażka 1:2 z Koroną Kielce na własnym boisku na początku sezonu (to idzie jeszcze na konto Henninga Berga) i bolesna klęska z Termalicą Nieciecza, kiedy beniaminek rozbił warszawian aż 3:0. Rachunek jest jednak pozytywny.
Szansą na trofeum i jednocześnie wymierzenie ciosu największemu rywalowi, Lechowi Poznań, nadejdzie też 2 maja, kiedy zostanie rozegrane spotkanie finałowe Pucharu Polski.
Legia strzeliła w rundzie zasadniczej najwięcej bramek i straciła ich najmniej z całej stawki. Trzeba też podkreślić dobre transfery, wśród których jeden wyróżnia się zdecydowanie - mowa oczywiście o Nemanji Nikoliciu.
Serb z węgierskim paszportem ma rewelacyjne statystyki z tego sezonu i trudno sobie wyobrazić, że ktokolwiek będzie w stanie zagrozić mu w otrzymaniu nagrody dla najlepszego gracza Ekstraklasy. 35 meczów, 25 bramek, do tego 7 asyst czyni z niego najskuteczniejszego strzelca od lat, mierzącego nawet w rekord wszech czasów autorstwa Henryka Reymana, legendy Wisły Kraków.
Do tego należy dołożyć Michała Pazdana, którego dobra gra zaowocowała potwierdzeniem miejsca w kadrze Adama Nawałki, zimowy transfer Adama Hlouska i wypożyczenie Artura Jędrzejczyka także zasługują na plus.
Aleksandar Prijović, Ariel Borysiuk, Kasper Hamalainen i Stojan Vranjes podnieśli rywalizację w zespole, ale wszystko wskazuje na to, że Legię w pełni sił zobaczymy dopiero od nowego sezonu, kiedy Stanisław Czerczesow będzie szykował drużynę na europejskie puchary.
Słabsze punkty zespołu? Arkadiusz Malarz zanotował kilka słabszych występów, można zastanawiać się też, czy Radosław Cierzniak to klasa bramkarska, którą prezentował sprzedany do Hull Duszan Kuciak. Wybór - to jednak słowo klucz dla Stanisława Czerczesowa. Rosyjski trener ma zmienników właściwie na każdej pozycji, może rotować zawodnikami bez większych strat dla piłkarskiego poziomu wyjściowej jedenastki. "Nietykalny" jest właściwie tylko Nemanja Nikolić. Czy Legia poradziłaby sobie bez niego? Tego w Warszawie nikt nie chce sprawdzać.
Kto chce gonić lidera?
Sensacyjny lider jesieni, Piast Gliwice, chciał napisać scenariusz przypominający to, co w angielskiej Premier League robi Leicester City. Z zespołu, który wielu skazywało na walkę o utrzymanie, przez długie tygodnie imponował formą, pokazując, że nic nie robi sobie z opinii ekspertów.
Świetny Kamil Vacek, trafiający seryjnie Martin Nespor, wykonujący tytaniczną pracę w defensywie Radosław Murawski i kolekcjonujący asysty po idealnych centrach z lewej strony boiska Patrika Mraz - Piast pod wodzą Radoslava Latala sprawiał wrażenie drużyny idealnie poukładanej, wyważonej, mającej pomysł na grę. Trzeba jednak zaznaczyć, że pozycja w tabeli była tyleż zaskakująca, co zasłużona.
Po zimowej przerwie jednak maszynka czeskiego szkoleniowca zacięła się. 4 pierwsze mecze w Ekstraklasie w tym roku nie przyniosły wygranej, zespół wyraźnie sprawiał wrażenie przemęczonego, stracił swoją skuteczność. Spotkanie w 30. kolejce z Jagiellonią Białystok zakończyło się wygraną 2:0, ale nie znaczy to, że można mówić o powrocie do wielkiej formy.

Bez względu na to, jak zakończy się ten sezon, Piast pokazał, że bez wielkiego budżetu i nazwisk można sprawić ogromną niespodziankę i postraszyć bardziej faworyzowane drużyny.
