Sklepiki szkolne: dietetyk uważa, że jakość żywności w sklepikach szkolnych ulegnie obniżeniu

- Obawiam się, że nawet placówki które przystosowały się do poprzedniego rozporządzenia zmienią jakość żywienia. Łatwiej będzie kupić tani jogurt cukrowy niż bawić się we własną produkcję, a niestety człowiek z natury szuka prostszych rozwiązań - mówi w rozmowie z Portalem Spożywczym Anna Patrzałek, dietetyczka i autorka bloga "Dylematy mamy i taty".

2016-09-04, 07:07

Sklepiki szkolne: dietetyk uważa, że jakość żywności w sklepikach szkolnych ulegnie obniżeniu
Oprócz zwiększonych ilości cukru do szkół powraca też sól. - Nie tylko nie ograniczamy jej ilości, ale też zmieniamy zdrowszą sodowo-potasową na zwykłą.Foto: Pixabay

Anna Patrzałek przyznaje, że, na skutek wejścia w życie nowego rozporządzenia dotyczącego sklepików szkolnych obawia się powrotu wielu śmieciowych produktów w żywieniu zbiorowym oraz niezdrowych zwyczajów.

- W myśl nowych przepisów cukier można sypać do wszystkiego, a w napojach ogranicza się go do dwóch łyżeczek na szklankę. Z moich obserwacji wynika, że mało osób dorosłych pije tak słodką herbatę. Biorąc pod uwagę zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia co do ilości cukru w diecie przedszkolaka, wypijając szklankę takiego napoju, dziecko przekracza dzienny limit. A gdzie miejsce na słodycze, słodkie płatki, napoje, czy jogurty „dla dzieci” - pyta dietetyczka.

Oprócz zwiększonych ilości cukru do szkół powraca też sól.

- Nie tylko nie ograniczamy jej ilości, ale też zmieniamy zdrowszą sodowo-potasową na zwykłą. Jest tańsza, a dosolenie wydaje się być prostsze niż dobieranie ziół do danej potrawy. Tymczasem u dzieci, zwłaszcza młodszych, sól bardzo łatwo ograniczyć, gdyż szybko przyzwyczajają się do smaków naturalnych. Dlatego z pewnością zmieniłabym obecną w rozporządzeniu formę zapisu na temat soli, który brzmi bardzo skomplikowanie i niepraktycznie. Zamiast pięciu linijek tekstu wystarczyło napisać do 0,3 g soli na 100 g produktu. I to właśnie ilość soli, nie sodu, jest napisana na każdej etykiecie - dodaje.

REKLAMA

Jak przekonuje autorka bloga "Dylematy mamy i taty" oprócz samych zapisów obecnych w rozporządzeniu problemem jest brak wsparcia dla osób odpowiedzialnych za żywienie w szkołach.

- Z mojego doświadczenia wynika, że po praktycznym szkoleniu intendentki nie krytykowały założeń dokumentu, a myślały, jak je dobrze zrealizować - dodaje.

Anna Patrzałek jest magistrem inżynierem technologii żywności i żywienia człowieka na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie oraz edukatorem żywieniowym w programie "Zdrowo Jemy Zdrowo Rośniemy". Pracuje jako dietetyk w Przedszkolu Samorządowym w Krakowie i jest członkinią Polskiego Towarzystwa Dietetyki, a także współautorką bloga "Dylematy mamy i taty".

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej