Szok na Stadionie Olimpijskim. Chuligani West Ham i Chelsea zafundowali Anglii powrót do przeszłości
Sportowe widowisko w spotkaniu West Ham - Chelsea zeszło na dalszy plan. Obserwatorzy meczu Pucharu Ligi mogli poczuć się jak 30 lat temu, kiedy chuligani rządzili na angielskich stadionach. Bójki, latające w powietrzu krzesła i aresztowania - jak wygląda krajobraz po bitwie na Stadionie Olimpijskim?
2016-10-27, 21:30
Przenosiny West Ham na nowy obiekt miały być początkiem nowej ery dla "Młotów". Sympatycy tej drużyny nie mają w Anglii najlepszej prasy, często inicjowali rozmaite zatargi z innymi stołecznymi klubami - krótko mówiąc, stanowili jedną z tych grup, które znajdowały się pod lupą służb.
Pod koniec ubiegłego sezonu klub po 112 latach pożegnał Boleyn Ground, obiekt ukochany przez fanów, będący jednym z najstarszych i najbardziej zasłużonych na Wyspach. Ale nawet wtedy nie zabrakło kontrowersji - przed meczem doszło do incydentów, spotkanie zostało opóźnione o 45 minut, ponieważ autokar piłkarzy Manchesteru United został obrzucony przez chuliganów różnymi przedmiotami. Na pojazd posypały się, jeszcze przed stadionem, puszki po piwie i butelki. Niewielkie obrażenia odnieśli jeden z funkcjonariuszy policji oraz przedstawiciel służb publicznych.
W porównaniu z tym, co miało miejsce w środę na Stadionie Olimpijskim, nie były to jednak wydarzenia, które komentowałaby cała Anglia. West Ham mierzył się w derbowym pojedynku w Pucharze Ligi z Chelsea. Można było spodziewać się, że nie obejdzie się bez napięć, ale Anglia przecież przez lata spokoju odwykła już od tego, że na stadionach potrafiło dochodzić do dantejskich scen.
West Ham, który już w 48. minucie prowadził 2:0 po golach Senegalczyka Cheikhou Kouyate i Szwajcara Edimilsona Fernandesa, pokonał zespół Antonio Conte, "The Blues" byli w stanie zdobyć zaledwie honorową bramkę w doliczonym czasie gry. Podczas spotkania atmosfera była jednak niezwykle gorąca. Oczywiście służby wiedziały, że to mecz podwyższonego ryzyka, teoretycznie były przygotowane na to, że coś może się wydarzyć. Wydarzenia jednak potoczyły się bardzo szybko, a sytuacji nie poprawiał też fakt, że Stadion Olimpijski w Londynie nie jest areną stworzoną do piłki nożnej.
REKLAMA
Kibice West Ham wielokrotnie narzekali na to, że nie stworzono sektora rodzinnego czy sektora dla seniorów. Zabrakło też tego dla kibiców, którzy tworzą doping, czyli tych najbardziej zagorzałych (i w niektórych przypadkach najbardziej problematycznych). Tarcia pojawiały się także między fanami tej samej drużyny. Narzeka także policja, która najwyraźniej nie jest w stanie zagwarantować bezpieczeństwa ani w wystarczającym stopniu kontrolować tłumu.
Problemy mają z tym także stewardzi, którzy zabezpieczają strefy buforowe i zgodnie ze swoimi obowiązkami nakazują fanom oglądać spotkania na siedząco. To może brzmieć banalnie, ale miejsc stojących na angielskich stadionach po prostu nie ma z uwagi na bezpieczeństwo widzów.
Kłopoty West Ham w ostatnim czasie może ilustrować prost fakt - od początku tego sezonu już 23 chuliganów dostało dożywotnie zakazy stadionowe ze strony klubu.
REKLAMA
- To był koszmar. Jeśli nie zamkną tego stadionu, to prędzej czy później ktoś zostanie na nim zabity - mówił po środowym meczu jeden z kibiców w rozmowie z BBC.