Słowa uznania na pewno muszą powędrować do Pogoni Szczecin i Cracovii. "Portowcy" kończą rundę zasadniczą na najniższym stopniu podium, mogąc pochwalić się drugą najlepszą defensywą w lidze. Duet stoperów Fojut-Czerwiński został sprowadzony do Szczecina za darmo. O ile wiadomo było, że starszy zawodnik z ekstraklasową przeszłością może być dużym wzmocnieniem, to 24-latek, któremu wygasał kontrakt z Termalicą, mógł stanowić niewiadomą. Mimo to błyskawicznie został jednym z wyróżniających się ligowców.
Przy okazji Jarosława Fojuta, warto zatrzymać się i przyjrzeć jednej z najpiękniejszych bramek tego sezonu, którą defensor zdobył strzałem jeszcze z własnej połowy boiska w meczu z Piastem Gliwice.
Ten i wiele innych, kapitalnych goli w kompilacji, która może posłużyć na pytanie tym, którzy zastanawiają się, czy oglądać Ekstraklasę:
Źródło: YouTube.com/Grzegorz Grabowiec
Jedyne, czego brakowało drużynie, to większa konkurencja w ofensywnych formacjach. Świetną pracę wykonywali 34-letni Rafał Murawski, który przeżywa w tym sezonie drugą młodość, formy z ubiegłego sezonu musiał jednak szukać Łukasz Zwoliński, który po kontuzji nie doszedł jeszcze do pełni dyspozycji.
Siłą "Portowców" była jednak stabilność - drużyna nie przeżywała huśtawki formy, potrafiła wywozić punkty z trudnych terenów, punktowała bardzo regularnie.
Cracovia zanotowała kapitalną jesień - ofensywna gra, brak kalkulowania, duża swoboda i powrót do formy piłkarzy, na których część ekspertów postawiła już kreskę. Deniss Rakels i Mateusz Cetnarski - dwie najważniejsze postaci pierwszej części sezonu - rozgrywali najlepsze miesiące w karierze, strzelając, asystując i rozgrywając. Do tego dochodził świetny Bartosz Kapustka i Damian Dąbrowski, który zajmował się czarną robotą w środku pola, jednocześnie mając też dużo kluczowych podań, które przekładały się na groźne sytuacje.
Mateusz Cetnarski jest pierwszym piłkarzem w lidze, któremu udało się dobić do dwóch dwucyfrowych wyników w bramkach i asystach. 29 meczów, po 10 goli i ostatnich podań to rezultat godny pozazdroszczenia.
Najpierw Cracovia zdecydowała się sprzedać Rakelsa, który w 20 meczach Ekstraklasy zdobył 15 bramek. Jego brak dało się bardzo szybko odczuć. Zadyszka "Pasów" przyszła już pod koniec roku, w ostatnich meczach jednak zespół w ogóle nie potrafi nawiązać do swojej formy, która dała mu miejsce w czołówce tabeli. W pięciu ostatnich meczach nie udało się wygrać ani razu, dodatkowo do końca sezonu nie zagra wspomniany Dąbrowski. Walka o puchary będzie zadaniem bardzo trudnym, a Cracovia będzie musiała przypomnieć sobie, czym imponowała na początku rozgrywek.
Nadzieje wróciły
Lechia to klub, który powoli dąży do tego, by włączyć się do wyścigu o mistrzostwo Polski. Apetyty w Gdańsku od kilku sezonów są już bardzo duże, co potwierdza aktywność klubu na rynku transferowym. I jednocześnie najbardziej obnaża też brak długofalowej wizji, który dolegał tej drużynie w ubiegłych latach.
Gdańszczanie niemalże rzutem na taśmę awansowali do czołowej ósemki, przeżywali w tym sezonie duże zawirowania. Choć mówiono o tym, że w obecnym sezonie uda się nawiązać walkę z czołowymi drużynami, te zapowiedzi zostały brutalnie zweryfikowane. Duża presja, zmiany trenerów, ogromna ilość piłkarzy w klubie, brak stabilizacji - to wszystko nie pomagało Lechii, która od przyjścia Piotra Nowaka z meczu na mecz wygląda coraz lepiej.

Szkoleniowiec poukładał zespół, w poczynaniach piłkarzy widać dużo więcej zaangażowania i charakteru, wreszcie gra wygląda na dużo lepiej zorganizowaną. Brak miejsca w grupie mistrzowskiej mógłby być stratą dla całej Ekstraklasy.
