Ekstraklasa: dublet Legii Warszawa może być początkiem hegemonii. Ktoś dotrzyma kroku mistrzowi?

Nowy mistrz Polski osiągnął swój główny cel na ten sezon, sięgając po tytuł, który przejmuje z rąk Lecha Poznań. Czy to zapowiedź nadchodzącej w kolejnych latach dominacji stołecznego klubu?

2016-05-15, 22:19

Ekstraklasa: dublet Legii Warszawa może być początkiem hegemonii. Ktoś dotrzyma kroku mistrzowi?
Ekipa Legii z pucharem mistrzowskim, podczas ceremonii medalowej. Foto: PAP/Bartłomiej Zborowski

Posłuchaj

Stanisław Czerczesow (tłum.): Oczywiście ten mecz trzeba było wygrać i z takprzystąpiliśmy. Spokojnie się przygotowywaliśmy i myślę, że wygraliśmy zasłużenie. Gratuluję piłkarzom, wiedzieliśmy czego chcemy - zdobyć Puchar Polski i włożyć do niego złote medale za tytuł (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Legia Warszawa po raz jedenasty w historii została piłkarskim mistrzem Polski, był to zarazem 11. raz w historii polskiego futbolu, kiedy ta sama drużyna zdobyła mistrzostwo i Puchar Polski, a stołeczny zespół szósty raz cieszy się z dubletu. To powtórka z lat 1955-56, 1994-95 i 2013.

- Serdecznie gratuluję moim piłkarzom zwycięstwa i mistrzostwa, ale od początku mojej pracy takie były założenia. Zasłużyliśmy na to zwycięstwo, ale z takim założeniem wyszliśmy na boisko. Piłkarzom należą się słowa pochwały, ale teraz będzie czas na analizę całego sezonu, w tym również meczu z Pogonią. Mamy świadomość, że to stulecie klubu i chcieliśmy podziękować kibicom - mówił szkoleniowiec warszawskiego klubu.

Spotkanie z Pogonią Szczecin teoretycznie miało być testem dla piłkarzy Stanisława Czerczesowa, w którym zawodnicy mieli odpowiedzieć na pytanie, czy potrafią poradzić sobie z presją i zrobić ostatni krok do tego, by osiągnąć cel, który był jasny na długo przed startem sezonu. "Teoretycznie", bo Legia w ostatnim czasie potrafiła bezlitośnie odprawiać z kwitkiem zespoły, które chciały pokrzyżować jej szyki.

Cracovia wracała z Warszawy z bagażem 4. bramek, identyczną liczbę goli przyjął pretendent do tytułu, gliwicki Piast. To były momenty, w których nie było miejsca na potknięcie. W niedzielę nadszedł kolejny z nich, podobnie jak poprzednie, wykorzystany w sposób optymalny. Zespół Stanisława Czerczesowa przez większą część meczu nie rozgrywał wielkiego spotkania, ale potrafił podkręcić tempo i wykorzystać błędy rywali w sposób wyrachowany.

REKLAMA

Można powiedzieć, że podobnie przebiegał cały sezon. Legii zdarzało się zawodzić w naprawdę kiepskim stylu, w dodatku wtedy, kiedy wydawało się, że maszyna wreszcie znajduje się na właściwym torze. Ale kiedy przychodziły najważniejsze mecze, myliła się sporadycznie. Bramkowe statystyki pokazują jasno - najwięcej strzelonych, najmniej straconych świadczą o sile poszczególnych formacji. Przede wszystkim jednak Legia trafiła z transferami, a jeden z nich jest wręcz popisową inwestycją, która w dużej mierze dała tytuł. Chodzi oczywiście o Nemanję Nikolicia.

Serb z węgierskim paszportem został bezdyskusyjnym królem strzelców, trafiał w starciach z każdą drużyną Ekstraklasy. Jeśli chodzi o zimna głowę pod bramką przeciwnika, to można mówić o tym, że był bezkonkurencyjny. Nikolić to jednak zawodnik, na którym nie opiera się gra stołecznego zespołu - jest snajperem, najlepiej czującym się w szesnastce, żyjącym z podań. Rzadko można było zobaczyć jego gole po indywidualnych akcjach, rzadko wdawał się w dryblingi, nie czarował techniką. Ale był zabójczo skuteczny, i z tego właśnie trzeba go rozliczać.

Czerczesow potrafił wiele wydobyć z piłkarzy ofensywnych, kilku z nich zanotowało duży postęp w stosunku do tego, co prezentowali pod wodzą Henninga Berga. W defensywie zdarzały się wpadki, jednak trzeba zauważyć, że dobra gra Michała Pazdana i Igora Lewczuka zaowocowała powołaniami do kadry Adama Nawałki. Transfer Hlouska okazał się strzałem w dziesiątkę, lewy obrońca to zawodnik, który bardzo szybko odnalazł się w Legii i pokazywał się z bardzo dobrej strony. W końcówce sezonu dobrze wyglądał też sprowadzony z Lechii Gdańsk Ariel Borysiuk.

REKLAMA

Legia była także zespołem, który uniknął drastycznej zniżki formy. 21 zwycięstw, 10 remisów i 6 porażek nie jest rezultatem, który pozwala mówić o totalnej dominacji - losy tytułu rozstrzygnęła dopiero ostatnia, 37. kolejka. Mimo tego, że rewelacyjny momentami Piast Gliwice potrafił w pewnym momencie sezonu odskoczyć reszcie stawki, nie był w stanie utrzymać tempa i zgubił wiele punktów, co Legia wykorzystała w bardzo krótkim czasie.