Niewielka grupa ludzi miała na celu zaangażowanie się w konfrontację z kibicami drużyny przeciwnej, rozpoczniemy w tej sprawie śledztwo, ich zidentyfikowanie i usunięcie ze Stadionu Olimpijskiego jest naszym priorytetem
W sektory gości poleciały monety, butelki i połamane krzesełka, w sumie siedem osób zostało aresztowanych. Wśród 5 tysięcy przyjezdnych także nie zabrakło tych, którzy prowokowali. To zawsze jest kwestia sporna, ale w tym przypadku zawiniły obie strony. Do "dogrywki" doszło pod stadionem i na okolicznych ulicach, zapędy chuliganów musiała studzić policja.
West Ham stara się odpowiedzieć stanowczo, zapowiadając, że zbada tożsamość wszystkich zamieszanych w incydenty osób, a całe zachowania określając jako "niedodpuszczalne". Na takie zachowania w Premier League nie ma miejsca, a polityka "zero tolerancji" jest wciąż aktualna.
REKLAMA
Poczułem uderzenie w bok głowy, myślałem, że dostałem butelką albo kamieniem. Przyłożyłem rękę i zorientowałem się, że mam na głowie ranę. Na ziemi leżało trochę monet. Po wyjściu ze stadionu dojście do metra było absurdalne, widziałem walczące ze sobą grupy, nie było sposobu, by zapewnić ludziom pełne bezpieczeństwo
- Nie podoba mi się, że dochodzi do tego typu wydarzeń. Ważne jest, aby zawsze była pozytywna atmosfera. W Anglii do tego jesteśmy przyzwyczajeni i chciałbym, aby tak pozostało, bo pod tym względem jest to fantastyczny kraj - powiedział menedżer "The Blues" Antonio Conte.
Źródło: x-news
To, co można było zobaczyć podczas spotkania "Młotów" z Chelsea, godzi w starannie wypracowany wizerunek Premier League. Wśród komentujących te wydarzenia często pojawiały się opinie, że przypominało to wydarzenia z najgorszych lat angielskiej piłki, kiedy chuligani czuli się na stadionach bezkarni, a bójki czy zamieszki były właściwie codziennością. Podróż w czasie? Dla tych, którzy pamiętali obraz futbolu na Wyspach sprzed ponad trzech dekad, coś było na rzeczy.
REKLAMA
- Piłka nożna stała się lepsza, bardziej otwarta dla szerszej grupy fanów. Nikt nie chce zobaczyć powrotu do lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Mocna odpowiedź jest całkowicie na miejscu i każdy, kto w środę sprawiał kłopoty, nie powinien już nigdy pojawić się na stadionie - powiedziała minister sportu, Tracey Crouch.
Reforma Margaret Thatcher przyniosła rozwiązanie problemu i otworzyła drogę do powstania bazy pod najpopularniejsze i najbardziej dochodowe rozgrywki na świecie. Wielkie tragedie, takie jak te na stadionach Hillsborough, Heysel czy Bradford, pochłonęły blisko 200 istnień, sprawiając, że angielscy "kibice" zyskali fatalną opinię. Akurat w tej kwestii wiele się nie zmieniło, jednak to, jak wykorzeniono bandytyzm i agresję, stało się przykładem wręcz modelowym, podawanym przy każdej okazji, kiedy w innych krajach dojdzie do zamieszek czy bójek na trybunach.
Określono dokładnie model zachowań, który nie będzie akceptowany podczas meczów, a tych, którzy nie chcieli się do tego dostosować, po prostu odsunięto za pomocą olbrzymich kar i zakazów stadionowych, często dożywotnich. Policja właściwie zniknęła z obiektów, zastąpili ją przeszkoleni do pracy z tłumem stewardzi. Dziś fani oglądają piłkę na najwyższym poziomie o krok od linii bocznej, bez ogrodzonych sektorów. Zdarzają się incydenty, jednak to przypadki marginalne.
Ale wydarzenia z derbów Londynu pokazały, że nie wszystko na angielskich stadionach jest tak nieskazitelne, jak mogłoby się wydawać.
REKLAMA
ps, PolskieRadio.pl
REKLAMA