Formę odbudował Milosz Krasić, Sebastian Mila także zaczął dawać więcej zespołowi, ale największym wygranym ostatnich spotkań jest chyba Michał Chrapek. Były piłkarz Wisły Kraków zdecydował się na powrót do Ekstraklasy, ale na pewno nie wyobrażał sobie, że szansa przyjdzie tak późno. Od sierpnia ubiegłego roku nie grał prawie w ogóle, w pierwszych miesiącach w Gdańsku zaliczył jedynie dwa występy.
Nowak nie bał się na niego postawić, w 5 ostatnich spotkaniach wychodził w podstawowym składzie i praktycznie zawsze był wyróżniającą się postacią. Ekstraklasa jest zresztą ligą, która z otwartymi rękami przyjmuje "synów marnotrawnych", wracających z zagranicznych przygód z wielką piłką. Wystarczy wymienić tu Rafała Wolskiego i Filipa Starzyńskiego.
Wiślak do składu swojego zespołu wskoczył błyskawicznie, już kilka dni po przybyciu do Krakowa zaliczył debiut w meczu z Podbeskidziem. "Biała Gwiazda" co prawda przegrała 1:2, jednak Wolski zanotował asystę i w pierwszej połowie kilkoma zagraniami pokazał się z bardzo dobrej strony. Nienaganny technicznie, widzący więcej niż większość piłkarzy Ekstraklasy, potrafiący nieszablonowo rozegrać piłkę - pierwsze spotkanie było bardzo obiecujące, a forma wciąż rośnie.
Można zastanawiać się, czy ten powrót do świata żywych jest oznaką słabości Ekstraklasy - kapitalny powrót do polskiej ligi zalicza też Filip Starzyński, który nie poradził sobie w Lokeren. Zawodnik bardzo podobny w swojej charakterystyce do Wolskiego, świetnie odnalazł się w zespole Zagłębia Lubin, jest jednym z jego najważniejszych zawodników, a drużyna wiosną jest w naprawdę imponującej formie.
"Rycerze wiosny"? Zdecydowanie, a do tego jeden z ciekawszych zespołów w Ekstraklasie, który w grupie mistrzowskiej jest w stanie namieszać. "Miedziowi" mieli w tym sezonie zapewnić sobie spokojne utrzymanie w tabeli, tymczasem pokazali, że nie chcą na tym poprzestać. W swoich 7 ostatnich meczach wygrali 5 razy, 2 zremisowali. W tym roku przegrali tylko raz, z Legią Warszawa.
Europejskie puchary? Dla piłkarzy Piotra Stokowca byłby to świetny wynik, a miejsce w 4. po 30. kolejkach pokazuje, że ten zespół trzeba traktować bardzo poważnie. Trener zebrał odpowiednie szlify w pierwszej lidze, prawie dwa lata pracy w klubie wydają się w pełni procentować. "Miedziowi" mają dobrą bazę i zaplecze, budują drużynę rozważnie, wyciągnęli wnioski po spadku z ligi dwa sezony temu. Co z tego wyjdzie? W tym przypadku na pewno warto śledzić rozwój klubu.
Pozytywnie trzeba ocenić pracę Waldemara Fornalika. Chorzowska mieszanka doświadczenia i rutyny z młodością wyszła trenerowi naprawdę dobrze.
Do formy wrócił Mariusz Stępiński, miejsce Filipa Starzyńskiego, którego stratę oceniano jako dramat, zajął bardzo obiecujący Patryk Lipski, jeden z ciekawszych zawodników młodego pokolenia. Na skrzydłach szaleje Kamil Mazek, którego szybkość jest koszmarem dla obrońców rywali.
Środek pola trzyma Łukasz Surma, przy stałych fragmentach gry wciąż bardzo przydatny jest Marek Zieńczuk, w bramce punkty niejednokrotnie ratował Matos Putnocky. A wszystko to działo się w sposób, który był naprawdę przyjemny dla oka. Ruch przede wszystkim chciał przetrwać trudny sezon, okazało się jednak, że znalazł się wśród zdecydowanych wygranych rundy zasadniczej. I uważana za kontrowersyjną decyzja o jego miejscu w grupie mistrzowskiej niewiele w tej kwestii zmienia.
Sezon do zapomnienia?