W ostatnich latach możemy mówić o dominacji warszawskiego zespołu - ostatnie cztery lata to trzy zwycięstwa w Ekstraklasie i trzy Puchary Polski, które zostały dołączone do klubowej gabloty. Nie jest to stan, którego nie da się zmienić, bo Legia piłkarsko nie jest lata świetlne od swoich rywali, nie ma możliwości, by dowolnie wybierać piłkarzy z każdego polskiego klubu, rozbijać kolejnych rywali i śrubować nowy rekord w tym, ile zajmie jej zapewnienie sobie przewagi nie do odrobienia. To nie sytuacja, którą oglądamy w ostatnich latach we Włoszech, Niemczech czy Francji. Wszystko jednak wskazuje na to, że nowy mistrz Polski właśnie w tę stronę zmierza.

Legia może pochwalić się największym budżetem,  

Po niedzielnym spotkaniu i ceremonii dekoracji, rozpoczęła się mistrzowska feta. Kibice przeszli spod stadionu przy Łazienkowskiej na plac Zamkowy, co także pokazuje, jaki potencjał (jeśli chodzi o fanów) ma klub.

REKLAMA

Nowoczesny stadion, na którym grę regularnie ogląda kilkanaście tysięcy ludzi, dobrze wykorzystywany potencjał marketingowy i praca nad tym, by stosunki z tymi, który zasiadają na trybunach to recepta na sukces. W tej ostatniej kwestii zostało jeszcze trochę do zrobienia, ale widać, że Legia idzie do przodu. Pytanie o kolejne sezony Ekstraklasy jest w zasadzie tylko jedno - czy ktoś będzie w stanie dotrzymać jej kroku? Lech Poznań przeżył fatalny, rozczarowujący sezon, Piast Gliwice może (choć oczywiście nie musi) okazać się jednoroczną sensacją. Rewelacyjne Zagłębie Lubin jest jak na razie niewiadomą.

Szkoleniowiec Legii stoi przed szansą zbudowania drużyny, która może długo rozdawać karty w Ekstraklasie.

- Chciałbym również podziękować władzom klubu za umożliwienie świętowania w taki sposób. Nie lubię świętować, wolę pracować. Uważam, że trener jest od tego aby dobrze przygotować piłkarzy, ale nie może im przeszkadzać. Dlatego nie wchodziłem do szatni, kiedy zawodnicy świętowali. Muszę jednak przyznać, że moi piłkarze lepiej świętują niż grają. Ale na boisku też się poprawią. Starannie przemyślę decyzję czy zostanę w Legii po rozmowach z kierownictwem klubu - kończył pomeczowe komentarze Stanisław Czerczesow.

REKLAMA

Jeszcze kilka dni temu kibice byli wściekli, że postanowił potraktować ulgowo spotkanie z Lechią w Gdańsku. Legia ma wielkie problemy z grą na tym stadionie, a Rosjanin zdecydował się za główny cel obrać wygraną z Pogonią na własnym boisku. Jak widać, opłaciło się. Jaki jest kolejny krok? To oczywiste - Liga Mistrzów.

Tutaj jednak dochodzimy do punktu, przy którym można zatrzymać się na dłużej. Oczywiście Legia nie jest potentatem i będzie potrzebować szczęścia w losowaniu kolejnych rywali w drodze do piłkarskiego raju. Właściwie nie ma miejsca na dyskusję na temat tego, czy wzmocnienia są potrzebne, bo jest to oczywiste, jeśli chce się rzucić wyzwanie czołowym drużynom Europy.

Czerczesow wie, na co stać jego zespół, musi też mieć świadomość, że jeśli zostanie w Warszawie, czeka go jeszcze dużo pracy. Nikt w zespole nie ukrywa, jakie są cele na najbliższe lata, a wymarzona Liga Mistrzów urosła przez ostatnie 20 lat do rangi czegoś nieosiągalnego. Obecny sukces z krajowego podwórka musi zostać wykorzystany do tego, by wreszcie odczarować zamknięte drzwi do wielkiej piłki. 

REKLAMA

Źródło: x-news/Foto Olimpik

Legia Warszawa - Pogoń Szczecin 3:0 (1:0)

Bramki: 1:0 Jakub Czerwiński (14-samobójcza), 2:0 Nemanja Nikolic (83), 3:0 Kasper Hamalainen (86).

Żółta kartka - Legia Warszawa: Michał Pazdan, Nemanja Nikolic. Pogoń Szczecin: Mateusz Matras.

Sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz). Widzów 29 381.

REKLAMA

Legia Warszawa: Arkadiusz Malarz - Artur Jędrzejczyk, Igor Lewczuk, Michał Pazdan, Adam Hlousek - Guilherme, Ariel Borysiuk, Tomasz Jodłowiec, Kasper Hamalainen (90+2. Marek Saganowski), Michał Kucharczyk - Nemanja Nikolic (90+9. Michaił Aleksandrow).

Pogoń Szczecin: Jakub Słowik - Adam Frączczak, Jakub Czerwiński, Jarosław Fojut, Mateusz Lewandowski (72. Łukasz Zwoliński) - Adam Gyurcso (73. Takafumi Akahoshi), Rafał Murawski, Mateusz Matras, Dawid Kort (90+3. Miłosz Przybecki), Ricardo Nunes - Wladimer Dwaliszwili.

ps, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej