Zatrzymania po "czarnych protestach" w Poznaniu i w Warszawie. Policjanci w szpitalu
Siedem osób zostało zatrzymanych w związku z zakłóceniem porządku podczas „czarnych protestów” w Warszawie i Poznaniu. Pięciu policjantów po zajściach w stolicy Wielkopolski trafiło do szpitala. – W stronę policjantów rzucane były kamienie i petardy – powiedział w TVP Info Mariusz Ciarka z wielkopolskiej policji. Szef MSWiA Mariusz Błaszczak zaznaczył z kolei, że napastnicy mieli na głowie kominiarki i prawdopodobnie wywodzą się ze środowisk anarchistycznych. Mają dziś usłyszeć zarzuty.
2016-10-04, 13:26
Posłuchaj
Mariusz Błaszczak zapowiada, że dziś zarzuty usłyszą osoby, które zaatakowały policjantów po Czarnym Proteście w Poznaniu (IAR)
Dodaj do playlisty
W Poznaniu zatrzymano trzy osoby; dwóch mężczyzn i jedną kobietę. Jak poinformował rzecznik komendanta wojewódzkiego policji w Poznaniu mł. insp. Andrzej Borowiak, po "czarnym proteście" na placu Mickiewicza grupa kilkuset osób przeszła w kierunku ulic: Ratajczaka i św. Marcin. Tam, przy mieszczącej się nieopodal siedzibie PiS kilka osób w kominiarkach rzucało kamieniami, racami i petardami w stronę funkcjonariuszy policji.
Komendant główny policji nadinsp. Jarosław Szymczyk powiedział, że „nie ma zgody i przyzwolenia, aby atakować policjantów stojących na straży prawa”. Jak relacjonował komendant, trzy osoby, które w Poznaniu zaatakowały policjantów, były wcześniej notowane za podobne przestępstwa i są powiązane ze środowiskiem anarchistycznym. - Ten atak był powodem do podjęcia interwencji, w wyniku której zatrzymano trzy najbardziej agresywne osoby. W pewnym momencie doszło do próby odbicia tych osób. Wtedy policjanci użyli gazu pieprzowego - mówił komendant.
- Nie ma zgody i przyzwolenia, aby atakować policjantów stojących na straży prawa. Oskarżenia o brutalność policji są bezpodstawne - dodał Szymczyk.
W Warszawie po "czarnym proteście" policja przedstawiła zarzut popełnienia wykroczenia polegającego na zakłócaniu legalnego zgromadzenia czterem 18-latkom.
REKLAMA
- Do komistariatu przy ul. Dzielnej policja doprowadziła czterech mężczyzn. Rzucali w kierunku protestujących jajkami. Przedstawiono im zarzuty zakłócania przebiegu legalnego zgromadzenia - powiedział Robert Szumiata ze stołecznej policji. Kodeks wykroczeń przewiduje za to karę ograniczenia wolności lub grzywny. Mężczyźni po przesłuchaniu zostali zwolnieniu. Będą odpowiadać przed sądem z wolnej stopy - poinformował Szumiata.
pp/PAP
Ok. 17 tys. osób - według szacunków służb porządkowych - wzięło udział w "czarnym proteście" w Warszawie. W poniedziałek wieczorem uczestnicy manifestacji z pl. Zamkowego przeszli przed Sejm i przed Teatr Polski, gdzie odbywała się gala "Tygodnika Solidarność". Tam manifestacja dobiegła końca.
W poniedziałek odbywał się strajk kobiet - protest wobec możliwego zaostrzenia przepisów dot. aborcji. W wielu miastach odbyły się manifestacje, największa z nich - w stolicy.
Zgromadzenie rozpoczęło się po południu na pl. Zamkowym w Warszawie. Według organizatorów - wzięło udział ponad 20 tys. osób - zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Służby porządkowe szacują, że w kulminacyjnym momencie uczestniczyło w niej ok. 17 tys. osób, choć - jak zastrzegają - była duża rotacja.
Późnym popołudniem uczestnicy manifestacji przeszli z pl. Zamkowego przed Sejm; następnie część z nich postanowiła pójść pod Teatr Polski, gdzie odbywała się gala z okazji 35-lecia Tygodnika Solidarność, z udziałem m.in. prezydenta Andrzeja Dudy, premier Beaty Szydło oraz przedstawicieli rządu. Przed teatrem zgromadziła się kilkudziesięcioosobowa grupa, która rozeszła się przed godz. 20.
REKLAMA
Powiązany Artykuł

Jarosław Sellin: trwa spór między cywilizacją życia i śmierci
Manifestowały i kobiety i mężczyźni. W Warszawie padał deszcz, więc "czarnemu protestowi" towarzyszyły kolorowe parasole. Na transparentach można było przeczytać hasła: "Beata niestety, twój rząd obalą kobiety", "Potrzebują dziś obrony nasze siostry, matki, żony", "Ratujmy kobiety przez wyborem czy iść do nieba czy do więzienia". Skandowano hasła: "Chcemy kochać, nie umierać", "Jestem, czuję, decyduję", "Wolny wybór", "Kobiet prawa - ważna sprawa", "Moje ciało, moja broszka" "Wściekłe macice nie cofną się przed niczym", "Solidarność jest kobietą".
Pod kolumną Zygmunta zebrało się kilkoro przeciwników aborcji z ogromnymi transparentami oraz zdjęciami płodów po aborcji. Od głównej demonstracji odgradzał ich szczelny kordon policji.
Strajk kobiet, nazywany również "czarnym poniedziałkiem", to akcja, która miała swój początek w internecie; jej uczestniczki zapowiadały, że nie przyjdą do pracy lub nie będą wykonywać codziennych obowiązków, apelowano, by solidarność ze strajkującymi zamanifestować czarnym strojem. Manifestacje odbyły się w wielu polskich miastach, a także za granicą. Protestom towarzyszyły różnego rodzaju akcje, np. dni otwarte w organizacjach broniących praw kobiet, w niektórych miastach mężczyźni przygotowywali dla strajkujących posiłki.
PolskieRadio.pl
REKLAMA
Organizowano też m.in. bezpłatne treningi, zajęcia jogi oraz wycieczki, a także rozmaite warsztaty i happeningi.
Jednocześnie, w ramach sprzeciwu wobec "czarnego protestu", organizowane były "białe protesty", w sieci pojawiły się także inicjatywy pod hasłem "Nie biorę udziału w strajku kobiet!" czy "Nie bądź krową, ubierz się kolorowo", zachęcano, by czarny strój pozostawić "tym, którzy mają czarne sumienia". W kościołach prowadzone były modlitwy w intencji ochrony życia; zachęcał do nich Episkopat.
pp/PAP/IAR
REKLAMA