Lech Poznań pod wodzą Jana Urbana przeszedł dużą metamorfozę w stosunku do tego, co miało miejsce w końcówce pracy Macieja Skorży. Nowy trener dał drużynie bodziec, nawet, jeśli "Kolejorz" nie grał oszałamiająco, był w stanie gromadzić punkty, których tak brakowało przez pierwsze miesiące sezonu.
Udało się uniknąć blamażu, którym byłaby gra w grupie spadkowej, jednak wiadomo, że oczekiwania były dużo większe. W tym przypadku nawet wielka pogoń za prowadzącymi w tabeli musiałaby być przeprowadzona perfekcyjnie, żeby w pełni uratować sezon. Czy jedynym sposobem na awans do europejskich pucharów jest wygrana z Legią w finale Pucharu Polski? Wiele na to wskazuje.
Trudno jednak znaleźć wytłumaczenie na to, co działo się na początku rozgrywek w Poznaniu. Lech przegrywał mecz za meczem, choć wydawało się, że przeprowadził sensowne transfery latem. Wizja Macieja Skorży rozsypała się jednak jak domek z kart i szybko stało się jasne, że coś w tej współpracy uległo wyczerpaniu. Słabsza forma najlepszych piłkarzy, kontuzje - to tylko część tego, co było bolączką zespołu.
W tym momencie Urban chce skupić się na udanym finiszu, w którym będzie próbował zbliżyć się do czołówki, Lech na pewno będzie też chciał utrudnić życie Legii Warszawa. Dwa mecze z warszawskim zespołem, które w najbliższym miesiącu rozegra "Kolejorz", będą świetną okazją do tego, by pokrzyżować szyki rywalowi.
- Chcemy zrewanżować się Legii za ubiegłoroczną porażkę. Mimo że w tamtym spotkaniu przegraliśmy, to uważamy, że graliśmy lepiej. Po tamtej porażce wywalczyliśmy zresztą mistrzostwo Polski. Teraz, gdy wychodzimy z problemów, kontuzji, chorób, ten finał będzie idealną szansą, by pokazać kibicom, że ten puchar nam się należy - stwierdził prezes Lecha Karol Klimczak.
Źródło: Agencja TVN
Nie zabrakło zawodów
Jagiellonia Białystok, Śląsk Wrocław, Wisła Kraków i Górnik Zabrze - to cztery drużyny, które ubiegły sezon zakończyły w grupie mistrzowskiej. W obecnym musiały przełknąć gorzką pigułkę, jaką jest gra o utrzymanie.
Zabrzanie są w fatalnej sytuacji, po podziale punktów mają ich na swoim koncie zaledwie 13, do bezpiecznego miejsca tracą 4 "oczka". Reformę mogą potraktować jak wielką szansę na to, by uniknąć spadku. Światełka w tunelu jednak nie widać. Ostatnia wygrana miała miejsce jeszcze w ubiegłym roku, od wznowienia rozgrywek po przerwie zimowej udało się im zgromadzić tylko 4 punkty. Jeśli w przyszłym sezonie będzie można oglądać ich w Ekstraklasie, na pewno będzie można mówić o małym cudzie.
Sytuacji nie potrafił uratować Leszek Ojrzyński, który potrafił odnajdywać się w opałach. Tym razem jednak trenerski instynkt zawiódł, nie pomogli piłkarze, których sprowadził do drużyny, a zabrzańska drużyna wciąż przypomina zlepek indywidualności, do tego nie najwyższej klasy. Ojrzyński podkreślał, że największym utrudnieniem są problemy mentalne, nie udało mu się ich jednak w żaden sposób przezwyciężyć. Okręt wydaje się tonąć, a sprowadzony na ratunek Jan Żurek nie ma wiele czasu na działanie. W weekend rozpocznie się najważniejszy etap sezonu.
Pożary wydają się opanowane w Wiśle Kraków i Śląsku Wrocław. Dwa zasłużone kluby znalazły się w opałach. Zmiany trenerów przyniosły jednak szybki efekt - Dariusz Wdowczyk był blisko wprowadzenia "Białej Gwiazdy" do grupy mistrzowskiej, Mariusz Rumak zdołał pokonać Lecha Poznań i Cracovię. Droga do komfortu jest jednak jeszcze odległa, a miejsc na błędy nie będzie.
Problemów w tych trzech klubach jest jednak więcej i trudno mówić o tym, by nawet uratowanie ligowego bytu było w stanie diametralnie odmienić sytuację. Zaległości finansowe względem piłkarzy, ograniczone środki na transfery, słabe zaplecze jeśli chodzi o szkolenie młodzieży i wprowadzanie jej do zespołu...
- Nikt nie czuje się komfortowo, gdy pracuje, a nie dostaje za to pieniędzy. Dodałbym jeszcze do tego brak długofalowej wizji klubu. Drużyny Śląska i Wisły jeszcze niedawno były mistrzami Polski i grały w pucharach, natomiast nic nie szło w zgodzie z tymi sukcesami - ani inwestycje, ani myślenie o tym, co będzie za te pięć lat. Mówię tu przede wszystkim o budowie akademii z prawdziwego zdarzenia - powiedział Krzysztof Przytuła, były piłkarz, ekspert nc+.
Zespół, który przecież nie tak dawno był mistrzem Polski, nie zrobił nic, by przekuć ten sukces na realizacje mocarstwowych planów. Kolejne sezony były raczej równią pochyłą, a w chwili obecnej zespół znajduje się najniżej od lat. Oczywiście w ubiegłych sezonach także zdarzały się kryzysy, jak choćby ten za czasów Stanislava Levy'ego, kiedy przejmujący zespół Tadeusz Pawłowski musiał walczyć o utrzymanie w grupie spadkowej.
Wystarczy jednak spojrzeć na frekwencję na trybunach, by zauważyć poważny problem zarówno finansowy, jak i sportowy. Granie na stadionie, który może pomieścić 40 tysięcy kibiców, wymaga przynajmniej częściowego jego zapełnienia, inaczej trzeba liczyć się ze stratami.
Do gorszących scen doszło po meczu 26. kolejki Ekstraklasy pomiędzy Śląskiem a Zagłębiem Lubin (0:2). Kibice gospodarzy lżyli swoich zawodników, a także siłą zabierali im koszulki, krzycząc, iż nie zasługują na grę w barwach klubu. To nie były sceny, które przystoją Ekstraklasie. Co gorsza, podobne wydarzenia miały miejsce w Kielcach, gdzie Górnik przegrał z Koroną Kielce w ostatniej serii gier przed podziałem punktów.
- Nie powinno to funkcjonować w ten sposób... Dla mnie to dziwna sytuacja, bo nie wierzę, by piłkarze czy trenerzy nie chcieli, żeby ich drużyna grała jak najlepiej. Na wszystko potrzeba jednak czasu. Zawodnicy wiedzą, w jakiej są sytuacji i nie warto tego pogłębiać. Wręcz przeciwnie, powinni teraz czuć, że mają wsparcie kibiców, bo zastraszaniem na pewno się im nie pomoże - powiedział Sławomir Chałaśkiewicz, były piłkarz Śląska Wrocław.
Źródło: Press Focus
Jagiellonia wydaje się być ofiarą poprzedniego sezonu, który znacznie rozbudził oczekiwania, choć można odnieść wrażenie, że Michał Probierz odniósł wynik, który był ponad stan. Na pewno nie pomogło też to, że stracił Michała Pazdana i Macieja Gajosa, dwóch zawodników, którzy bardzo wiele znaczyli dla zespołu z Podlasia.
Do tego zespół opuścili też Mateusz Piątkowski, Patryk Tuszyński i Nika Dzalamidze - dobrze pokazuje to, jak mocno rozmontowana została "Jaga". To musiało odbić się na wynikach, bo nawet Bartłomiej Drągowski, jeden z najlepszych golkiperów Ekstraklasy ubiegłego sezonu, w najlepszej formie nie poprawiłby znacznie rezultatów. Inna sprawa, że młody piłkarz może być uznany za jedno z większych rozczarowań trwającej batalii, a częściej niż o świetnych meczach i zagraniach mówi się o wybrykach mniej związanych z grą.
Kto jeszcze w walce o ligowy byt?
Odpowiedź jest krótka i banalnie prosta - cała dolna ósemka. Tutaj kilka tygodni słabszej formy może zadecydować o tym, kto pożegna się z ligą. Przy tak małych różnicach i meczach bezpośrednich wszystko może się zdarzyć. Wydaje się jednak, że Wisła Kraków jest zbyt mocna na to, by traktować ją jako poważnego kandydata do spadku. W tym przypadku może powtórzyć się sytuacja sprzed dwóch lat, kiedy Śląsk Wrocław zdecydowanie wyróżniał się na tle innych drużyn.
Na drugim miejscu spadkowym pozostaje Górnik Łęczna. 6 ostatnich spotkań bez wygranej, brak liderów, którzy mogliby poprowadzić zespół w trudnych momentach. Personalnie Łęczna wydaje się mieć jeden z najsłabszych zespołów ligi. Są problemy z bramkarzami, nominalnym stoperem został ostatnio Radosław Pruchnik, poważnym osłabieniem była kontuzja Leandro, chybione transfery zimowe, chimeryczny Jakub Świerczok, który potrafi zachwycić, by w kolejnych kilku spotkaniach przejść obok meczu... 7 ostatnich gier sezonu będzie arcytrudnym zadaniem dla Jurija Szatałowa.
- Jeśli chcemy się utrzymać w Ekstraklasie, musimy wygrywać, to znaczy zdobywać bramki. Mieliśmy dziś kilka sytuacji ku temu, ale bardziej martwi mnie to, że w defensywie, to my sami stwarzamy przeciwnikom okazje do strzelenia goli. Żeby zachować byt w ekstraklasie musimy teraz poprawić skuteczność, zdobywać bramki, a to zależy od indywidualnych umiejętności piłkarzy - mówił trener po spotkaniu z Lechem Poznań.
Podbeskidzie Bielsko-Biała pokazało kibicom, że nie powinni mieć wielkich obaw - pod względem formy z ostatnich spotkań miejsce ich drużyny było w większym stopniu w górnej ósemce tabeli. Robert Podoliński pokazał, że jego nieudana przygoda z Cracovią nie powinna być powodem do tego, by oceniać go jako trenera, który nie ma predyspozycji do prowadzenia zespołów z Ekstraklasy. Porwał się na bardzo trudno misję, jednak na pewno wyszedł z niej z twarzą. Gra w elicie była o włos, a piłkarze tacy jak Adrian Mójta, Mateusz Szczepaniak, Kohei Kato czy Mateusz Możdżeń pod jego wodzą grali naprawdę dobrą piłkę.
Jeśli utrzymają obecną dyspozycję, nie powinni mieć większych problemów z utrzymaniem miejsca w lidze. Można zastanawiać, jak poradzą sobie z ciosem, który nadszedł w poniedziałek, ale czasu na przeżywanie decyzji, za sprawą której stracili szansę na spokojne przetrwanie sezonu, po prostu nie będzie.
Podobnie jest w Kielcach. Korona przed sezonem miała być murowanym kandydatem do spadku, jednak trener Marcin Brosz potrafił stworzyć coś z niczego. Dziesiąte miejsce po 30. kolejkach to wynik zaskakujący, biorąc pod uwagę czarne chmury, które zebrały się nad klubem przed startem rozgrywek. Ostatnie tygodnie to wielka forma Airama Cabrery, który seryjnie strzelał, a jego gole dawały ważne punkty. Punkty, które mogą być kluczem do pozostania w lidze.
Przez długi czas zespół miał problem z wygrywaniem na własnym boisku, ale z czasem i to udało się odczarować. Brosz, który utrzyma ten zespół, w Kielcach naprawdę może być uznawany za magika.
Powodów do wielkiego optymizmu nie ma Termalica. Po imponującym zwycięstwie z Legią i ważnej wygranej z Górnikiem Łęczna przyszedł znaczny spadek formy, w ostatnich 4 spotkaniach nastąpiły 3 porażki i remis.
Frekwencja na meczach rośnie, dotychczasowych 30. kolejek przyniosło rekord pod tym względem.
Oglądamy sezon interesujący, w którym walka znów będzie toczyć się do samego końca. Nie zabrakło pozytywnych zaskoczeń, wielu przepięknych trafień i meczów, które na pewno zapadną w pamięć. Oczywiście też są elementy, które wciąż szwankują, nie wszystko poszło po myśli części zespołów. Wydaje się jednak, że bilans wychodzi jak najbardziej na plus.
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl